Rozdział 7

374 34 13
                                    

Rano, obudził mnie budzik, który najpewniej został ustawiony przez pana Ranpo. Wstałam z prowizorycznego łóżka i w odruchu chciałam pójść do łazienki, przetrzeć twarz. Zapomniałam, przecież nie wiem gdzie ona jest. Prowizorycznie otrzepała się z kurzu, i poprawiłam ręka włosy.
Właściciel mieszkania, wyszedł ze swojego pokoju, był ubrany tak jak zawsze, biała koszula, krawat, szara marynarka, brązowe spodnie, tego samego koloru peleryną i ozdabiająca głowę, czapka. W porównaniu do mnie, był gotowy do wyjścia. Zdecydowanie za szybko die ubrał, ja nawet z Mateusza nie wstałam. No halo.

—Ubierz się w to co miałaś wczoraj, zaraz podejdziemy do ciebie i się spakujesz— wyrwał mnie z zamyśleń, swoim głosem

—Dobra — odpowiedziałam — Tylko gdzie jest łazienka — spytałam go

—Ehh— stąpnął , to nie było miłe, brzmiało jakbym była dla niego ciężarem — Na korytarzu od stronę głównego wejścia, 3 drzwi na lewo. Poczekam na ciebie w kuchni

Widać, że bardzo mu się gdzieś spieszyło, na przykład pierwszym dowodem potwierdzającym moje przypuszczenia, był jego wzrok, wędrował od zegarka do drzwi wyjściowych, a to był jednoznaczny znak. Nie chcąc wykorzystać jego limitu cierpliwości, wzięłam pod pachę moje ciuchy, i popędziłem w kierunku łazienki.

Było tak jak powiedział, od strony drzwi wejściowych, trzecie drzwi na lewo, znajdowała się niewielkich rozmiarów łazienka. Mieściło się w niej wszystko co potrzebne, prysznic, z kabiną, kibel oraz zlew, a nad nim były 2 szafki. Jak najszybciej się przegrałam i prowizorycznie przeczesała dłonią moje brązowe włosy (sorki, w ostatnim rozdziale chyba pominęłam to , że dostała piżamę, ale pisałam go dosyć dawno, wiec nie pamietam, a nie mam jak sprawdzić~Autorka).

Gdy wyszłam, skierowałam się w stronę pomieszczenia, w którym jeszcze nie byłam, na pewno musi być to kuchnia.
Ranpo aktualnie zajadał się śmiejżelkami.
To chyba jedyne co ma w tych komodach. Na stole leżało dużo innych opakowań po słodyczach. Po pierwszym spojrzeniu, mogło by się mieć wrażenie, że śmierdzi tu duża ilością cukru, ale tak nie było. Pomieszczenie było codziennie, no może co dwa dni wietrzone.

—Świetnie, że już jesteś, może jeszcze zdążymy — wstał z krzesła, szurając nim — Zanim jednak pojedziemy do ciebie, musze jeszcze gdzieś wstąpić— sądząc po jego postawie, nie miałam prawa głosu w tej kwestii

—Okey, a jeśli można wiedzieć, gdzie idziemy— spytałam. Naprawdę mam nadzieje, że mi o tym powie

—Zobaczysz— ubrałam buty i wyszłam z mieszkania, Ranpo zamknął drzwi na klucz, poczuł schował je do kieszeni i zbiegł po klatce schodowej. Zrobiłam tak samo, przyspieszając aby nie zostać za bardzo w tyle, jeszcze się trochę gubię w tych okolicach

Ruszyliśmy w tylko jemu znanym kierunku, mijaliśmy kilka parków, przeszliśmy przez dwa mosty, aż wreszcie dotarliśmy pod jakiś budynek, przy którym chociaż na chwile się zatrzymaliśmy. Był to komisariat policji, parking był cały zajęty, to była jedna z chwil, w których cieszyłam się z tego, że przyszłam na nogach.

Weszliśmy do środka, od razu jeden z komendantów, podszedł do pana Ranpo. Nie słuchałam ich dialogu, dla mnie ciekawsze było zgadywanie w jakiej sprawie przyszli tu inni ludzie.

Dosyć otyła pani, na ubraniach ma kocią sierść, zmartwiona mina, spocone czoło, dziurki w uszach, na kolczyki, jest sama, zdecydowanie przyszła w sprawie kradzieży drogocennej biżuterii.
Kolejna osoba, tym razem jakiś facet, dobrze zbudowany, drogi garnitur, łysy i dosyć szczupły, problemy z...

—Taeko— po raz drugi, z zamyśleń wyrwał mnie głos Ranpo — Halo, jesteś tu jeszcze — spytał ironicznie. Potrząsnęła głowa zdezorientowana — O czym tak myślałaś — na jego usta, wkradł się chytry uśmieszek, ja wiem, że on wie, o czym ja myśle, on głupi nie jest

Młoda Detektyw i Ranpo [ZAKOŃCZONE, TRWA KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz