7 ღ ...kiedy gotów jesteś zaryzykować życie...

2.4K 138 19
                                    

— Ja pójdę — orzekł kategorycznie Jacob, jednak Carlisle natychmiast pokręcił głową. 

— Z tobą mamy przewagę. Jeśli pójdziesz, mogą zaatakować. 

Blondyn nie miał zamiaru się wykłócać. Willow błądziła gdzieś po lesie, wilkołaki deptały jej po piętach, na domiar wszystkiego krwawiła dzięki ranie, którą sama sobie zrobiła. I to dla własnego bezpieczeństwa, nieważne jak dziwnie to brzmiało.

Carlisle w mgnieniu oka znalazł się przy wyjściu, mimo protestów Jacoba, który dreptał po schodach, wykazując przy tym swoje niezadowolenie. Nieważne, że miał mieszane uczucia w związku z decyzją siostry. Byli rodzeństwem, musieli się wzajemnie chronić, nieważne w jakich okolicznościach. Poza tym, skoro ona zostawiła dla niego swoje życie w Waszyngtonie, musiał się jakoś odwdzięczyć. Nie wspominając o tym, że powoli rozumiał, że Willie wplątała się w to całe bagno wbrew swojej woli i w dodatku przez niego. 

— Carlisle. — Chłopak westchnął, gdy wampir zwrócił na niego przenikliwe spojrzenie. — Nie zrobisz jej krzywdy, prawda?

Black sądził, że Cullen uśmiechnie się ciepło i zapewni, że doprowadzi dziewczynę całą i zdrową. Carlisle jednak nie potrafił kłamać i nie chciał oszukiwać Jacoba. Nie umiał powiedzieć, jak zachowa się, gdy zobaczy ranę. Z pewnością będzie mu o wiele trudniej zapanować nad sobą, jednak zrobi wszystko, by doprowadzić Willie całą i zdrową.

— Zaufaj mi — poprosił doktor, po czym zniknął z Jasperem w ciemnym lesie.

Po dłuższej chwili milczenia, która szczerze mówiąc nie przeszkadzała doktorowi, Jasper nie wytrzymał.

Był ciekawy, czy uczucia ojca są spowodowane jedynie obecnością Black, czy może kryło się za tym jakieś drugie dno. Carlisle troszczył się o tę dziewczynę, co nie było aż tak dziwne. Jego lekarski zmysł powodował, że każde życie było mu drogie. Wydawało się jednak, że Willie działała na niego w nieco inny sposób.

— Dbasz o nią — zauważył cicho Jasper, dorównując mężczyźnie kroku.

Wampir zacisnął szczękę, jednak nic nie powiedział. Jasper nie był głupi. Żadne z jego dzieci nie było. Faktycznie czuł dziwny pociąg do siostry wilkołaka, czuł potrzebę jej ochrony. Nie mógł jednak otwarcie się do tego przyznać. Nie, póki życie ukochanej jego syna było zagrożone. Carlisle i tak miał wyrzuty sumienia względem Edwarda. Z jakiegoś powodu czuł, że nie robi wszystkiego, choć naprawdę przewertował wszystkie księgi, które tylko posiadał. Starał się zaczerpnąć wiedzy od znajomych, przy okazji nie ujawniając prawdy. Na nic jednak jego starania, które Edward wciąż uważał za zbyt małe.

Carlisle jednak nie winił syna. Widział, jak bardzo bał się o żonę i wszystko mu wybaczał. Miał tylko nadzieję, że nie stanie się najgorsze, bo wtedy straciłby dziecko na zawsze.

— Jak o każdego z was — odparł.

— Dbasz o nią inaczej.

— Jasper, to nie jest dobra pora... — westchnął mężczyzna, przyspieszając kroku.

Alice już dawno coś podejrzewała, zwłaszcza gdy doktor przywiózł zziębniętą dziewczynę do domu. Carlisle nie miał jej za złe, że podzieliła się wiedzą z Jasperem. Wręcz przeciwnie, cieszył się że tak sobie ufali, jednak w tamtym momencie naprawdę nie chciał drążyć tematu. Jego szczęście, jeżeli w ogóle o jakimkolwiek może myśleć, można odłożyć w czasie.

— Zrobisz, jak zechcesz... — Kiwnął głową Jasper, nie tracąc z mężczyzny uważnego spojrzenia. Alice prosiła, aby coś z niego wyciągnął, jednak z marnym skutkiem. Myśli doktora zajmowało dobro Belli i Edwarda. Oni byli na pierwszym miejscu, on schodził na ostatnie, nieważne jak bardzo brutalnie to brzmiało. — Jednak Alice i ja będziemy cię wspierać.

Promień słońca || Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz