Stałam w sypialni i nie mogłam oderwać wzroku od kobiety, którą widziałam w lustrze... To wciąż byłam ja, ale taka zupełnie inna od tej która pamiętam sprzed kilku miesięcy. Tamta Claire ciągle płakała, bała się odezwać nie pytana, zamykała się w sobie za każdym razem kiedy miała być uczestniczką jakiegoś wydarzenia... Kobiecie w lustrze bliżej było do Claire sprzed kilku dobrych lat... Wesołej, uśmiechniętej, towarzyskiej, z podkreślonymi różem kościami policzkowymi i delikatnie muśniętymi pomadką ustami... Stałam pewnie, nie bojąc się, że za chwilę będę musiała opuścić pokoju i wyjść do mężczyzny, który tam za mną czeka... Daniel przywrócił jasność moim dniom... Pokazał mi kierunek, w którym możemy wspólnie iść. Podarował mi uczucia, jakich nigdy nie doświadczyłam, zaufanie jakiego tak bardzo potrzebowałam. Za sprawą jego obecności zniknęły moje koszmary. Otulona jego ciepłem spałam tak dobrze jak nigdy dotąd. Ciągle jednak nie opowiedziałam mu o swojej przeszłości. Nie dlatego, że wycofałam się z tego zamiaru... On cały czas powtarzał, że przyjdzie na to czas, że mamy całe życie. A potem całował moje blizny na brzuchu, ramionach plecach i ta wielka na podbrzuszu, która stanowiła niezmazalny ślad po tamtym życiu... Podjęłam jednak decyzję, że bez względu na wszystko jutro opowiem mu o tym, nie chce dłużej trwać w takim zawieszeniu. Dziś jednak będziemy świętować urodziny jego ojca. I jak nigdy zamierzam się cudowanie bawić.
-Już tak nie stój i nie zachwycaj się - Cornelia, która szykowała się razem ze mną wybiła mnie z zamyślenia-już Ci mówiłam że biały to twój kolor.
I chyba miała rację. Miałam na sobie biała ażurowo sukienkę za kolana. O ile długość była całkiem przyzwoita, góra nie pozostawiała wiele wyobraźni. Cienkie ramiączka i dość głęboki dekolt dodawały jej drapieżności była dopasowana w piersi i talii, lekko kloszowana w biodrach. Rozpuściłam moje długie ciemne włosy chcą jednocześnie zasłonić trochę ramiona. Cornelia namówiłam mnie na tą sukienkę mimo mojego początkowego sprzeciwu. Teraz jednak czułam się w niej wyjątkowo. Założyłam do niej delikatne beżowe sandały i byłam gotowa. Cornelia postawiła na odważniejszy krój i kolor. Zaprezentowała się w Zielonej, asymetrycznej sukience z opadającymi ramionami. Jej rude włosy idealnie dopełniały jej strój.
-No, no... Wyglądamy rewelacyjnie. Jak 20stki a nie 30stki.-zasmiala się wesoło
-Chyba wiek nie jest najważniejszy....
-Oczywiście, że jest. Ale nie każdy ma takie dobre geny jak my! -zachichotała wesoło pukając mnie w bok.
-Jesteś obłąkana! - zerknęłam na nią, udając zdegustowana.
-ale jaka seksowana, tobie zresztą też niczego nie brakuje. A teraz już chodźmy, bo nasi partnerzy pewnie tam posnęli.
Otworzyła zamaszyście drzwi i obie weszłyśmy do salonu.
-Już jesteśmy gotowe! -wykrzyknęła.
-Już? - odezwał się Charlie, nie odrywając głowy od meczu w telewizji - chyba dopiero. Zaraz się spóźnimy.
-To może już się rusz, a nie telewizor oglądasz - uwielbiałam ich temperament. Oboje byli na swoim sposób pokręcę i, ale naprawdę świetnie się dogadywali.
-Nie no Cor... Wyglądasz obłędnie bestio! - Charlie zeskoczył z kanapy i już stał przy Cornelia obejmując ją odważnie. W tym czasie Daniel zdążył do mnie podejść, lustrując mój wygląd od góry do dołu.
-Ale z ciebie bestia-zaśmiał się cicho do mojego ucha.
-Ty też nie najgorzej. - zachichotałam figlarnie, pozwalając żeby pocałować mnie w policzek. To wszystko było takie naturalne i niewymuszone. Daniel jak zawsze prezentował się nienagannie w białej koszuli, rozpiętej przy szyi i bezowych spodniach. Ten zarazem swobodny i wyjściowy strój pasował do niego idealnie. On cały był idealny. I dziś wiedziałam to na pewno!
*****
Przyjęcie miało odbyć się w ogrodzie państwa Williams. Wcześniej nie miałam okazji tam być. Zastanawiałam się nawet jak zorganizują tak duże przyjęcie na świeżym powietrzu. Okazała się, że mylnie założyłam że ogród jest mały. Był ogromny...a teraz sprawiaj wrażenie prawdziwej sali bankietowej. Wysoko zawieszone lampy, które miały za zadanie oświetlić wszystko. Duży namiot pod którym stały stoły przyozdobione w białe obrusy i fioletowe kwiaty. Motyw przewodni stanowiły właśnie fioletowe kompozycje, serwetki, szarfy na krzesłach. Wszystko było idealnie dopracowane. Zauważyłam z daleka Aline, która kończyła rozstawiać przekąski. Jej potrawy z daleka już przykuwały uwagę. A do tego na pewno wszystko było wyśmienite.
- Daniel, synku! – Helen już była przy nas, jak zawsze elegancka, w niebieskiej sukience i idealnie wystylizowanych włosach.
- Coś się stało ważnego mamo?!
- Chciałam się tylko przywitać, a ty od razu – zbeształa go spojrzeniem, a on tylko przewrócił oczami.
- Claire, kochana wyglądasz pięknie. Zanim zapomnę...Jestem Ci naprawdę wdzięczna za przekonanie Charlotty, żeby nie odchodziła od nas. Nie wiem jakiś argumentów użyłaś, ale musiały być mocne.
- Myślę, że były bardzo mocne. – powiedziałam poważnie, a Daniel spojrzał na mnie czekając na to co powiem dalej. Ale to nie było odpowiednie miejsce i czas. Opowiem mu o tym tak jak zaplanowałam...jutro.
- Myślę, że powinniście znaleźć ojca i się przywitać- ciszę przerwała Helen- Chociaż, jest rozchwytywany i jeszcze na ostatnią chwilę zaprosił gości. – Daniel zaśmiał się głośno.
- Tata i goście? Myślałem, że tylko ty tutaj zarządzasz.
- Bardzo śmieszne synku. Frank spotykał dwa dni temu swojego starego kolegę, jeszcze z czasów studenckich. Spotykali się od czasu do czasu kiedy byliście dziećmi, potem kontakt się urwał. On mieszka w Nowym Jorku. Przyjechał w jakiś interesach i wyszło jak wyszło.
- A wspominał mi coś, czy on nie pracuje jako adwokat dla jakieś dużej korporacji?
- Żeby to jednej...Dobrze, w każdym razie idźcie się przywitać
Za radą Helen powoli spacerowaliśmy wśród gości i szukaliśmy dzisiejszego jubilata. W końcu ubrany cały na biało, wyrósł kilka kroków przed nami. Żywo gestykulował i opowiadał coś mężczyźnie w lnianym garniturze, który stał tyłem do nas.
- Tato, chcieliśmy się przywitać- rzucił elegancko Daniel, kiedy się do niech zbliżyliśmy.
- O świetnie! Witajcie! Właśnie o Tobie rozmawialiśmy. To mój syn Daniel i jego piękna towarzyszka Claire, a to...
- Co to ma być?! – potężny, władczy tak dobrze mi znany ton głosu, uderzył we mnie ze zwojoną siłą! Uśpiłam te przeklęte upiory, ale one powróciły, powodując moje otępienie...Jak to w ogóle możliwe? Z tyłu ludzi na świecie, przyjacielem Franka ze studiów musi być...
- O co chodzi?- Daniel delikatnie zasłonił mnie ciałem i bacznie spoglądał to na mnie to na obcego mu mężczyznę, który zabijał mnie swoim spojrzeniem
- Edward?
- Co ona tu robi Frank? To jakiś pieprzony żart?! – czułam, że cała zaczynam się trząś, a moje oczy robią się mokre od łez.
- Claire, skarbie?- Daniel objął mnie mocniej, wiedziałam, że to co się teraz stanie stworzy nieodwracalny dystans między nami. Edward, zaśmiał się gorzko i pogardliwie na jego słowa.
- Chłopcze, zostaw ją! To zwykła karierowiczka i psychopatka!
- Nie znamy się, ale proszę uważać na słowa!
- To ty jej nie znasz!-zaczął krzyczeć i wymachiwać rękami! Ludzi wokół nas przestali rozmawiać. Nie mogłam tak dłużej stać...wyrwałam się z objęć Daniela i biegiem ruszyłam przed siebie. Daniel wołał za mną, ale nie mogłam dłużej tam zostać....
- Claire – głos Cor zatrzymał mnie – co się stało? – Cor ...on tu jest... Edward...
Cor zasłoniła usta ręką i spojrzała na mnie pełnymi współczucia oczami.
- Idziemy! – chwyciła mnie mocno za rękę i zabrała ze sobą...Nie myślałam już o tym gdzie jedziemy, ani po co...liczyło się tylko to, ze właśnie wszystko straciłam. Moje stare życie brutalnie zderzyło się nowym, a ja nie mogłam nic z tym zrobić.
CZYTASZ
Broken lives - Clara [ZAKOŃCZONA]
RomanceOna była pewna, że w życiu nie spotka ją już nic dobrego... On wierzył, że ma w życiu wszystko czego potrzebuje... Kiedy los splótł ich drogi, ona stroniła od ludzi, a on zapragnął tylko jej... Clare i Daniela różni wiele, czy równie dużo ich połąc...