Willow siedziała w kuchni i rozkoszowała się błogą ciszą. Czytała książkę, delektując się jednocześnie Nutellą, której słoik odnalazła gdzieś w odmętach lodówki. Niby dzień po terminie, jednak wciąż smakowała wyśmienicie.
— Willow, możemy pogadać? — Rebecca weszła do kuchni powolnym krokiem. Dość nieśmiało, jak na nią.
Willie wyciągnęła z buzi łyżeczkę i pokiwała głową. Nie miała ochoty na rozmowy, ale nie mogła też odmówić siostrze, która wkrótce miała wyjechać.
Rebecca zajęła miejsce naprzeciwko brunetki. Uśmiechnęła się niepewnie, zerkając na książkę.
— Co to? Romansidło?
— Kryminał.
— Ach, no tak...
— O co chodzi? Za chwilę muszę się zbierać...
— Chciałam cię zapytać — zaczęła powoli dziewczyna — o tatę...
Willow westchnęła, odsuwając od siebie Nutellę. Zupełnie straciła na nią ochotę.
— Dlaczego z nim nie rozmawiasz?
— Od razu nie rozmawiasz... — mruknęła Willow. Prawda była taka, że to ojciec nie rozmawiał z nią, a nie ona z nim. Gdyby tylko wiedziała, że jej odpowie, powiedziałaby do niego kilka słów. Ale nie chciała się narzucać. W końcu nie wytrzyma tej dręczącej ciszy.
— Dlaczego tak się zachowujecie? Chodzi o to, że nie nocowałaś w domu?
Willie wywróciła oczami. Ach, gdyby jej problemem było tylko nocowanie poza domem...
— Tata... nie lubi Carlisle'a.
— Jak to nie lubi? — zdziwiła się Rebecca. Wydawało jej się, że lekarz jest świetna partią dla Willow. — Ma stałą pracę i to taką prestiżową... na miejscu, jest tylko pięć lat starszy... przystojny, spokojny...
— Skąd wiesz, że jest spokojny?
— Willie, przez całe wesele pilnował ciebie bosą i pijaną, sam był trzeźwy i nie usłyszałam od niego słowa marudzenia! A jak na ciebie patrzy! Dziewczyno, tata powinien skakać z radości! Zawsze marudzi, że mieszkamy z Solem tak daleko, a tymczasem i Rachel i ty będziecie na miejscu! Willow... a jakie piękne będą wasze dzieci...
Willow doznała krótkiego napadu kaszlu.
— Tatą bym się nie przejmowała. Pamiętasz, jaki raban podniosła Rada, kiedy wyjeżdżałam...
— Och, jeszcze o tych dziadach zapomniałam — jęknęła Willie, ukrywając twarz w dłoniach. Zupełnie zapomniała, że na kolejnym spotkaniu będzie musiała tłumaczyć się ze związku z wampirem, który wyszedł na jaw podczas wesela.
Właściwie to nie mogli jej nic zrobić, niczego zabronić, jednak bądź co bądź, chciała żyć w zgodzie ze starszyzną plemienną. Chociaż z drugiej strony, staruszkowie musieli przełknąć fakt, że wilkołak wpoił się w hybrydę. A to chyba gorsze.
— Daj spokój, Wills! — roześmiała się Rebecca. — Mamy dwudziesty pierwszy wiek, nie nasza wina, że oni zaparkowali piętnastym. Poza tym, co ich obchodzi twój związek? Zajmij się tylko tym, żeby tata polubił twojego złotowłosego anioła... a nawet jeśli nie polubi, to trudno. Za Solem też nie przepadał i popatrz... pojechali sobie razem na ryby...
Willie kiwnęła głową, jednak słowa siostry wcale jej nie uspokoiły. Nie mogła wyobrazić sobie Carlisle'a i Billy'ego nad rzeką, łowiących ryby. Zupełnie nie.
— Rebecca wybacz, ale muszę już jechać. Carlisle za chwilę kończy pracę i... — wyjaśniła pospiesznie Willow, wstając. Wrzuciła łyżeczkę do zlewu, nutelle do lodówki i chwyciła jeszcze telefon. Gotowa była wybiec, jednak wzrok siostry ją powstrzymał. — Co?

CZYTASZ
Promień słońca || Carlisle Cullen
FanfictionPo stu siedemdziesięciu latach Carlisle Cullen powraca do Forks. Wraz z rodziną osiedla się niedaleko miejsca, w którym półtorej wieku wcześniej zawarł pakt z plemieniem Quileute'ów. Nie pozostało już nic z tamtych czasów, a doktor postanawia żyć t...