— Jacob ostrzegam, przesuń się!
Żadne słowa siostry nie robiły na nim wrażenia. Miał opóźniać do przyjazdu Carlisle'a i właśnie to miałzamiar robić. W opcjach, które rozważał było jeszcze przkucie Willow łańcuchem do drzewa i posadzenie jej na dachu, więc obecna faza nie była nawet w połowie tak zaawansowana jak dwie kolejne.
— Zmuś mnie.
— Jacob do kurwy nędzy!
— Entliczek, pętliczek... — zaczął wyliczankę, wciąż stojąc w drzwiach. — Dwanaście perliczek... Szybko uciekały, gdy Willow widziały... Z ust ciekła jej piana, wściekłością owiana, od kurw biednego brata wyzywała...
— Ja cię naprawdę zabiję — obiecała, grożąc chłopakowi palcem.
Zamierzała jak najszybciej opuścić La Push, potem Forks. Przyjęła propozycję Uniwersytetu i w ciągu trzech dni musiała się zjawić, podpisać potrzebne papiery. Nie mogła więc tracić czasu.
— Naprawdę uciekasz? — zapytał Jake unosząc brew. Widać musiał uciec się do podstępu. Willie nienawidziła, gdy zarzucano jej słabość i tchórzostwo.
— Tak — odparła, a jej brat nie był w stanie ukryć zaskoczenia.
Willow wykorzystała to i przepchnęła się przez drzwi. Ciągnęła za sobą ogromną walizkę, dlatego dopiero po kilku krokach zorientowała się, że Jake za nią nie biegnie. Spojrzała za siebie. Black stał tam i wpatrywał się w nią, szczerząc zęby. Spojrzała przed siebie.
Z wrażenia puściła rączkę. Stała jak wryta, wptrująć się w wampira, który powoli podążał w jej stronę.
— Carlisle? — zapytała, nie dowierzając własnym oczom. Po wizycie w szpitalu nie spodziewała się go jeszcze zobaczyć. Po ucieczce z budynku straciła nadzieję, że doktor zechce jeszcze odbudować ich relację. Tymczasem on stał, w niewielkiej odległości od niej, a delikatne krople deszczu muskały jego idealną figurę. — Co ty tu robisz?
— Przyszedłem przeprosić — odparł, a na jego twarzy momentalnie wykwitł uśmiech. Tak długo jej nie widział. Wyglądała mizernie, faktycznie. Była zmęczona i wyraźnie strapiona. Czy naprawdę rozstanie z nim doprowadziło ją do takiego stanu? — Rozmawiałem z Edwardem. Źle zinterpretował to, co myślałaś, ale... ale tu nie chodzi o Edwarda, tylko o mnie. Chyba... chyba bałem się uwierzyć, że możesz tak po prostu chcieć być taką, jak ja... i... i zgodzić się na przemianę tylko ze względu na mnie...
— Nie tylko — przerwała Willie, podchodząc bliżej Carlisle'a. Nie mogła się powstrzymać. Potrzebowała go. Musiała go dotknąć, poczuć jego zapach, dotyk, chłód ciała. — Jestem egoistką i... i zrobiłabym to także dla siebie... bo... nie potrafię żyć bez ciebie, Carlisle... Po prostu...
— Przepraszam — szepnął Cullen, łapiąc policzki dziewczyny w obie dłonie. — Za to jaki byłem, za moje ciągłe wątpliwości... Nie powinienem był w ciebie wątpić... w ciebie i twoje słowa... Willow, kocham cię. Nie mam wątpliwości, że jesteś moją bratnią duszą, moją towarzyszką... nie zostawiaj mnie, błagam cię...
Willow roześmiała się, tuż potem z jej oczu popłynęły łzy. Od kilkunastu dni płakała tylko z powodu swojej bezradności i nieszczęścia. Tęskniła za łzami szczęścia.
Jak mogła mu nie wybaczyć? Kochała go na zabój. Deklarowała, że zrobi dla niego wszystko i sytuacja była jak najbardziej aktualna.
— Już nigdy cię nie zostawię — obiecała, wtulając się w Cullena. W końcu poczuła się, jak kiedyś. Bezpieczna, szczęśliwa, na swoim miejscu. — Ale... — Uniosła wzrok, gdy przypomniała sobie o jeszcze jednej rzeczy. — Widziałeś wyniki?

CZYTASZ
Promień słońca || Carlisle Cullen
FanfictionPo stu siedemdziesięciu latach Carlisle Cullen powraca do Forks. Wraz z rodziną osiedla się niedaleko miejsca, w którym półtorej wieku wcześniej zawarł pakt z plemieniem Quileute'ów. Nie pozostało już nic z tamtych czasów, a doktor postanawia żyć t...