Billy z niepokojem zerknął na Willow, snującą się po domu. Minął tydzień, odkąd wróciła od Cullenów w okropnym stanie. Zamknęła się w pokoju i wyszła dopiero następnego dnia. Nie pomogła żadna próba nawiązania kontaktu, krótkiej rozmowy.
Na każdą z nich Willie odpowiadała spojrzeniem spod byka i znów znikała w swoim zaciszu. Jacob także niewiele pomógł. Zarzekał się, że nie wiedział, co było źródłem takiego zachowania siostry.
Rebecca wyjechała, więc zniknęła jedyna osoba, która mogła wyciągnąć cokolwiek od Willie.
Willow faktycznie siedziała w swoim pokoju już siódmy dzień. Dokładnie tydzień minął od jej zerwania z Carlisle'em.
Tęskniła za nim. Za jego zapachem, hipnotyzującym spojrzeniem. Ciepłym uśmiechem, który powodował, że czuła motyle w brzuchu. Za chłodnym, ale delikatnym jak muśnięcie motyla dotykiem. Kojącym głosem.
Nie chciała się z nim rozstawać. Wciąż go kochała, potrzebowała. Nie rozumiała, dlaczego podjął właśnie taką decyzję. Faktycznie, ostatnio trochę się sprzeczali, ale nie sądziła, że cokolwiek ich poróżni. Łudziła się, że ich miłość jest na tyle silna, by poradzić sobie ze wszystkim.
Otarła kolejną łzę, która skapnęła na zdjęcie z akademii. Tamtego dnia, gdy zobaczyła przed sobą uśmiechniętego Cullena czuła, jakby złapała szczęście za ogon. Tamtego dnia pocałował ją po raz pierwszy, był to oficjalny początek ich wspólnej drogi.
Krzyknęła, usiłując pozbyć się frustracji, która ją wypełniała. Złapała szklankę, stojącą na biurku. Zanim zdążyła przemyśleć swój ruch, cisnęła nią w przeciwległą ścianę. Rozkruszyła się, odłamki upadły na ziemię, a wraz z nimi zdjęcie, na którym była z mamą, jako pięcioletnia dziewczynka.
— O nie — szepnęła, podbiegając do bałaganu. Ukucnęła, by spośród odłamków wygrzebać fotografię. Ramka uległa zniszczeniu, przednia szybka także. Ze zdjęcia spoglądała na Willie uśmiechnięta Sarah. Z jej oczu emanowało ciepło, takie samo jak zawsze, które potrafiło uleczyć każdą ranę i pocieszyć złamane serce.
Złamane serce. Właśnie takie było teraz serce Willow. Złamane, zniszczone, zbezczeszczone, podarte. Oddała je w całości Carlisle'owi. Nie chciała nic w zamian. Tylko tyle, by się nim zaopiekował. Zawiodła się na nim.
Usiadła, opierając się plecami o ścianę. Przymknęła powieki, spod których ciekły łzy; kropelka za kropelką. Miała dość. Nie potrafiła poradzić sobie z utratą Carlisle'a. Potrzebowała go.
— Tęsknię za tobą, mamo — szepnęła, opuszkami palców sunąc po zdjęciu. — Wiedziałbyś, co mam zrobić... zawsze wiedziałaś...
— Willow?! — Drzwi otworzyły się gwałtownie, a po chwili pojawił się w nich Billy. Dostrzegł córkę, siedzącą na podłodze ze zdjęciem w ręku. Obok odłamki szkła. — Dziecko... — westchnął, podjeżdżając bliżej. — Co ty robisz?
— Siedzę. — Wzruszyła ramionami. Chciała wstać, położyła więc dłoń na ziemi, aby się podeprzeć, jednak nie zauważyła dość sporego odłamka. Syknęła cicho, gdy przeciął jej skórę.
— Uważaj...
— To nic — odparła, wierzchem zdrowej dłoni ocierając mokre policzki. Położyła zdjęcie na biurku. — Nic się nie dzieje, możesz iść.
— Nie rób ze mnie idioty — poprosił Billy, podążając wzrokiem za córką. — Od tygodnia kryjesz się w pokoju, a ja nie wiem, jak ci pomóc... Willie, jestem twoim tatą i... nie mogę patrzeć, jak cierpisz... proszę, powiedz mi, co...
CZYTASZ
Promień słońca || Carlisle Cullen
FanficPo stu siedemdziesięciu latach Carlisle Cullen powraca do Forks. Wraz z rodziną osiedla się niedaleko miejsca, w którym półtorej wieku wcześniej zawarł pakt z plemieniem Quileute'ów. Nie pozostało już nic z tamtych czasów, a doktor postanawia żyć t...