Nadeszły Święta Bożego Narodzenia. Czas, który powinno spędzać się w gronie rodziny. Cieszyć się, świętować, rozmawiać, śmiać. W domu Blacków od śmierci Sarah nie bywało tak kolorowo, ale tego roku święta przypominały stypę.
Rebecca i Solomon nie przybyli, bo w tym roku obiecali spędzić święta z rodziną Finau. Jacob towarzyszył Renesmee, Belli i Edwardowi u Charlie'ego. Tylko Rachel i Paul wrócili z podróży poślubnej i pojawili się w domu Blacków.
Członkowie rodziny zjedli uroczystą kolację, porozmawiali, pośmiali się. Tylko Willie była nieobecna, myślami w zupełnie innym miejscu. Dała ponieść się fantazji i myślała, jakby to było spędzić święta z Carlisle'em. W domu Cullenów. Z piękną, wielką choinką. W przyozdobionym tysiącami światełek domu. W towarzystwie uśmiechniętych wampirów.
Tęskniła za nimi każdego dnia, o każdej porze. Z każdym dniem wyglądała coraz gorzej i tak samo się czuła. Nie mogła znaleźć w sobie siły, by żyć dalej z podniesioną głową.
Następnego dnia o poranku, gdy we czwórkę zebrali się przy choince, by rozpakować prezenty, Willie czuła się jeszcze paskudniej. W jej pokoju wciąż znajdował się prezent, który ponad miesiąc temu kupiła dla Carlisle'a. Chciała mu go wręczyć na święta.
Gdy Rachel cieszyła się nową bransoletką, otrzymaną od swojego męża, Willow zignorowała rodzinną sielankę i wyszła z małego saloniku.
Rachel, która dzień wcześniej dowiedziała się o zakończonym związku siostry, natychmiast ruszyła za nią, pozostawiając daleko w pamięci błyskotkę.
— Willow... Willow, czekaj... — poprosiła, łapiąc siostrę za dłoń. — Gdzie idziesz?
— Pobiegać.
— W tej chwili? — zapytała niepewnie blondynka. — W święta? Nie możesz tego...
— Właśnie nie mogę — szepnęła Willie łamiącym się głosem. — Nie dam rady tu dłużej wysiedzieć... Powinnam teraz być z nim, tam... nie tutaj, nie z wami...
Rachel nie potrzebowała więcej słów. Pokiwała głową i pozwoliła siostrze wyjść z domu. Martwiła się o nią, ale widziała, że z każdym dniem z Willie jest coraz gorzej. Nie chciała więc przytrzymywać jej w domu na siłę. Jeśli sport miał jej jakoś pomóc, dobrze.
Lahote jednak nie wróciła jeszcze do pokoju. Wyciągnęła telefon i w książce telefonicznej odgrzebała numer, który pozostał jej jeszcze sprzed ślubnych perypetii.
Odetchnęła i nacisnęła zieloną słuchawkę.
— Cześć Rosalie, z tej strony Rachel Lahote...
ღ
Willow wciąż biegła przed siebie, nie zważając na mróz i na łzy, które nieprzerwanie od opuszczenia rezerwatu spływały jej po policzkach.
Świadomie wybrała drogę, którą biegła, gdy spotkała Carlisle'a. Miała nadzieję, że i tym razem na niego trafi. Musiała go zobaczyć. Wystarczyło jej tylko jedno spojrzenie. Byleby tylko znów mogła ujrzeć te złote, kochane tęczówki.
Trzynaście dni. Tak długo się z nim nie widziała. Miała wrażenie, że to cholerne lata. Każda minuta bez niego była jak igła, bezlitośnie wbita w jej serce.
Powody, dla których się rozstali były dla niej absurdalne. Przecież powiedziała Carlisle'owi, że stanie się wampirem, ale za kilka lat. Chciała jeszcze pożyć jako człowiek, ale chciała też spędzić wieczność z blondynem. Wydawało jej się, że doszło do porozumienia zwłaszcza, że wampir był gotowy wcale jej nie zmieniać. Dlaczego więc tak łatwo zaczął kwestionować jej szczerość.
CZYTASZ
Promień słońca || Carlisle Cullen
Fiksi PenggemarPo stu siedemdziesięciu latach Carlisle Cullen powraca do Forks. Wraz z rodziną osiedla się niedaleko miejsca, w którym półtorej wieku wcześniej zawarł pakt z plemieniem Quileute'ów. Nie pozostało już nic z tamtych czasów, a doktor postanawia żyć t...