Rozdział 8

386 32 13
                                    

Wyszliśmy z budynku komisariatu policji w Yokohamie. Na oko, można było powiedzieć, że jest godzina 10:30.

—To gdzie teraz — spytałam zaciekawiona

— Najpierw po twoje rzeczy, a potem do Agencji — odpowiedział Ranpo

— A, bo ten — przedłużałam wypowiedz jak najdłużej się da — no, nn, no ten, no wiesz

— Nie, nie wiem — czyli muszę to powiedzieć, oby się nie śmiał

— Bo... ja nie mam kluczy do mieszkania

—Jak to nie masz — spytał, patrząc na mnie z litością. W jego głosie można było usłyszeć załamanie

—Normalnie, przy tej ucieczce, nie miałam czasu zabrać plecaka, w którym miałam podręczne rzeczy, takie jak portfel i klucze, nie wspominając o dowodzie osobistym — nie śmiej się, nie śmiej się, nie śmiej się proszzzę

— No nic — westchnął — coś się ogarnie, ale z dowodem będzie ciężko — uff — W takim razie, idziemy od razu, do Agencji

Nie poczekał na moją odpowiedź, od razu ruszył przed siebie, mam nadzieje, że wie gdzie idzie.

—Wiesz, w którą stronę jest Agencja — spytałam dla pewności

Stanął, i obrócił się do mnie przodem.

— Czy ty, we mnie wątpisz — patrzył na mnie wyrozumiale. Nie odpowiedziałam mu, wiec kontynuował— Oczywiście, że wiem gdzie idę

— Podobno, masz słabą orientacje w mieście — odpowiedziałam mu

— Ja, jedyny prawdziwy detektyw, zawsze wiem gdzie idę — po tonie jakim wypowiedział te zdanie, można wnioskować, że go trochę zdenerwowałam — Idziemy prosto, dwa mosty, przez jeden park na lewo, bocznymi uliczkami, po drodze wstąpimy do sklepu, i do Agencji wejdziemy tylnym wejściem — wow, zmieniam o nim zdanie, zawsze wie co, i gdzie robi

— Okey — spojrzałam na ulice, przy której się aktualnie znajdowaliśmy

Detektyw ponownie się obrócił, i ruszył pewnym krokiem, przed siebie. Mosty, którymi szliśmy oraz park, były bardzo piękne o tej porze, można było zaobserwować ładne zjawisko, a mianowicie nad miastem unosiła się lekka mgła, która z kontaktem promieni słonecznych, pięknie rozpraszała światło.

W sklepie Ranpo kupił pełną reklamówkę przeróżnych słodyczy, oczywiście, większość wybrałam ja, niestety nie zmienia to faktu, że nadal są jego, przecież to on płacił. Boczne uliczki, którymi szliśmy, były pozapełniane śmieciami. Gdybym zaczeła czegoś tam szukać, gwarantuje wam, że znalazła bym wszystko. Ale w brew pozorom nie śmierdziało tam żadną zgnilizną, czy niewiadomo czym, zapach nie drażnił nosa, widać, że ktoś o to codziennie dbał.

Tak w zasadzie, w Agencji, który to ja już tam raz będę, drugi, trzeci? Naprawdę nie pamietam, ale mam nadzieje, że mile mnie przyjmą. Bądź co bądź, ale ciężarem to ja nie chce być, mam zamiar solidnie pracować, tylko nie wiem jeszcze jak. Może będę robić za sprzątaczkę? Nie, prędzej będę podawać komuś stertę papierów,  a może będę witała z uśmiechem nowych klientów? Hmm to brzmi nawet ciekawie, i tak miałam znaleźć sobie jakaś prace dorywczą. Naprawdę mi się poszczęściło (przymykając oko na porwanie).

Przed wejściem, Ranpo wydawał się być jakiś spięty. Ciekawe o co chodzi. Może boi się szefa, nieee, prędzej pana Kunikidy. On to potrafi rozkręcić gadkę oswoić ideałach. Aż sama, na sama myśl, zaczynam mieć ciarki. Chyba nie chce doświadczyć tego na własnej skórze.

— Gotowa na pierwszy dzień w Agencji — spytał kruczo-czarnowłosy

— A czeku niby nie. Jestem bardzo. Ciekawa jak wyglada taki wasz dzień — otworzył mi drzwi, i gestem ręki pokazał abym weszła pierwsza

Młoda Detektyw i Ranpo [ZAKOŃCZONE, TRWA KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz