Umowa Yagami'ego z detektywem trwała już dwa tygodnie, i mówiąc szczerze, nastolatkowi na ten moment nie udało się zdobyć żadnych pomocnych poszlak, które mógłby przekazać Ryuzakiemu. To nie tak, żeby czarnowłosy liczył na jakieś trafne uwagi ze strony „idealnego ucznia". Tak naprawdę, był świadomy, iż jego pomocnikowi zapewne nie uda się zauważyć nic trafnego. Zresztą mężczyzna i tak wolał działać sam... mimo to, dobrze mieć choć jedną osobę w tak ogromnym liceum, do jakiego chodził Light. Tym bardziej, iż ofiara była właśnie stamtąd. Dlatego każdej niedzieli uważnie słuchał nic nie wnoszących do sprawy „zeznań" chłopaka, siedząc w swoim fotelu z maską na twarzy, pod którą pałaszował wręcz zatrważające ilości słodyczy. Brunet z czasem przyzwyczaił się do tego typu spotkań, pewny, że naprawdę przydaje się detektywowi. Oczywiście, prawda była inna. Tak, 25-latek czuł się pewniej, mając bruneta po swojej stronie, jednakże traktował go nie więcej niż pionka, którym stresuje w wielkich szachach, grając w nie z mordercą, którego tożsamości jeszcze nie odkrył. Wracając do sprawy Bloody tattoo po latach, zaczął zauważać nieco więcej rzeczy, choć poszlaki wciąż były tak samo zawiłe, wręcz bez sensu jak niecałe 10 ( może więcej, może mniej ) lat temu. Znaki na ciele martwej nastolatki wydawały się niemal tak samo skonstruowane, wyryte jak te wtedy. Mężczyzna z początku szedł tropem, który wskazywał na to, że robi je jakaś maszyna. W końcu niemożliwym było, by były one tak identyczne, zrobione „ręcznie". Szybko zrezygnował jednak z tej opcji, przekonany, iż to niedorzeczne. W jego pełnej błyskotliwych myśli głowie, stworzyło się coś ma wzór portretu mordercy. Z pewnością był stary, sądząc po osobliwym stylu zabijania. Zbyt stary, by przeżył te dekadę przerwy, by później dalej powtarzać swoje straszne czyny. Więc czy miał zastępcę? To mogłoby mieć sens, ale w takim, razie jak to możliwe, że te „krwawe tatuaże" na ciałach ofiar z tamtego i tego okresu są takie same? Kreska w kreskę, kropka w kropkę. Nic nie znaczące wzory, prześladujące detektywa w snach, już od kilku lat, nieustannie atakując jego podświadomość każdej nocy... Mało rzeczy było w stanie tak wyprowadzić mężczyznę z równowagi jak błędne tropy i poczucie obłędu.
- Nic się nie łączy... - Wymamrotał patrząc pustym wzrokiem w zachodzące słońce. - Zupełnie bez sensu...
Jasno-czerwone promienie tańczyły na jego bladej skórze, przebijały jego ciemne oczy, rozświetlały krucze włosy, oraz muskały delikatnie malinowe usta, jakby chciały go w ten sposób otulić i dodać otuchy. Mężczyzna spotkał się już z uczciem bezradności nie raz, ale teraz było jeszcze bardziej nie do zniesienia niż zwykle. Miał poczucie, jakby omijał coś strasznie ważnego, nie zauważał tego, a przecież rzecz ta musi być tak oczywista... prawie bezszelestnie podniósł się z siadu, wykonując kilka cichych kroków w stronę wyjścia z pokoju, stając tyłem do ogromnego okna, jakby chciał uciec od światła. Promienie mimo to sięgnęły jednakże jego szczupłej sylwetki, oplatając białą koszule 25-latka. Mężczyzna westchnął.
- Biedny Lawliet... - Wymamrotał kobiecy, zachrypnięty głos, który nie należał do nikogo z pokoju. Właściwie, nawet detektyw go nie usłyszał. Był jakby... z góry. - Jak myślicie..? Dać mu wskazówkę..?********************************************************************
Light kroczył mokrym od deszczu chodnikiem, z wilgotnym plecakiem, zarzuconym przez jedno ramie. Dziś wyjątkowo późno wracał ze szkoły, dodatkowo jako jeden z nielicznych. Mało osób zostawało na rozszerzoną fizykę, praktycznie sami „kujoni" jak to mówią te fajne dzieciaki z jego szkoły. Więc wyjątkowo nie miał też z kim wracać, bo jak można było się domyślić nie wielu z jego znajomych było typem umysłowców, jak Yagami. Nigdy ich za to nie oceniał, i starał się nie traktować niżej od siebie. Jako Pan perfekcyjny, nie mógł patrzeć z wyższością na pozostałych. Nawet, jeśli naprawdę uważał się za lepszego... W rzeczywistości, w tym świecie złych, prostych, i nie miłych,zapatrzonych w siebie ludzi czuł się strasznie samotnie. Za każdym razem, gdy miał okazje spacerować w ten sposób do domu, ogarniało go poczucie pustki, i to takiej, której jego zdaniem nie dało się niczym wypełnić. Jedyna osoba, którą nie uważał za taką samą jak reszta, był detektyw, ale duma nastolatka nie pozwalała mu o tym nawet myśleć, a już w ogóle mówić na głos. W pewnym sensie wciąż traktował go jak idola, nawet jeśli było mu to przyznać ciężej, niż kiedyś. I nagle bum.. jego myśli przerwał cichy dźwięk jabłka, które spadło z drzewa tuż za nim. Choć chłopak wiedział, a przynajmniej domyślał się co mogło wywołać taki dźwięk, wzdrygnął się lekko i odwrócił, lecz jak można się domyślić, nie pojawiło się za nim nic, czego wcześniej by się nie spodziewał. Wzruszył więc ramionami, i ruszył dalej, z każdą sekundą po mału wracając do swojego wewnętrznego świata. Do czasu, aż kolejny nieoczekiwany dźwięk nie przerwał jego myśli, a wzrok znowu skierował się w tył. Tym razem nie było to jabłko, lecz nikogo, ani niczego za nim nie było.
- Hah.. - Nastolatek wydał z siebie cichy dźwięk, rozglądając się na boki.
Zimny wiatr "uderzył" w jego twarz, mierzwiąc tym jasno-brązowe kosmyki włosów. Nastolatka ogarnął dziwny niepokój, a wraz z nim przyszły dreszcze, które pojawiły się dokładnie z momentem, w którym miejsce w które się dotąd wpatrywał zaczął ogarniać dziwny cień.
- Cześć, Light. - Odezwał się ochrypły głos zza jego pleców, należący do...( Tu piszcie swoją tezę, do kogo należy ten głos. )
PS włączycie sobie muzyczkę którą wam na górze zostawiłam. Mega się wpasowuje w klimacik. W następnym rozdziale będzie się działo 😈
CZYTASZ
Hate, death and love / Lawlight
FanfictionKiedy młodego Lighta Yagamiego dopadają demony, na świecie jest tylko jedna osoba która chce przy nim trwać i mu pomóc... Ciekawe tylko, czy mu się to uda. / UWAGA: Pomimo, że opowieść będzie głównie w tematyce miłosnej, nie będzie ona przesłodzona...