The Boat

3.5K 117 22
                                    

skylar (poprawione)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


skylar (poprawione)

Wadą bycia Płoktą jest to, że nas ignorują i lekceważą. A zaletą? Ignorują nas i lekceważą. Więc robimy, co chcemy i kiedy chcemy.

Gdy obudziliśmy się w starej chałupie rybackiej na mokradłach; inaczej mówiąc w małym pałacu Johna B, znużona i zirytowana wraz z JJ'em przecierałam oczy, powoli wstając z kanapy.

Skąd wzięła się irytacja? Z powodu nagłego wybudzenia przez Booker'a. Zdenerwowany wyczekiwał na to, aż ruszę tyłek z miejsca i zacznę się szykować. Był zestresowany z powodu dzisiejszego spotkania z kobietą w sprawie nieletnich mieszkających samych. Miałam wrażenie, że tej lasce odbiło na naszym punkcie, i nie chciała nas zostawić w spokoju. Od kiedy to problem abyśmy mieszkali sami? Idzie nam przecież super.

—Spokojnie John B.— rzuciłam z zadziornym uśmieszkiem ocierając chłopaka ramieniem w ramie.— Jak nas wywalą, mamy jeszcze szansę uciec do Charleston.— uśmiechnęłam się, na co chłopak przewrócił oczami. Złapałam pierwsze lepsze spodnie, żwawo je ubierając.

— Wy idźcie, ja sobie jeszcze pośpię.— rzucił JJ leżąc brzuchem na kanapie ze zwisającą ręką w dół. Zaśmiałam się pod nosem, zawiązując sznurówki swoich tenisówek.

— Do zobaczenia JJ!— krzyknęłam, łapiąc jeszcze bluzę w swoje dłonie. Zamykając drzwi, kierowałam się tuż za przyjacielem.

Szybko wbiegłam do naszego vana, w którym siedział już brunet, i prędko odjechaliśmy z podwórka. Nie minęło wiele minut drogi, a ja już siedziałam zdenerwowana na krześle przed w miarę młodą kobietą w okularach. Gryzłam się w język aby nie wypowiedzieć ani jednego słowa. Moja noga niecierpliwe skakała a skórki u placów dłoni były markotnie powygryzane z powodu fali stresu.

—John, Skylar.— zaczęła siadając przed nami.—Doszła do nas informacja, że jesteście nieletnimi, którzy mieszkają sami.— rzuciła papierami i zdjęła okulary wzdychając.

Spojrzałam na chłopaka krzywiąc się, nie wiedziałam jaki miał plan, ale napewno nie był dobry skoro nic o nim nie wiem. Patrzyłam jedynie tępawo w oczy niezadowolonej pracowniczki, nie do końca wiedząc co miałam w tej chwili począć.

—Skąd.— parsknął Routledge. Kobieta za jego ignorancję, zgromiła go wzrokiem.— Nie.— spoważniał, nie wiedziałam czy utwierdza siebie czy ją w tym fakcie.

—Bądźcie ze mną szczerzy, chcę tylko wam pomóc.—szepnęła przeskakując wzrokiem ze mnie na bruneta.— Oboje tego chcemy.

—Nikt tak nie powiedział.— rzuciłam oschle, z założonymi ramionami na piersi. Chłopak obok dyskretnie pod biurkiem trzepnął mnie w kolano, dając mi znak, abym się opanowała.

— Jesteśmy szczerzy.— próbował załagodzić sytuację, patrząc prosto w oczy kobiety. Doskonale wiedziałam, że nie wierzy nam w żadne słowo, choć nie wypowiedzieliśmy ich wiele.

Breaking The Rules| Rafe CameronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz