Rozdział 6

380 33 15
                                    

-- Wstawaj, szybko. Mamy niewiele czasu -- obudził mnie czyjś głos. Kojarzyłam go, ale nie wiedziałam skąd

Byłam zbyt śpiąca, aby na bieżąco przetwarzać wszystkie bodźce, które do mnie dochodzą. Ale całkowicie obudził mnie huk, dochodzący z piętra niżej. Spojrzałam na osobę, która mnie obudziła. Był to pan Kunikida, widać, że się niecierpliwił i poganiał mnie, swoim karcącym spojrzeniem. Zrozumiałam, że nie jest tu gościem, a osobą, której nie chcą tu widzieć.

-- Szybciej, wstawaj, bierz co twoje i spadamy -- powiedział cicho. Nie chciałam się z nim kłócić, więc zrobiłam tak jak mi powiedział

Wybiegliśmy z pokoju. Na korytarzu nikogo nie było, spojrzałam na Kunikide-sana, po jego minie nie było nic widać, może to wina tego, że światło jest zgaszone.

-- Tam są schody -- pokazałam ręką w kierunku klatki schodowej

Nic nie mówiąc, od razu udał się we wskazany przeze mnie kierunek. W oddali było słychać głuche uderzenia oraz brzdęk upadającej amunicji. Po samej myśli o tym, co się tam działo, przechodziły mi ciarki.

-- Tam na dole, toczy się bitwa. Nie wiem, czy chciała byś tam iść, więc pójdę przodem, Masz być
zaraz tuż za mną. Zrozumiałaś ? -- spytał mnie. Kiwnęłam głową.

Mężczyzna ruszył, ja byłam krok za nim. Z lewej strony wyskoczył jakiś w czerni. Kunikida-san używając swojej mocy, strzelił do niego trzema kulkami, trafiając w nogi, tak aby uniemożliwić mu dalszą walkę. Przyjrzałam się tej osobie, był to ten człowiek, co pierwszy chciał mnie na stołówce zaatakować, ale mimo wszystko trochę mi go szkoda. Jeżeli przeżyje, będzie kaleką do końca życia. Kunikida-san tak samo rozprawił się z kilkoma innymi, którzy zdążyli dołączyć, do swojego rannego kolegi.
Korzystając z chwili nieobecności żadnego przeciwnika, zeszliśmy na sam dół. Tam toczyła się jeszcze większa bitwa. Byli tam prawie wszyscy, Dazai, chyba Atsushi, Tanizaki, ale bez swojej siostry, mały chłopak, ubrany w trochę stare ubrania, jakie nosi farmer, oraz kobieta, w spódniczce i krawacie. Brakowało tylko chłopaka imieniem Ranpo, mogę zgadywać z jakich przyczyn- jest on detektywem, nie umie posługiwać się bronią - jestem pewna, że on planował ten atak, bo widać, że wszystko jest dokładnie zaplanowane.

-- Będę cię osłaniał, twoim priorytetem jest wyjście przez tylne drzwi -- powiedział zwracając się w moją stronę Kunikida-san

-- Jasne -- odpowiedziałam mu tym razem na głos

Spojrzałam w kierunku reszty drużyny "pomocniczej", nie radzili sobie dobrze. Największą przeszkodą były bomby, połączone ze zdolnością czarnowłosego porywacza. Pracownicy Agencji widać, że czekali na informacje, o powodzeniu misji. A ja byłam kluczem, do zakończenia jej.

Swoje spojrzenie skierowałam w lewą stronę- tam znajduję się tylne wyjście- za oknami panował wszechogarniający mrok, nie było tych małych promyczków gwiazd, jedynym źródłem światła, był słaby księżyc, który ledwo co oświetlał czubki koron drzew, nie dając rady, przedrzeć się dalej.
Kunikia, tak jak powiedział, osłaniał mnie cały czas, nie pozwalając aby którykolwiek z wrogów, choćby na mnie spojrzał. Co chwile musiałam stawać, aby upewnić się, że nikt nie zamierza zaatakować z zaskoczenia, na szczęście, nie było takich śmiałków. W końcu dotarłam do wyjścia, i właśnie tu zaczęły się prawdziwe schody. Najzwyczajniej w świecie, były zamknięte. Żółtowłosy pan powoli zaczynał wychodzić z siebie, widać, że miał bardzo męczący dzień, na pewno chciałby położyć się już spać.
Swoją umiejętnością, stworzył klucz, i wsadził go do drzwi. O dziwo pasował jak ulał, wyszliśmy z budynku. Dookoła znajdowały się inne budynki, muszę przyznać, był to nawet ładny widok. Ale teraz nie ma czasu na takie rzeczy.

Młoda Detektyw i Ranpo [ZAKOŃCZONE, TRWA KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz