69 ღ ...kiedy zmiany są coraz bliżej...

1.9K 125 52
                                    

Trzy miesiące później

— Jacob, możesz w końcu wydusić o co ci do cholery jasnej chodzi?! — warknęła Willow, odkładając nóż. Ryzyko dźgnięcia nim Blacka było zbyt duże.

— O ciebie!

Brunetka przymknęła oczy, oddychając głęboko. Od momentu, gdy praktycznie zamieszkała u Carlisle'a, Jake zachowywał się jeszcze bardziej głupio niż zazwyczaj. Na każdym kroku okazywał swoje niezadowolenie, posyłał siostrze złośliwe uwagi i na domiar złego nie był łaskaw powiedzieć, o co mu chodzi.

— Sądziłam, że zakończyliśmy temat twojego księżniczkowania — syknęła, usiłując nie wybuchnąć.

— Będę go poruszał tak długo, aż nie zniknie — prychnął cicho chłopak, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Ja się tylko martwię...

— Potrafię o siebie zadbać.

— Jasne.. — zakpił Jacob, wywracając oczami. Willow nie była typem mocarza, jej wątłe ciałko było niczym w porównaniu do potężnych, alabastrowych wampirów, które w zdecydowanej nadwyżce wypełniały dom. — Jesteś tylko człowiekiem, tak przypomnę.

— Który wciąż może użyć na tobie noża, jeśli się nie zamkniesz — odpowiedziała Black, zagryzając kawałek zielonej papryki. Oparła się o blat, z dziwną satysfakcją przyglądając się bratu.

Może w innych okolicznościach mogłaby stwierdzić, że był uroczy, jednak nie tamtego dnia. Nie, gdy po raz kolejny dał jej do zrozumienia, że jest marnym, nic nieznaczącym człowiekiem.

Jake zacisnął zęby, co było wyraźnie widoczne. Willie jednak nie chciała pytać o dokładną przyczynę, więc na powrót zajęła się sporządzaniem zapiekanki.

— Willow... — Jake podszedł bliżej brunetki, gdy nieprzerwanie sporządzała danie. Zieloną paprykę posypała ugotowanym wcześniej makaronem. Całość przysypała serem i zaczęła układać zielone połówki oliwek. — Martwię się. Tu już nie chodzi o krew i o... Tylko o twoją kruchość. Wcześniej nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale.. on... i ty...

— On i ja co? — mruknęła, nie zaprzestając zajęcia.

— Kiedy ty... wy... oj, nie każ mi tego mówić... — mlasnął zniesmaczony, a jego policzki zarumieniły się. Tylko tego brakowało, aby prowadził z siostrą pogadankę, na temat tych spraw.

Willow natomiast na chwilę zaprzestała, unosząc na brata pełne zdziwienia spojrzenie. Jednak gdy tylko dojrzała czerwień na jego skórze, zrozumiała.

Z dziwną satysfakcją, wymalowaną ma twarzy oparła się o blat. Nie zamierzała mu tego odpuścić.

— Kiedy my co?

— Wills, proszę...

— Wysłów się, bo najdzie cię...

— On jest dużo silniejszy, okej?! Może cię rozerwać! Może skończyć się tak, jak z Bellą! — krzyknął, wymachując przy tym teatralnie rękami.

Wpatrywał się szeroko otwartymi, ciemnymi oczami w siostrę, lecz ona tylko powoli żuła oliwkę. Po kilku sekundach milczenia przełknęła ją, gotowa odpowiedzieć na zarzuty Jacoba.

— Po pierwsze, chuj ci do tego, złotko. Po drugie, Carlisle mnie nie — przyłożyła dłoń do ust, usiłując ukryć uśmiech — rozerwie... Po trzecie...

— Czyli wy... — Jacob przetarł twarz, a czerwień rozlała się po całej jej powierzchni. Zbłaźnił się, znowu.

— Jake, odwal się. — Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym wsunęła danie do piekarnika. Nastawiła zegar na czterdzieści pięć minut i odwróciła się do wciąż stojącego w miejscu, Jacoba. — Oliwkę?

Promień słońca || Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz