Rozdział 37

184 24 17
                                    

Razem z blondynką udaliśmy się na główny rynek. Tutaj było na prawdę bardzo ładnie, słońce unosiło się lekko nad dachami budynków, a chmury powoli się rozchodziły.

-- Łał. -- westchnęła Oni.

-- Tak, a to dopiero początek wszystkiego. -- przerwałam oniemiałej dziewczynie, uśmiechnęłam się i pociągnęła ją za kurtkę.

Podbiegłam pod gigantyczny budynek, zwany główną galerią. Było w niej wszystko, zaczynając od sklepów za 5 zł, kończąc na gigantycznych salach kinowych.

-- Szczerze? Ale w tej galerii też jestem pierwszy raz. -- powiedziałam w stronę Oni. Jej mina wyrażała pełen zachwyt i przede wszystkim szczęście. -- To od czego zaczynamy? -- spytałam rozglądając się po rozmaitych szyldach sklepowych. Było tu bardzo kolorowo, ale jednocześnie wszystko ze sobą współgrało. Kolorowe lampy LED podświetlały wystawy sklepowe, a szyby były tak czyste, że ciężko było je odróżnić od powietrza.

-- Myślę, że skoro jestem w dużym mieście, to najpierw chciałabym obłowić się w piękne, nowe ciuszki! -- powiedziała podekscytowana, na co ochoczo przytaknełam, bo również miałam na to ochotę.

Po dwóch godzinach chodzenia i przymierzania wszystkiego co popadnie oraz wyborze dla mnie nowego telefonu, byłyśmy zmęczone, więc postanowiliśmy zrobić sobie przerwę na ciastko z kawą.
Więc obładowane po cztery torby z ciuchami, zamówiliśmy gorąca szarlotkę z czekoladą na gorąco.

-- Ta galeria jest wspaniała. -- rozentuzjmowała się Oni. -- Tyle sklepów. Taki duży wybór! -- klasnęła z podekscytowania dłońmi. -- Chciałabym móc z tobą tutaj mieszkać.

-- Oj, uwierz mi. Galeria jest fajna, ale wieczorami radzę lepiej uważać na ulicy. Dużo podejrzanych kręci się w okolicach kamienic. -- popatrzyłam jej prosto w oczy, ale widząc, że nie zmienię jej zdania dodałam. -- Poza tym nie widać w nocy gwiazd. Niebo jest po prostu czarne.

-- Oj, nie bądź taką pesymistką! Na pewno są jeszcze inne plusy. Na przykład..... -- zrobiła chwilę przerwy zastanawiając się nad tym co powiedzieć. -- Na przykład jest dużo wspaniałych ludzi. Spójrz chociaż na tego kelnera co nas obsłużył. Ciągle na ciebie patrzy. -- uśmiechnęła się pobłażliwie, z uśmiechem, który "wie wszystko".

Spojrzałam w kierunku wymienionego wyżej pracownika kawiarenki. Pomiędzy wykonywaniem swojej pracy, faktycznie się nam przyglądał. Gdy tylko zauważył, że się na niego patrzymy, speszony spuścił wzrok na szklanki, które aktualnie mył w zlewie.

-- Weź przestań. -- odpędziłam ja od tego złego tematu. -- A w wiosce dzieje się coś ciekawego? -- zagadnęłam jak najszybciej dziewczynę, zmieniając temat.

Spojrzała na mnie z politowaniem, że zmieniłam od tak temat, ale na szczęście tego nie skomentowała, tylko odpowiedziała na moje pytanie.

-- Pamiętasz ten domek, co od czterech lat stał i czekał, aż ktoś go kupi? -- pokiwałam głową twierdząco. -- Taka rodzina się tam wprowadziła. Znaczy dziadkowie z wnukiem, bo rodzice podobno zginęli w wypadku samochodowym. Mówię ci, ten ich wnuczek jest taki przystojny. Byłam u nich z naszym ciastem powitalnym. I na dodatek wreszcie ktoś w naszym wieku. Jedynie ma trochę szpeczącą bliznę na twarzy, ale dodaje to mu tylko uroku osobistego.

-- Serio? Na to zadupie ktoś taki się wprowadził? Ciekawe co ich tam sprowadziło. -- powiedziałam biorąc ostatni kęs szarlotki.

Przeczesała ręką swoje długie lśniące włosy. Podparła prawą ręką głowę i się uśmiechnęła.

-- Podobno chcieli odpocząć od tłocznego miasta. Niestety są bardzo tajemniczy. Tak jak Pani Ronagia wychodzi często na zakupy, Pan Emil pracuje od rana do wieczora, tak ich wnuczek, Mooras praktycznie nie wychodzi z domu. Co prawda zrobił dla mnie parę wyjątków. -- wytrzeszczyłam zszokowana oczy.

-- ON CI SIĘ PODOBA? -- prawie, że wrzasnęłam na całe gardło. -- No nie gadaj.

Oh, ewidentnie potrzebowałam się z nią spotkać. Kochałam te nasze codzienne rozmowy i dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo za nimi tęskniłam.

-- Może. -- odparła zdawkowo. -- Ale lepiej opowiadaj co tam u ciebie. W końcu rok szkolny niedawno się zaczął. Na pewno też kogoś poznałaś.

Natychmiast spochmurniałam. Tak, ten temat też chciałam z nią poruszyć, ale wolałam to w czasie jak najdalej odłożyć. Na tego typu rozmowy nigdy nie jest się gotowym, a z drugiej strony wiedziałam, że jeżeli teraz nie zacznę, to potem tym bardziej tego nawet nie poruszę.

-- No mów, widzę, że jest coś na rzeczy. -- zachęciła mnie Oni. Spojrzałam w jej oczy, szukając jakiejś ucieczki, ale ona nie odpuściła.

-- To jest bardzo skomplikowane. Sama nie jestem pewna co czuje, a tym bardziej, czy on czuje to samo. -- zaczęłam popijając gorąca czekoladą. Dziewczyna patrzyła na mnie poważnym wzrokiem. Wyczułam w jej spojrzeniu jeszcze troskę, dlatego kontynuowałam. -- Kojarzysz tego Ranpo, za którym szaleje moja matka? -- widząc, że przytakuje, mówiłam dalej. -- A więc gdy tu przyjechałam, pomyliłam adresy mieszkań. Trafiłam prosto pod drzwi Zbrojnej Agencji Detektywistycznej. Z grzeczności, gdy wytłumaczyłam im sytuację, zaproponowali pomóc mi znaleźć odpowiedni blok mieszkaniowy. Ale się rozpadało. Dlatego zostałam u nich około godziny, może trochę więcej.

-- Przejdź do konkretów. -- pogoniła mnie przyjaciółka, wyczuwając, że mówię o zbędnych rzeczach, które nie mają nic do moich uczuć.

-- No dobra. -- westchnęłam. -- Właśnie przez tą krótką wizytę w Agencji, Portowa Mafia mnie z kimś pomyliła i porwała. Jakiś czas później Agencja mnie odbiła. Ze względu na tą sytuację, postanowili mnie pilnować, by to  się nie powtórzyła. Dlatego przypisali mi opiekuna. Jest nim właśnie Ranpo. -- zrobiłam krótką przerwę na oddech. -- Z czasem... chybasięwnimzakochałam. -- ostatnie parę wyrazów  powiedziałam na jednym wdechu i cała zaróżowiona ukryłam twarz w dłoniach.

-- O matko. -- podsumowała Oni. -- Pewnie ci teraz z nim ciężko wytrzymać, w tej całej niepewności uczuciowej. -- pokiwałam twierdząco głową.

-- Na dodatek chciał mi zrobić niespodziankę. Wiesz, że chodzę do klasy detektywistycznej, prawda? I to właśnie on, pomimo swojego młodego wieku jest wychowawcą mojej klasy. Sam się do tego zapisał. Czasami pomagam mu w niektórych sprawach. Jest taki słodki, gdy się głęboko zastanawia. Nic, totalnie nic, nie jest w stanie zakłócić jego myśli, gdy jest nad czymś skupiony. Co prawda je same słodycze, ale się nimi ze mną dzieli. -- mówiłam wszystko co mi ślina na język przyniesie, bez żadnego zastanowienia, czy w ogóle powinnam to robić. -- On jest przeuroczy! Albo te jego dołeczki gdy...

-- Stop. Stop kobieto. Ty ewidentnie zakochałaś się w nim po uszy. Z tego już tak łatwo nie wyjdziesz. -- powiedziała machając rękoma na boki jak oszalała. -- A on. Mówił coś o tobie? Daje jakieś znaki zalotne?

Niepewnie oderwałam ręce od twarzy, głębiej zagłębiając się we wspólnie spędzone z Ranpo chwilę.

-- Niby coś by się znalazło, ale to bardziej ze względu na to, że jest moim opiekunem. -- odparłam, a po moim policzku, poleciała niespodziewanie zdradziecka łza smutku.

-- Ej no, stara. Tylko mi tu teraz nie płacz. Jestem pewna, że on też coś do ciebie czuję. Przecież to Ranpo. Podobno z nikim nie dzieli się swoimi słodyczami. Tym bardziej nie daje ich z własnej woli. A dla ciebie zrobił wyjątek. Na pewno coś tu jest na rzeczy, tylko musisz spojrzeć na to z innej perspektywy i otwarcie go o to zapytać


Młoda Detektyw i Ranpo [ZAKOŃCZONE, TRWA KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz