DANIEL

157 17 1
                                    


Dziś był ten dzień – sobota... Nie mogłem się doczekać spotkania z Claire. Jak taki szczeniak w liceum cały czas myślałem tylko o niej. Układałem tysiąc scenariuszy naszego ewentualnego spotkania. Ewentualnego, bo przecież mogła mnie wystawić i nie przyjść. Mam jednak nadzieję, że będzie inaczej. Charlie cały tydzień przekonywał mnie żebym się nie przejmował, bo zdaniem Corneli, Claire to najbardziej prawdomówna i szczera osoba na świecie. Ale biorąc pod uwagę stopień zauroczenia Charliego mogłem być pewien tylko tego, że ruda wcisnęłaby mu każdy kit. Pozostała mi jedynie nadzieja, że Claire pozostanie uczciwa wobec mnie i da mi szanse...

Boże! szanse? Serio? Ja nie latam za babami, a ta ewidentnie miesza mi w głowie..

-Synku zaparkuj tam... - moja kochana mamusia wyrwała mnie z zamyślenia. Dlaczego ja za każdym razem dam jej się wmanewrować w jakieś głupie wyjazdy i zakupy? Ojciec jest już taki bystry, że ucieka przed jej pomysłami gdzie pieprz rośnie. Camila zasłania się weselem, a ja jako jedyna czarna owca w rodzinie, muszę znosić jej wymysły...

-Mówiłam, żebyś tam zaparkował.

-Mamo, chcesz prowadzić?

-Od tego mam ciebie synku.

-wiec jak już to wiesz, to się nie wtrącaj kiedy prowadzę. Tam było za mało miejsca, ja mam duży samochód.

-No duży...jak dla pięcioosobowej rodziny.

-Mamo?!

-No przecież...o patrz synku!- tak głośno wrzasnęła, że o mały włos nie uderzyłem w samochód przede mną

-Czyś ty do reszty zwariowała, co się stało, że tak krzyczysz?

-Clara.

-Co? – teraz to ja zacząłem rozglądać się jak opętany

-Clara tam stoi i kupuje kwiaty. To chyba jej mama, bardzo podobne.

-Tak... -kiedy mój wzrok zlokalizował Clarę nie mogłem oderwać od nie wzroku. Stała przy stoisku z świeżymi kwiatami i starannie wybierała białe róże. Była śliczna...włosy uplotła w luźny warkocz. Co chwile zakładała za ucho zbłąkany kosmyk, który akurat rozwiał wiatr. Miała na sobie luźną, sięgającą kolan sukienkę w kolorze nieba. Jak dla mnie zasłaniana zdecydowanie za dużo, ale Clara nawet w worku wyglądałaby pięknie. Z oglądania tego cudownego widoku wyrwało mnie szarpnięcie ramienia.

-Danielu!

Spojrzałem wkurzony na matkę. Dziś po raz kolejny przeszkadza mi. I to w czym... Clare mógłbym oglądać godzinami. Jednak wzrok Helen Williams palił.

-Nawet o tym nie myśl!

-O czym?

-O niej...- wskazała ręką za widok przed szybą

- Mamo nie zaczynaj znów. Chodźmy się przywitać.

- Ty weź wszystkie rzeczy z bagażnika, a ja pójdę – wykończy mnie, ta kobieta ! Doprowadza mnie czasem do szału. Chociaż w tym momencie chyba powinienem jej podziękować za wyciągnięcie mnie w sobotni poranek na cmentarz.

– w sumie to ci pomogę, bo na pewno czegoś zapomnisz – zlitowała się jednak. Razem ze mną wyciągała przyrządy ogrodnicze. Starałem się jak najszybciej wszystko zabrać i zamknąć samochód. Nie mogłem dopuścić żeby nam przypadkiem ucięły. Kiedy zbliżaliśmy się do nich, Clara akurat płaciła za bukiet pięknych białych róż.

-Dzień dobry Claro!

Moja matka jak zawsze ma wyczucie. Clara aż podskoczyła! zdezorientowana czy na pewno przywitanie skierowane jest do niej, delikatnie się obróciła. Z bliska wyglądała jeszcze piękniej. Ona była wyjątkowa...

Broken lives -  Clara   [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz