Rozdział 14

350 34 26
                                    


Resztę czasu spędziłam na rozmyślaniu jak będzie w nowej uczelni, w końcu za tydzień jest 1 września, szczerze nie mogę się doczekać. Ciekawe czy poznam jakąś przyjaciółkę, a może nawet jakiegoś kolegę. Chociaż nie, mężczyzn znam aż za dużo, a zwłaszcza tych z rodzaju „przystojnych" na przykład, dajmy ma to takiego Ranpo, jest piękny, inteligentny i na dodatek dobry, w tym co robi. Chociaż pan porywacz, też jest niczemu sobie, nie, hola, hola, o czym ja mówię. Ptfu na niego, porwał mnie, należy mu się za to solidna kara. Już wiem, zapisze się na jakieś zajęcia z karate, i przy następnym naszym spotkaniu oberwie mu się trzy razy mocniej, niż mnie, chodzącej chodnikiem. Kunikida jest za stary, nigdy kobitki sobie bidak nie znajdzie, szkoda gościa, a miał by takie ładne dzieci.

I tak oto minął mi nudny czas, spędzony na siedzeniu i myśleniu. Aż wreszcie nadeszła oczekiwana godzina, No może nie do końca, bo jednak trzeba tam dojść. Nie będę ryzykowała na zamówienie taxi, Ranpo ma dosłownie wszędzie wtyki, przynajmniej tak mi powiedział pan Dazaii. A pieszo zajmie mi to z 15 minut.

Wzięłam do ręki, wcześniej przygotowany plecak. Sportowe buty ubrałam na moje stopy, i cienką katanę na plecy, po czym wyszłam z mieszkania, uprzednio je zamykając.

Szlam tylko głównymi ulicami, jak na lato było dzisiaj dosyć ciemno, duża ilość chmur zebrała się nad Yokohamą, pewnie w nocy będzie padać. Większość pomniejszych sklepików było już zamkniętych, bądź pracownicy obsługiwali już ostatnich klientów. Na ulicy zrobił się mały tłok, pewnie wracają z pracy, do swoich domów, rodzin, kobiet i dzieci. Każda taka osoba ma jakiś swój cel, nawet ci z mafii, ale oni jedynie chcą pieniędzy. Za to gdyby ich nie było, policja nie miała by sensu istnienia. Ranpo też nie miał by co robić. Prawdę powiedziawszy, większość spraw „zawdzięcza" właśnie im, albo innej przestępczej organizacji, bo na pewno jest ich więcej.

Jestem już blisko mojego celu, a dokładniej za dwie ulice, jest miejsce spotkania. Nic nie słychać, wiec chyba nic tam nie ma. Zrobiło się już ciemno, weszłam w podaną uliczkę, jest to jakaś poboczna droga. Podchodzę na sam środek aby się rozejrzeć, nie powinnam tego robić, jest to niebezpieczne zważywszy, że wychodząc na środek narażam się nikt by mnie tu nie obronił. Nic tu nie ma, jedynie pranie wywieszane od okna do okna, a tak poza tym naprawdę nic. A nie, przepraszam jest jeden duży kontener na śmieci, ale jest pusty, i wygląda na nowy.

— Kim jesteś — słyszę krzyk dobiegający z drugiej strony uliczki, i widzę dym

Kurde, i po co ja tu przychodziłam, mogłam się posłuchać Ranpo i zostać w domu, tam bym była bezpieczna. Dobra, jest jak jest, teraz musze się ukryć. Spojrzałam na moje jedyne schronienie - śmietnik - jest nowy i pusty - jeżeli będę cicho mnie nie znajdzie.

— Zależy jak kto woli mnie nazywać — odpowiedział ciemny, cichy i mroczny głos

— Powiedz kim jesteś i czego od nas chcesz — odezwał się inny głos, zaraz ja ten marudny ton kojarzę. Przecież to Kunikida

— Wiecie czego chce, a co do imienia to... Hmm może Mr. Shiginima — zaśmiał się ledwo słyszalnie, przynajmniej z mojej perspektywy — Jeżeli zaatakujecie, nie będę się powstrzymywał, a ostrzegam moje kontry są dwa razy mocniejsze

— Co chcesz od Taeko, jest niewinna nie wplątuj jej w to — ten głos również znam, tylko on wymawia moje imię, z takim szacunkiem. To na pewno jest Ranpo

— Jest niewinna — powiedział z sarkazmem podnosząc swój dotychczas spokojny głos — To przez nią to wszystko się stało, to ona to wszystko zrobiła, zaplanowała i zrobiła — teraz to już wrzeszczał

Młoda Detektyw i Ranpo [ZAKOŃCZONE, TRWA KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz