56 ღ ...kiedy stawiasz na podstęp...

1.7K 124 31
                                    

Lot z Egiptu do Seattle minął Carlisle'owi i Willie w ciszy. Żadne z nich nie miało odwagi, by ją przerwać. No, może i Willie miała, jednak brakowało jej chęci. Poza tym znalazła sobie całkiem ciekawe zajęcie. Co chwilę doglądała szczeniaka.

Cullen jedynie zerkał na dziewczynę, gdy ta próbowała przedostać się każdorazowo przez jego fotel. Specjalnie podał Willow bilet z miejscem przy oknie, aby wychodząc musiała się do niego odezwać. Ona jednak znalazła inne wyjście. Po prostu przepychała się, nie trudząc się choćby zwyczajowym przepraszam nawet wtedy, gdy nadepnęła mu na buta lub potknęła się i lądowała na kolanach blondyna.

Carlisle zrozumiał, że była wściekła.

Podczas podróży do Forks doktorowi także nie udało się przerwać ciszy. Willie albo rozmawiała ze swoim nowym przyjacielem, albo zajęta była telefonem.
Carlisle wolał więc poczekać, aż humor dziewczyny ulegnie choć stopniowemu polepszeniu.

Gdy dotarli do domu, Black wręcz wybiegła z auta i pognała wprost do budynku. Nie mogła się doczekać, aż pokaże Renesmee niespodziankę.

Wbiegła na piętro, a w salonie zastała jedynie Jaspera.

— Hej Jazz! — zaśpiewała radośnie, podchodząc do blondyna. Wciąż trzymała szczeniaka na rękach, a zwierzątko zaczęło nieśmiało wąchać nieznajomego.

— Co to za szczur? — zapytał złotowłosy, wstając z kanapy. Podszedł i ledwo musnął psa palcem. Szczeniak prychnął cicho i odsunął pyszczek.

— Jasper, poznaj Mozarta. Mozart, to wujek Jasper.

— Mozart?

Willow wywróciła oczami, słysząc głos Carlisle'a. Powoli się odwróciła i dostrzegła, że mężczyzna stoi przy drzwiach i się w nią wpatruje.

— Mozart, to Carlisle, pan - Wszystko - Wiem - Najlepiej — powiedziała, muskając ustami ciemną głowę szczeniaka. — Chodź, pokażę ci resztę domu.

Willow wyszła, wciąż trzymając psa. Jasper tymczasem zerknął na ojca i widząc jego minę, nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

— Pierwsza kłótnia zaliczona?

— To nie jest śmieszne — odparł Cullen, pocierając czoło. Jeszcze kilka takich zachowań Willie i nabawi się zmarszczek jako pierwszy wampir na świecie. — Nie odezwała się przez cały lot, rozumiesz? Cały.

— A co mam nie rozumieć. — Wzruszył ramionami Jasper, rozsiadając się wygodniej na kanapie. Cieszył go fakt, że choć raz ktokolwiek z jego rodziny mógł poczuć się jak on, gdy Alice miała ciche dni. — Al potrafi nie odzywać się przez tydzień, dobrze o tym wiesz...

— Wiem — mruknął cicho blondyn, siadając obok syna. Wiele razy był świadkiem tego, jak Alice terroryzowała biednego Jaspera. Wtedy wydawało mu się to zabawne, jednak teraz szczerze mu współczuł. — Jak wam poszło?

— Dobrze — przyznał szczerze Jasper. — Moi dawni znajomi wpadną... Alice też udało się kilku namówić. Przyjadą najdalej pojutrze.

— Kiedy wracają Edward i Bella?

— Dzwonili, że będą wieczorem.

— Czy już wspomniałem, że twój plan był do dupy? — zapytał znów Jacob wykorzystując okazję, że Bella zniknęła z Ness na stacji benzynowej. Mała miała potrzebę.

— Mogłeś zainterweniować! — odparł Edward, zerkając na chłopaka we wstecznym lusterku.

Z założenia plan odseparowania Willie od Carlisle'a był dobry. Sądził, że Black skusi się na turniej. Dodatkowo ta cała gadka o ochronie dziewczyny. Cullen sądził, że doktor połknie haczyk. I tak się nawet stało, ale Willie go wypluła.

Promień słońca || Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz