Rozdział 35

257 25 25
                                    

Tego samego dnia, poszliśmy z Ranpo po moje ciuchy, do starego mieszkanka - o ile mogę je tak nazwać, ponieważ, gdyby nie ten wypadek, dalej bym w nim mieszkała. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, a zielonooki pomógł mi je zanieść do siebie. Zrobiliśmy tak, może z 4 kursy? Mimo wszystko, potrzebnych rzeczy mam nawet dużo, a przypominam, że to jeszcze nie wszystko!

No ale przeprowadzkę skończyliśmy wieczorem, a reszta dnia nie wyróżniała się niczym, co mogłabym nazwać pożytecznym. Chłopak wyszedł, a ja oglądałam felerny teleturniej lecący na pierwszym lepszym kanale. Naszła mnie również ochrona, na popisanie ze znajomymi, ale ten pomysł tak szybko jak się pojawił, jeszcze szybciej znikł, kiedy uświadomiłam sobie, że telefon mam popsuty, a dopiero jutro pójdę kupić nowy.

-*-

Wstałam właśnie z maty, rozprostowując wszystkie możliwe mięśnie i kości. To dzisiaj jest ten dzień! Dzisiaj zobaczę moją najlepszą przyjaciółkę! Już nie mogę doczekać się tego spotkania, wiecie jak bardzo na nią tęsknie? Odkąd napisała ten nieszczęsny list na pożegnanie, każdego dnia myśle o tym, co by było, gdybym nie przyjechała do Yokohamy, tylko została z rodzicami, a co ważniejsze - przy Oni (jakby ktoś nie pamiętał, jest to imię jej przyjaciółki, serio nie zmyślam. Nawet to sprawdziłam w 1 rozdziale!!)

Szybko poderwałam się na równe nogi i w równym - a zarazem szybkim tempie - znalazłam się przy wczoraj przywiezionej torbie, gdzie schowałam ciuchy na weekend. Wzięłam moją ulubioną koszulkę, bieliznę, oraz czarne dżinsowe spodnie i pognałam do łazienki się przebrać.

Kosmetyczka czekała na mnie przy umywalce. Przemyłam twarz zimną wodą, umyłam dokładnie zęby i uczesałam pięknego koka - dzisiaj wyjątkowo mi wyszedł.

Gdy wyszłam z łazienki, trzymając w ręku piżamę napotkałam zdziwiony wzrok czarnowłosego, który stał przede mną w swojej piżamie. Była cała szara, a włosy roztrzepane w totalnym nieładzie. Przetarł ręką oczy, i spojrzał na zegarek wiszący na ścianie obok drzwi.

— Jest dopiero 6 rano — stwierdził ziewając — Czemu tak szybko wstałaś? — spytał dalej zdziwiony

Faktycznie, wstałam nawet nie patrząc na bieżącą godzinę.

Domknęłam drzwi, które w jednej ręce dalej trzymałam i cała w skowronkach odpowiedziałam.

— Przecież dzisiaj przyjeżdża Oni! — wykrzyknęłam — Trzeba ją będzie z peronu o 9:27 odebrać, przecież ona może się zgubić na mieście. Potem pójdziemy do galerii na szybkie zakupy, a potem..

— Dobra, rozumiem — przerwał mi chłopak — Nie musisz kontynuować — westchnął i słodko wyprostował oby dwie ręce, w geście małego rozciągania

Właśnie, będę musiała z nią porozmawiać o sprawach sercowych. To ona zawsze była tą bardziej obeznaną w miłość.

— W sumie, miałem właśnie pójść cię budzić. Zjedz coś, o 6:30 wychodzimy — powiedział patrząc mi prosto w oczy

— Okey — odpowiedziałam i minęłam go na korytarzu, wpadając do salonu jak jakaś pędząca torpeda

Rzuciłam się na materac, wypuszczając ze świstem powietrze, które nieświadomie wstrzymywałam. Ponownie wstałam na nogi. Matko, jaka ja dzisiaj jestem energiczna.

Aby trochę odetchnąć, tym razem wolnym i odprężającym krokiem, ruszyłam w stronę kuchni. Widok jaki tam zastałam wcale mnie nie zdziwił. Szafki dolne były przepełnione słodyczami, na blacie leżały 3 kartony ramune, o wszystkich istniejących smakach, a worek na śmieci był pełen pustych opakowań po mochi i nie tylko. W całym pomieszczeniu pachniało świeżą czekoladą. A, no tak. Zapomniałam wspomnieć, że zielonooki posiada ekspres, ale używa go tylko do zrobienia gorącego słodkiego napoju z mleczkiem.

W chlebaku znalazłam - o dziwo - świeże pieczywo. Posmarowałem je masłem, które wcześniej wyciągnęłam z lodówki, a nóż znalazłam w jednej z górnych półek - tak samo jak szklankę oraz saszetkę herbaty. Czajnik leżał na gazie, wiec wzięłam go i nalałam z kranu zimną wodę. Postanowiłam go ponownie, na jego wcześniejszym miejscu i odpaliłam gaz.

Chwile czekałam, aż woda się zagotuje. W międzyczasie wyciągnęłam talerz, na który położyłam ówcześnie przygotowaną kromkę chleba.

Zalałam saszetkę herbaty wodą. Odczekałam pare chwil, aż napój nabierze odpowiedniego koloru, po czym wyciśnięte zioła, wyrzuciłam do śmieci, a jedzenie wraz z gorącym kubkiem zaniosłam do salonu.

Ranpo siedział przy stole i zajadał się herbatnikami, popijając gorąca czekoladą. Wiec to dlatego, tak pięknie tym w kuchni pachniało. Usiadłam obok chłopaka chwytając do ręki kromkę chleba. Jedliśmy tak w ciszy, co jakiś czas słyszałam tylko zadowolone pomruki czarnowłosego.

— Czy ty nie jesz nawet normalnego śniadania? — nie wytrzymałam, i zadałam to nurtujące mnie pytanie. Na odpowiedz musiałam chwile poczekać, aż chłopak przełknie to co ma w buzi

— Czasami — stwierdził, biorąc do prawej ręki herbatnika — Tylko gdy skończą się całe zapasy — dodał, widząc, że patrzę na niego z niedowierzaniem — Chcesz? — podsunął w moja stroną opakowanie ciasteczek

Niepewnie jednego wzięłam, odkładając go na talerz. Patrzyłam przez chwilę na kromkę, znajdującą się w mojej dłoni. Same masło nie bardzo zachęca... Szybkim ruchem zamieniłam ją na jedno ciasteczko, które szybko zjadłam. Skierowałam swój pożądliwy wzrok na opakowanie, gdzie jest ich więcej. Zielonooki spojrzał na mnie zadowolony, i nie pytając mnie o zdanie włożył kilka na mój talerz, uważając, aby pod żadnym pozorem nie dotknęły chleba.

— Tylko dlatego, że nie ma nic poza masłem — dodałam pod nosem, zanim włożyłam sobie kolejnego do buzi

Ranpo słodko zachichotał na moje słowa, na co się zarumieniłam. Szczęście, że jestem do niego odwrócona bokiem ....

-*-

— Jesteśmy — krzyknął otwierając drzwi agencji

Przepuścił mnie w drzwiach, po czym szybko je zamknął i pobiegł wskakując na biurko siadając, w moja stronę przodem.

Kunikida przywitał nas swoim zirytowanym spojrzeniem. Co prawda byliśmy dwie minuty przed wyznaczonym czasem, ale przyczepić można się o wszystko, nie?

— Tylko mi nie przeszkadzajcie — chyba jednak dzisiaj niczego nie wymyślił. No trudno

Usiadłam na krześle obok zestresowanego Atsushiego i zabrałam połowę papierów, podrzuconych przez Dazaia, który swoją drogą wylegiwał się na kanapie, śpiewając swoją piosenkę o „podwójnym samobójstwie". Westchnęłam chwytając długopis do ręki i zabrałam się za uzupełnianie luk. Niektóre podpisałam, inne odrzuciłam. Po prostu żyć, nie umierać! A Ranpo, swoją drogą, przeżywając gumę z lizaka, ukradkiem mi się przyglądał, przez co ciagle byłam lekko spięta - co jeżeli źle coś robię i dlatego mi się przygląda? A może zrobiłam przez przypadek coś, czego nie powinnam?

Młoda Detektyw i Ranpo [ZAKOŃCZONE, TRWA KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz