☆𝐉𝐨𝐡𝐧 𝐁 & 𝐒𝐤𝐲𝐥𝐚𝐫 : 𝐅𝐢𝐫𝐬𝐭 𝐌𝐞𝐞𝐭𝐢𝐧𝐠

736 25 1
                                    

A/N : Gdy czekamy na trzeci sezon, wypełniam waszą niecierpliwość krótkimi historyjkami o tym jak nasza Sky poznała wszystkich głównych bohaterów

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

A/N : Gdy czekamy na trzeci sezon, wypełniam waszą niecierpliwość krótkimi historyjkami o tym jak nasza Sky poznała wszystkich głównych bohaterów.

Dzisiaj poznaje Johna. I od razu mówię, że tutaj postaram się streszczać, gdyż nie robimy z tego historii a krótkie opowiadania na jeden rozdział.

skylar

Nie mogłam dłużej się nie odezwać. Miałam dosyć ich ciągłych gadek o moim bezczelnym zachowaniu i kaprysie w około narastającym przy ich obecności.

By zwrócić swoją uwagę, co chwila wzdychałam i mamrotałam bzdury pod nosem. Wydmuchiwałam powietrze w okno, by ze stworzonej pary, rysować palcem bazgroły, które i tak po czasie znikały. Szeleściłam papierkami, głośno wypijałam z plastikowego kubeczka koniec napoju, strzelałam nawet papierowymi kuleczkami ze słomki! A oni dalej, jak zawsze, ignorowali mnie najbadziej jak potrafili.

Dosyć! - krzyknęłam w głowie.

-Dlaczego zawsze to robicie?- zapytałam z ogromnym wyrzutem. Mężczyzna kierujący samochód zacisnął palce na kierownicy, a blond kobieta westchnęła najbardziej dramatycznie jak może.

-Sky, przestań się wydurniać. Chciałabyś żyć pod mostem w Hazel Hill? W Outer Banks jest o wiele więcej tańszych domków. I masz też tu plaże.- odpowiadała z rozdrażnieniem matka. Oczami wypalałam jej dziurę w tyle głowy, bardzo chcąc aby się to stało. - Poza tym szkołę już masz załatwioną.

-W dupie mam szkołę.- warknęłam z unoszącym się głosem. Facet prowadzący samochód wręcz wypluwał się ze złości.

-Dosyć Skylar!- wykrzyczał uderzając ręką w tapicerkę powodując wzdrygnięcie matki. Nigdy nie nazwał mnie inaczej niż moim pełnym imieniem. Dlatego tak bardzo tego nienawidziłam.- My mamy w dupie twoje kaprysy i zdanie w jakimkolwiek temacie rodzinnym! Bez nas i tak sobie nie poradzisz.- wysyczał naprawdę rozzłoszczony.

Miałam ochotę wyskoczyć z tego starego samochodu i biec najdalej jak się da. Ale po co? Miał racje. Nie mam nic do gadania i napewno nie poradzę sobie w obcym mieście, nie znając nikogo i nie mając grosza przy duszy. Oburzona z ostentacyjnym grymasem na twarzy prychnęłam i wcisnęłam plecy w siedzenie.

-Nienawidzę cię.- biadoliłam pod nosem. Ojciec i tak nie był w stanie usłyszeć moich cichych wyzwisk, przez stającą w mojej obronie matkę. I tak wiedziałam, że niczego nie ugra. To straszny, impulsywny i samolubny dorosły bachor.

Przejechaliśmy przez wielki znak opisujący nazwę miasta Outer Banks. W samochodzie zapadła gęsta, straszliwa atmosfera, która i tak nie była porównywalna do większości. Wyjeżdżaliśmy przez zasyfione uliczki, małe, drewniane domki, pobliskie spożywczaki i kampery. Hazel Hill wyglądało tysiąc razy lepiej, a tam też nie sprzyjało nam żadne bogactwo.

Byliśmy biedni. I tyle.

Wypakowując z bagażnika ostatnie walizki, torby i kartony, uznałam że nie będę im w życiu pomagać z wnoszeniem tego. Spojrzałam dyskretnie jak rodzice wchodzą do domu, który prędzej przypomniał domek letniskowy, i wykorzystując sytuację odbiegłam na drugą stronę ulicy co chwila patrząc za siebie.

Nie mogłam przecież i tak odjeść za daleko, nie znałam ani tego miejsca, ani ludzi i napewno drogi powrotnej do tego domu. Na wszelki wypadek nim szłam dalej, zrobiłam prędko zdjęcie nowej chaty, by przypomnieć sobie jak wygląda i co wokół niej się znajduje.

Ojciec kompletnie się zdenerwuje gdy wrócę.

Zauważyłam że, naprawdę niedaleko nas znajduje się plaża, co powodowało o wiele większą utratę nerwów i niezadowolenia. Kochałam piasek, wodę, fale. Wszystko co było związane z wodą mnie cieszyło.

Oczywiście, nie utonięcie.

Zdjęłam swoje obtarte, brudne tenisówki stąpając gołymi stopami po rozgrzanym od słońca piasku. Czując go, poczułam ulgę. Zauważyłam że, sama plaża nie jest najczystsza i mało tu ludzi - praktycznie wcale. Stanęłam gdzieś w odlegości parunastu metrów od wody, widząc jak jedna postura dryfuje na desce surfingowej. Mogłam śmiało stwierdzić, że była to postura męska.

Nie wiem jak długo zachwycałam się obrazem odpoczywającego surfowicza nad zachodzącym słońcem, ale napewno na tyle by ten wracał z powrotem na ląd.

Chłopak był bardzo dobrze zbudowany, brudno opalony. Jego brązowe w miarę średnie włosy kompletnie się nie układały, a prędzej rozwiewały na boki zabierając mu dobrą widoczność w trakcie chodu. Wyglądał mi na kogoś w moim wieku.

Co masz do stracenia? - pomyślałam biorąc wdech i ruszając w stronę chłopaka.

-Cześć.- rzuciłam. Brązowowłosy z zdezorientowaniem spojrzał w moje oczy, jakby kalkulując wszystko, co się stało, że to się wydarzyło.

-Hej?- odpowiedział z niezręcznym uśmiechem na twarzy. Był naprawdę przystojny, jego głos był uspokajający a uśmiech kompletnie cudowny.

-Sky.- wystawiłam dłoń w jego stronę. Zawsze wyróżniałam się odwagą, dlatego nie było to dla mnie nic stresującego. Najgorsza część i tak była za mną : same podejście do niego.

-John.- potrząsnął naszymi dłońmi w formie przedstawienia.

Okej, co teraz?

-Surfujesz?- spytałam jakbym kompletnie nie widziała jego deski w jego dłoniach. John spojrzał w dół na przedmiot a potem parsknął.

-Nie, udaje. Po prostu chodzę codziennie z deską udając że, surfuje.- wyjaśnił sarkastycznie. Parsknęłam pod nosem, co nie pohamowało krótkiego śmiechu chłopaka.

-Myślisz że, potrafisz lepiej ode mnie?- zadałam kolejne pytanie z cwanym uśmieszkiem. Nie znałam go, nie znałam jego zamiarów, ale tak samo jak on mnie. W najgorszej sytuacji oboje byśmy chcieli siebie zabić. Ale w końcu nie mam nic do stracenia, nie wiem jak on.

John uśmiechnął się pod nosem, zerknął krótko na morze a potem na mnie skanując wzrokiem moją posturę.

-Masz deskę?

-Nie. Ale ty masz.- pokazałam dłonią. Brunet nie był pewien, czy podanie obcej osobie swojej osobistej rzeczy, to dobry pomysł. Nie ma co się dziwić.- Chill, John. Nie ukradnę jej.

- I tak bym ją zdobył z powrotem świeżynko.- uniósł dumnie kąciki ust. Skąd wiedział, że jestem tutaj nowa?

-Świeżynko? Co jeżeli mieszkam tutaj całe życie, obserwowałam każdy twój krok, czekałam by do ciebie zagadać, ładnie się uśmiechnąć i ukraść twoją deskę?- powiedziałam. John spojrzał na mnie wręcz ubawiony tym co mówiłam by następnie zabrać głos.

- Outer Banks mam w małym palcu. Znam je jak własną kieszeń, tak samo jak swoich rówieśników.- wyjaśnił drapiąc się po brodzie.

-W takim razie Johnie znawco Outer Banks, powiedz mi, czy podejście do ciebie był to dobry pomysł?

-Najlepszy na jaki mogłaś dzisiaj wpaść.

Zaśmiałam się cicho na jego odpowiedź. Cieszyłam się, że już w pierwszy dzień, kogoś poznałam. Kogoś kto wydawał się naprawdę ekstra osobą i kogoś kto totalnie rozumie mój sarkazm i sam nim odpowiada. Bycie odważnym, często sprzyja.

-To jak? Dalej chcesz pokazać, że jesteś lepsza?

-Oczywiście.

______________________

Tutaj proszę bardzo. Pierwsze spotkanie Johna i Sky!

Mam nadzieje że, nie było super nudne. I już jutro opisze poznanie z resztą Płotek.

Życzę miłej nocy :*

Breaking The Rules| Rafe CameronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz