Rozdział 43

134 17 3
                                    

— Taeko. — usłyszałam jakby zamglony głos. — Taeko, wstawaj! — krzyknął ktoś nieco głośniej, co pozwoliło mi się nieco bardziej rozbudzić.

— Mm. — odbruknąłam.

— Na wstawaj żeś! — po tych słowach usłyszałam plusk, jakby wody, a po chwili poczułam się... mokra?

Natychmiast otworzyłam oczy, odskakując od miejsca zbrodni. Przede mną stały dziewczyny w swoich piżamach. Akirig trzymała odkręcona butelkę z wodą. Wszystkie patrzyły na mnie jakby z uśmiechem na twarzy, ale jednak nie wiedziałam czemu.

— Co się stało? — spytałam z nutą smętnego tonu. Popatrzyłam na swoją piżamę. Super, była cała mokra! Całe szczęście, że to ostatni dzień.— Mam dzisiaj urodziny, czy jak, że budzicie mnie tak wcześnie rano? — otrzepałam wilgotne ręce nad dywanem pokoju, o żółtych ścianach.

— Nie, ale zaczęłyśmy się martwić, zazwyczaj to ty wstawałaś przed budzikiem i nas budziłaś, a teraz nawet on cię nie obudził. Na dodatek spałaś jak głaz, budziliśmy cię jakieś pięć minut jak nie więcej. — odezwała się przejęta Akirig. — Stało się coś?

Popatrzyłam na nie wszystkie. To było słodkie, martwiły się o mnie. Na moje serce wlała się fala przyjemnego ciepła. Ale i tak nie była w stanie zalać niepokoju, który od wczorajszego przybycia do Kioto, nieustannie mi towarzyszył. Nawet teraz, kiedy wszystko było okey.

— Nie, czemu miałoby się coś stać? Po prostu te pontony tak mnie zmęczyły. Dawno tyle nie wiosłowałam.  — zaśmiałam się krótko, przybierając niewinny uśmiech na twarzy. — Jest już po budziku? Trzeba się zbierać, zaraz powinna być zbiórka i czas wolny! — szybko zmieniłam temat, chciałam się już przebrać z tej mokrej piżamy.

-*-

— O godzinie 20, przed tym budynkiem macie być wszyscy! Bez wyjątków. Nie będziemy czekać na spóźnialskich! — krzyczała Pani Jessica. — Macie na siebie uważać, moje skarbeczki małe. — nagle zmieniła ton wypowiedzi, na ten zbyt babciny. — A co jeżeli się pogubią? — ostatnie słowa skierowała do znudzonego Ranpo, który też nie przepadał za jej gadaniną.

— Jakby coś się stało, macie do nas numer telefonu. Każdy z opiekunów będzie pod słuchawką. — wyciągnął nad siebie telefon, jakby chcąc pokazać, że nie kłamał. — A teraz możecie iść.

Dziewczyny jak najszybciej pociągnęły mnie w stronę gigantycznej galerii, w której podobno znajdowała się "fabryka lodów własnych". Podobno był to jeden z najbardziej odwiedzanych punktów turystycznych wśród młodzieży.

Jedno musiałam przyznać. Lokal był duży, przejrzysty i pięknie udekorowany. Było kilka minut po godzinie dziesiątej. Czyli lokal był czynny. I na nasze szczęście, nie było kolejki.

— Patrz Taeko! Będę robiła loda truskawkowego z tęczową posypką! — Akirig pokazała palcem na menu, znajdujące się przed gigantyczną maszyną do lodów włoskich.

Na tablicy, wiszącej na ścianie, znajdowały się opisane wszystkie możliwe komplikacje, które ta maszyna może stworzyć. A było ich multum. W zależności od smaku, który wybierzemy, po wszystkie miksy, które możemy stworzyć.

Wzięłam wafelka do ręki i położyłam go pod jeden z podajników. Maszyna zajęła się resztą. Nałożyła loda o smaku banana połączonego ze śmietanką do podanego wcześniej wafelka, po czym oddała mi prawie skończony deser. Nakładanie polewy oraz posypki było potem. Ja wybrałam niebiesko-różowy strzelający cukier, oraz truskawkową polewę. Pomimo kosmicznych cen, było warto tu przyjść, oprócz lodowych deserów, była również fabryka słodyczy, ale wstęp był dodatkowo płatny, dlatego tylko kupiliśmy po kilka smaków.

Czas do wieczora spłynął nam na wspólnej zabawie w galerii, spacerach po parku i kupowaniu pamiątek. Wysłałam pocztówkę dla rodziców do domu, opisując wszystko co się do tego czasu wydarzyło. Aż w końcu nastał wieczór, godzina osiemnasta. Byłyśmy bardzo zmęczone, a przede wszystkim głodne, dlatego skierowaliśmy się do pobliskiej restauracji. Była dosyć nowa, ale jednocześnie mało odwiedzana przez innych, ponieważ tylko personel wyglądał przez okno za nowymi klientami. Wygrałyśmy akurat to miejsce ze względu na niskie ceny, ponieważ większość wydaliśmy na pamiątki.

Przy wejściu do środka, przywitał nas dźwięk dzwoneczka. Pomieszczenie było małe, ale mogło się tak tylko wydawać, ponieważ dwa korytarze prowadziły coraz głębiej, w głąb restauracji. Ściany były pokryte czerwoną tapetą w kwiatki, a obok parapetów leżały duże, ozdobne skrzynie. Wieszak na kurtki był ulokowany przy wejściu, obok dwóch toalet. Zza korytarza wyszła jakaś pani, w czarno-czerwonym garniturze, z krawatem w kwiatki. Jej włosy były upięte w wysokiego koka, a w ręce trzymała prawdopodobnie menu restauracji.

— Witam w restauracji "Pod Starą skrzynią" — powiedziała melodyjnym tonem, uśmiechając się do nas. — Proszę za mną.

Bez żadnych pytań poszłyśmy za nią. Kobieta, na oko trzydziestolatka, zaprowadziła nas do największego stolika, który posiadali w lokalu, położyła na stole dwa menu, po czym oznajmiając, że wróci za dziesięć minut odeszła w stronę kuchni.

— Ładnie tutaj. — odezwała się Akirig siedząca obok małomównej Erni, która zdążyła przejrzeć już całe spistreści menu i sądząc po jej minie, zdążyła już wybrać co chce kupić.

— Tak, podoba mi się ten czerwony odcień i połączenie tego z kwiatową tapetą. — stwierdziłam, chwytając do ręki brązową okładkę, kilku stronnicowej książki.

— Chyba wezmę pomidorową, nie mam ochoty na jakieś bardzo skomplikowane dania. — Korina zmrużyła lekko oczy, mówiąc to zdanie. Zdecydowanie nie była po prostu przekonana, co do tej restauracji. — A ty? — spojrzała na mnie, wychylając oczy zza kartek.

— Podobnie, za dużo dzisiaj zjadłam, by brać coś jeszcze. — powiedziałam wymijająco.

Wyciągnęłam telefon, odpalając jego ekran i aż się zdziwiłam. Aż 28 nieodebranych połączeń od Oni. No tak, mam wyciszony telefonem. Ciekawe o co może jej chodzić.

— Wiesz co, zamówisz mi tą pomidorową? Skoczę szybko do toalety. — dziewczyna pokiwała w odpowiedzi głową, podsuwając swoje krzesło jak najbliżej blatu, umożliwiając mi przejście.

— Poczekaj, pójdę z tobą. — odezwała się Akirig, szybko mnie doganiając. Chwyciła mnie pod ramię i w podskokach zaczęła mnie ciągnąć.

Szłyśmy korytarzem, który swoją drogą był dosyć długi. Aż w końcu natknęliśmy się na otwartą skrzynie. Mój dzisiejszy niepokój nasilił się nieco bardziej, gdy zobaczyłam tyle nieodebranych połączeń. A teraz dziwnie otworzona skrzynia... Te dziwne uczucie na sercu mnie bardzo niepokoi.

— O patrz! Ciekawe co trzymają w środku. — powiedziała cała w skowronkach Akirig. Chciałam zaprotestować, ale jej pociągnięcie było szybsze.

W jednej sekundzie, gdy podeszłyśmy do skrzyni, stały się dwie rzeczy. Środek zabłysł jasnym, oślepiającym światłem, a nas wciągnęło do środka.

Czułam jak kręci mi się w głowie, a na dodatek przestałam czuć dotyk różowowłosej dziewczyny. Po chwili poczułam, że ląduje twarzą na czymś zimnym i twardym, ale nie byłam w stanie stwierdzić co to było, mroczki przed oczyma zdecydowanie mi to utrudniły. Usłyszałam obok siebie drugi huk. Chcąc sprawdzić co to takiego, na drżących rękach z obolałą czszęka chciałam się podnieść.

— Tsk. — usłyszałam jeszcze, zanim coś nie uderzyło mnie mocno w potylicę i nie straciłam przytomności.

------------

Hejka, wiem, że dosyć krótki rozdział, ale nie wiedziałam co tu jeszcze bardziej rozwinąć. Ale mam nadzieję, że się podobało :)

Młoda Detektyw i Ranpo [ZAKOŃCZONE, TRWA KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz