Wyjście z domu okazało się trudniejsze niż sądziłam. Myślałam, że ubiorę się i przekroczę drzwi mieszkania bez najmniejszego oporu, ale było mi źle, bo wiedziałam, że to tylko zbliży mnie do wyjazdu. Że moje pożegnanie z ośrodkiem będzie definitywne...bardzo bałam się kiedy zaczynałam tam pracować. Dziś nie wyobrażam sobie jak mogłabym tego nie robić. Uwielbiam to miejsce, te kobiety, które codziennie pokazywały mi jak należy żyć...jak trzeba walczyć.
Postanowiłam najpierw wybrać się na cmentarz. Podświadomie wiedziałam, że mój przyjazd do ośrodka może zostać źle odebrany, chociażby przez Helen. Nie chciałam robić problemów, ale nie mogłam też wyjechać bez pożegnania... . Dzień był dziś piękny. Mimo bardzo późnego popołudnia na dworze nadal było ciepło. Ubrana w lekką granatowa sukienkę i espadryle ruszyłam alejkami cmentarza... Kiedy zbliżałam się do grobu moim oczom ukazały się piękne, białe lilie. Już po raz kolejny widzę u córki też kwiaty. W tym całym zamieszaniu zapomniałam zapytać Cornelie czy to ona je kupiłam. Dziś mogłam też obstawiać, że to mój brat je zostawił. Wiedział jak uwielbiam lilie. Przyklęknęłam obok pomnika i zaczęłam zgarniać niewielkie paprochy, które się na nim zebrały. Zapalałam nowe znicze i układałam świeże kwiaty. Wiedziałam, że nie będzie mnie długo... Znów zostawię swoje córeczkę.
-Kochanie... Mamusia musi wyjechać na trochę... Poukładać pewne sprawy... Wiesz jak bardzo cię kocham Julio i gdyby nie to wszystko, co się teraz dzieje nie zostawiłam cię nigdy... Ale muszę... Mamusia podjęła w życiu wiele złych decyzji... Będę za nią płacić do końca życia - łzy same spływały po moich policzkach. - Nie będziesz tu jednak sama... Zostawiam Ci nowego misia, a Twój anioł będzie cię pilnował. Mamusia kocha cię bardzo...
Wstałam w pośpiechu i odeszłam. Nie mogłam dłużej tam zostać... Ból i tak rozrywał moje serce za każdym razem gdy tu przychodziłam. Dzisiaj było tym bardziej źle, bo wiedziałam, że muszę się pożegnać, a nie chciałam tego...
Wsiadłam szybko do samochodu, ale kiedy próbowałam go odpalić on nie zadziałał.
-Co jest? Przecież to nowe auto...
Z tej złości i niemocy zaczęłam walić dłońmi w kierownice... Kolejny raz ogarnęło mnie głębokie uczucie bezradności... Położyłam głowę na kierownice i zaczęłam płakać... Po pewnym czasie podskoczyłam jak oparzona kiedy doszło mnie walenie w szybę. Byłam przerażona tym nagłym hałasem i tym kto go spowodowałam. Za szybką mojego samochodu stał nikt inny jak mój sąsiad Conrad.
-Hej. Nic ci nie jest?
-Nie... Ja tylko... - opuściłam głowę próbując ukryć łzy.
-Claire, wszystko ok? zauważyłem, że ktoś siedzi z głową na kierownicy, myślałem, że może ktoś zasłabł - zaczął się tłumaczyć wyraźnie zdenerwowany. Zapewne przejął się tym że komuś może się coś stać.
-nie...wszystko... To znaczy....-jąkałam się - zepsuł mi się samochód... Nie chcę odpalić.
-Wiesz co, to tylko samochód... chodź podwiozę cię do domu. Na miejscu zadzwonimy do jakiegoś warsztatu i zajmą się autem - zaproponował przyjaźnie.
-Z chęcią skorzystam... - w końcu nie miałam co siedzieć tu bezczynnie. W domu pożyczę auto od Nicolasa i pojadę do ośrodka.
-No to idziemy.
Conrad zaparkował po drugiej stronie ulicy. Jego auto nie pasowało mi do jego stylu bycia czy dzielnicy w której mieszkał, on sam był nim wyraźnie rozczarowany i od razu tłumaczył mi, że nie tylko ja mam problem z autem i kilka dni temu dostał zastępczy samochód. Szybko weszliśmy do środka, a zatroskany Conrad zaproponował mi butelkę wody, za którą byłam mu niezmiernie wdzięczna. Wypiłam wszystko jednym duszkiem. Nadal było bardzo ciepło... Poczułam się bardzo zmęczona...oczy same zaczęły mi się zamykać...żebyśmy tylko jak najszybciej dojechali do mieszkania...
CZYTASZ
Broken lives - Clara [ZAKOŃCZONA]
RomansaOna była pewna, że w życiu nie spotka ją już nic dobrego... On wierzył, że ma w życiu wszystko czego potrzebuje... Kiedy los splótł ich drogi, ona stroniła od ludzi, a on zapragnął tylko jej... Clare i Daniela różni wiele, czy równie dużo ich połąc...