Rozdział 41

160 27 8
                                    

Większość konkurencji minęła w przyjemnej atmosferze. Oprócz gazet, zagraliśmy w podchody, szukanie przedmiotów - cała drużyna wybierała jedną osobę, która za linij startu sterowała całą resztą, by po omacku przyniosły do niej znalezione przedmioty. Kolejną konkurencją było tak zwane "pif paf", potem zagraliśmy w dużego chińczyka- z prawdziwymi ludźmi jako pionkami. Aż w końcu nadszedł czas na relaks. Czyli pieczenie kiełbasek we wspólnym gronie przy miłym zachodzie słońca.

Na szczęście, miejsce musiało być widocznie wcześniej spryskane sprejem na komary, ponieważ nawet po zachodzie słońca nic tutaj nie latało.

-- Jak tu jest przyjemnie! -- powiedział głośno pomarańczowo włosy chłopak, rozkładając się na całej trawie przed ogniskiem, gdzie piekłam swoją kieubasę z lekko już przypaloną kromką chleba.

Jego włosy w lekkim mroku, który po zachodzie gwiazdy, za czubki drzew zaczął panować wydawały się lekko wyblakłe. Za to, gdy tylko blask ogniska oświetlił wszystko do około, przybrały odcień jasnego ogniska.

-- Tak. -- odezwał się jakiś chłopak z równoległej klasy. -- Nie dość, że podróż tak bardzo mnie wymęczyła, to jeszcze te zabawy integracyjne były bardzo męczące. -- oparł się głową o łokieć, który leżał na jego kolanie. Wątpię aby taka pozycja była chociażby trochę wygodna..

-- Nawet nie musieliście się wysilać, to było pewne, że i tak nasza drużyna wygra. -- odpowiedział mu Arelin.

Cała nasza drużyna spojrzała na niego jak na debila. Nie musiał wcale tego mówić. Bo to, że wygraliśmy zależało tylko od naszej wspólnej współpracy, której ten osobnik ani trochę nie okazywał. Ba, nawet go to nie obchodziło. Jego brązowe tęczówki oczu, niebezpiecznie zabłyszczały odbijając pomarańczowe światło z ogniska, gdy spojrzał na każdego po kolei.

-- Nie wiem jak wy, ale ja na waszym miejscu zjadłbym już te kiełbaski, bo zaraz zostanie z nich tylko węgiel. -- odgryzł się, samemu ściągając z paleniska swoją.

Miał rację, wszystkie były już prawie zrobione. Prawie cała grupa zerwała się jak poparzona, ściągając swoje porcje z ognia. Przecież nikt normalny nie chciałby jeść węgla, no nie? Gdy byłam mała, często z rodzicami chodziłam do lasu obok opuszczonego budynku. I zawsze, gdy się ściemniało, zbieraliśmy duże kamyki oraz drobniejsze patyki, by zrobić ognisko. Było to dla mnie wtedy czymś bardzo wspaniałym. Bo samo wskrzeszenie ognia nie było łatwe, a mimo wszystko z czasem się tego nauczyłam. Ale zanim to nastąpiło, byłam jeszcze za mała, by samej upiec nad ogniskiem kiełbaski, dlatego robił to zawsze mój wspaniały tata. Oczywiście wystarczyła chwila nieuwagi z jego strony, a już były aż za bardzo przypalone. Oczywiście nie polubiłam smaku węgla, dlatego zawsze starałam się dopilnować, by to mama czuwała nad mięsem. Mój tato nie był dobrym kucharzem.

-- Nad czym tak myślisz, hm? -- ze wspomnień wyrwał mnie głos Koriny, która trzymała w ręce dwa talerzyki jednorazowe. -- Od dobrej minuty tutaj stoję, a ty nie zwracasz na mnie uwagi, coś się stało? -- spytała zatroskana, kucając na kolana, tak by być mniej więcej na moim poziomie.

-- N-nie! -- odparłam potrząsając głowę przecząco. -- Po prostu przypomniały mi się stare czasy, gdy miałam jeszcze może z 6 lat. -- na moje usta wmalował się lekki uśmiech.

-- Ah tak? To dobrze. -- wstała na nogi i siadając obok mnie, na konarze, podała mi plastikowy talerzyk. -- Ja gdy byłam mała, często wyjeżdżałam z rodzicami nad jezioro. Tam było cudownie. W wodzie pływało mnóstwo rybek! -- powiedziała, rozrywając kiełbaskę palcami, na małe kawałki. -- W zasadzie to nie mieliśmy daleko nad te jeziorko. Ale wszystko ma swój koniec, nie? Zaczęło się gimnazjum, którego tam nie miałam i musiałam wyjechać. A jako, że mam tu swoją rodzinę, padło akurat na Yokohame. -- skończyła wypowiedź zajadając się ze smakiem. -- Woo! To jest serio pyszne!

Młoda Detektyw i Ranpo [ZAKOŃCZONE, TRWA KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz