Willow znów wróciła do domu w środku nocy. Podczas spotkania z Cullenem ojciec dzwonił do niej trzy razy z pytaniem, kiedy w końcu pojawi się w domu. Za każdym razem zbywała go krótkim "za chwilę będę", jednak doskonale była świadoma pretensji, które zastanie, gdy tylko pojawi się w domu.
Nie obchodziło jej to jednak w najmniejszym stopniu. Czas z Carlislem minął jej zbyt szybko. Zupełnie jakby zdążyła mrugnąć żałosne dwa razy.
Kiedy dotarli na granicę rezerwatu i nadszedł moment rozstania było jej autentycznie przykro. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie darzyć wampira taką sympatią. Pożegnali się więc i Willie powoli ruszyła w swoją stronę, w głowie na nowo przeżywając ten wieczór.
Musiała stawić czoło teraźniejszości dopiero, gdy stanęła twarzą w twarz z Billym Blackiem. Uśmiechnęła się jedynie niepewnie, czekając na wybuch ojca.
— Czy ty masz dwanaście lat?
— Dwadzieścia sześć — odparła, jeszcze zupełnie spokojnie.
— Szlajasz się nie wiadomo gdzie po nocy!
— Przecież odbierałam telefony!
— Mam ci za to dać nagrodę?!
— Tato nie rób problemu tam, gdzie go nie ma — westchnęła, opadając na kuchenne krzesło. Dopiero wtedy poczuła, jak bardzo bolą ją nogi. Jej ciemne oczy spoczęły na chwilę na zegarze. Druga trzynaście faktycznie nie była zbyt dobrą godziną. O siódmej Willie musiała wstać do pracy.
Podniosła się i zupełnie niewzruszona wzrokiem ojca, przeciągnęła się.
— Jeśli skończyłeś, idę spać. Muszę jutro wstać...
— Willow, czy ty w ogóle... — Pan Black przerwał, gdy głośny łoskot dotarł do jego uszu.
Po chwili w drzwiach kuchni pojawił się Jacob, z metalową puszką w ręku. Zamierzał przeprosić wszystkich za hałas, jednak widząc minę ojca, wolał jedynie uśmiechnąć się przepraszająco. Skoro Billy strofował córkę, Jake nie chciał mu przeszkadzać.
— Jake, w samą porę na pogadankę — ucieszyła się Willie, klaszcząc w dłonie. Wymownym gestem wskazała bratu krzesło.
Jacob wyprostował się i niepewnie zrobił dwa kroki do przodu. Jego siostra wywróciła oczami. W końcu to on miał większe szanse, by uciec ojcu.
— Doceniam, ale jestem zmęczony. Nessie dała w kość...
— Czemu wracasz tak późno? — Pan Black skierował pytanie do syna, który zmieszał się.
Willow natomiast miała ochotę podskoczyć z radości. W końcu ojciec uczepił się nie tylko jej.
— Tato, mnie nikt nie zamorduje. Gorzej z Willie. Poza tym spotkałem jeszcze po drodze Carlisle'a, wymieniliśmy kilka zdań...
— Po drodze? — zdziwił się Billy.
Serce Willow natychmiast przyspieszyło.
— Spacerował niedaleko rezerwatu, to sobie pogadaliśmy. — Wzruszył ramionami Jake, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Spojrzał na siostrę, która wyraźnie zbladła. Najpierw zamierzał ją wyśmiać, jednak dopiero po chwili zwrócił uwagę na jej szybki oddech.
Już chciał ją pytać, co się stało jednak dostrzegł jej dość nietypowy ubiór i fryzurę. Zmarszczył nos w charakterystyczny dla siebie sposób, jednak nic więcej nie powiedział.
— Przecież... Willie, ty też wychodziłaś do Belli...
— Zostałam dłużej u Alice. Idę spać — obwieściła brunetka i zanim ktokolwiek zdołał ją zatrzymać, poszła do swojego pokoju.
CZYTASZ
Promień słońca || Carlisle Cullen
FanfictionPo stu siedemdziesięciu latach Carlisle Cullen powraca do Forks. Wraz z rodziną osiedla się niedaleko miejsca, w którym półtorej wieku wcześniej zawarł pakt z plemieniem Quileute'ów. Nie pozostało już nic z tamtych czasów, a doktor postanawia żyć t...