Gdy Kaure wręczyła Willow paczkę, Cullen prawie krzyknęła z radości. Podziękowała kobiecie, ale po angielsku, i nie tracąc czasu, pobiegła do łazienki. Zgodnie z wcześniejszymi informacjami, które znalazła, przygotowała ciepły kompres, następnie obficie posmarowała siniaka maścią.
Tego dnia rano Carlisle obiecał, że pokaże jej wyżej położone części wyspy. Willie cieszyła się więc, że przed nią dzień pełen wrażeń. Miała nadzieję, że będzie tak zajęta, że nie będzie w stanie myśleć o blondynie.
Naiwna.
Chyba specjalnie ubrał koszulkę, która idealnie opinała jego muskularne ciało. Przy każdym ruchu uwydatniały się jego mięśnie, a perfekcyjny kaloryfer na tym perfekcyjnym ciele wręcz krzyczał "DOTKNIJ MNIE".
Czujne, złote oczy, tak pilnie wpatrujące się w drogę. Willow zalała fala ciepła, bo wyobraziła sobie, że całą swą uwagę skupia na niej.
I te smukłe, długie palce.
Mruknęła poriytowana, zwracając na siebie uwagę mężczyzny.
— Co się stało? — zapytał, jak zwykle zmartwiony, jak zwykle niewinny.
— Komar — prychnęła Willie, agresywnym ruchem odpychając od siebie wielki liść. Niech ta maść działa szybciej.
Przez cały dzień udawało jej się utrzymywać Carlisle'a na dystans, jednocześnie znacznie pogarszając swój stan. Była zdenerwowana, choć wciąż musiała to ukrywać. A Cullen co chwila pytał, czy wszystko z nią dobrze.
Miała ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że nie.
Po czterech dniach oglądania filmów, dreptania po wyspie, i utrzymywania frustracji na wodzy, stało się coś, czego Willie od dawna oczekiwała.
Rano, ubierając się z uśmiechem zauważyła, że jej siniak jest już ledwo widoczny. W każdym razie żółty, zdecydowanie mniejszy. A to znaczy, że jej celibat się zakończył.
Skorzystała jeszcze z toalety i gotowa była rzucić się na Cullena dosłownie w tamtej chwili. Bez śniadania, bez jakiegokolwiek uprzedzenia. Nigdy nie kochała się z nim na kuchennym blacie. To musiało być ciekawe doświadczenie.
Jej plany zniszczyła jedna, wysoce niepożądana rzecz.
— NO CHYBA KURWA NIE — krzyknęła. Nie wierzyła w to, co się działo. W największych koszmarach nie brała takiego scenariusza pod uwagę. — JA SIĘ ZABIJĘ.
— Wills, wszystko dobrze? — rozległ się głos blondyna, tuż potem ciche pukanie.
— Nic nie jest dobrze! — warknęła, a chwilę później stanęła w drzwiach. Jej włosy wciąż były potargane, w oczach ciskały gromy, a Carlisle był zupełnie zdezorientowany. — DOSTAŁAM OKRES! — jęknęła, wychodząc z pomieszczenia.
Wpadła wprost w ramiona męża, który właśnie przetwarzał informacje. Willow mówiła, że ze względu na swoją przypadłość, miesiączka pojawia się u niej dwa, trzy razy w roku. Niespodziewanie, boleśnie, potem znika po dwóch albo trzech dniach. Widocznie postanowiła wybrać sobie akurat ten termin.
— Dlaczego? — zapytała żałośnie, opierając czoło na torsie blondyna. — Dlaczego mnie to spotyka? Dlaczego dziś? Dlaczego w nasz miesiąc miodowy? A miałam dla nas taki cudowny plan! Carlisle, zabij mnie.
Blondyn pokręcił głową.
— Willie, to tylko kilka dni... Potem znów będziesz...
Wampir nie dokończył, bo Willow przyciągnęła go za kołnierz koszulki nieco niżej, aby znaleźli się na równym poziomie.
CZYTASZ
Promień słońca || Carlisle Cullen
FanfictionPo stu siedemdziesięciu latach Carlisle Cullen powraca do Forks. Wraz z rodziną osiedla się niedaleko miejsca, w którym półtorej wieku wcześniej zawarł pakt z plemieniem Quileute'ów. Nie pozostało już nic z tamtych czasów, a doktor postanawia żyć t...