Rozdział 28

250 27 9
                                    

Złoto-włosy piesek zaszczekał radośnie, ponownie wyrywając się policjantowi ze smyczy - na co ten, prawie upadł, lecz w ostatniej chwili złapał równowagę. Cały wysiłek złapania psa wyszedł na marne, ponieważ on ponownie uciekł wgłąb budynku.

— Masz psa — zwróciłam się w kierunku Ranpo, zadając mu to pytanie — Nie wiedziałam o tym

— No-o w-widzisz — zaczął zmieszany moim pytaniem — J-jakoś nie b-było o-kazji, aby ci powiedzieć — niezręcznie podrapał się prawa ręką po karku

Coś mi tu nie gra. On nigdy się tak nie zachowywał.... ale nie ważne, to przecież najlepszy na świecie detektyw, na pewno jeszcze nie jedna rzecz siedzi ukryta w jego głowie. Pomachałam przecząco głową, aby wypędzić z niej te myśli.

— Tooo, gdzie dalej — zmieniłam szybko temat, co ewidentnie sprzyjało zielonookiemu — W końcu jest już po 21 (Nie wiem czy wcześniej pisałam jaka godzina, wiec się nie obrazić jak coś pomyliłam ~~ dop. Autorki), a chciała bym jeszcze zdążyć się ogarnąć — zaśmiałam się nerwowo. Przecież nie powiem im wprost, że śmierdzę, jestem cała spocona, a na dodatek mam czerwone dni... No przecież to chłopy, nie zrozumieją!

— EKHEM — odchrząknął policjant kontynuując zaczęty przeze mnie temat — Oczywiście, proszę tedy — wskazał ręką na przejście dalej, znajdujące się po prawej stronie recepcji

Bez zbędnego przedłużania podbiegłam do mężczyzny, który zdążył już zniknąć w kolejnym korytarzu.

Policjant zaprowadził nas do sali przesłuchań. Tak - NAS - nie przesłyszeliście się. Z faktu iż nie jestem jeszcze pełnoletnia, a Ranpo jest moim jedynym opiekunem, a zarazem wychowawcą, to on za mnie odpowiada.

— Opowiedz co się tam stało — zaczął [imię policjanta - wiem, ze podawałam], siadając na, przed chwilą, przez siebie odsuniętym krześle

— Po prostu wracałam ze spotkania ze znajomymi. Myślałam już tylko o odpoczynku, ale poczułam ostry zapach siarki. Potem usłyszałam krzyk, wiec odruchowo spojrzałam w miejsce, z którego usłyszałam ten dźwięk — skierowałam wzrok na detektywa, dalej opowiadając tą historie — Wyciągnęłam telefon, i tak jak każdy obywatel powinien zrobić, zadzwoniłam na 112

— Wiec jak to się stało, że weszła pani do płonącego mieszkania — przerwał mi policjant. A ja tylko z politowaniem na niego spojrzałam. Od kiedy to przerywa się świadkom, w składaniu zeznań?

— Kontynuując — lekko odchrząknęłam — Pan po drugiej stronie słuchawki, bardzo mnie zdenerwował, ponieważ powiedział, że straż może przyjechać najwcześniej za 20 minut! — lekko podniosłam ton mojego głosu — Trochę się pokłóciłam, po czym odłożyłam telefon, i postanowiłam sama zacząć działać. Przecież oni mogli zginąć!! — tym razem wstałam z miejsca i obiema pięściami walnęłam o blat, wydając przy tym niemały huk

— Dobrze ... — powiedział zamyślony policjant, zapisując coś na kartce — A ma pani ten telefon — zadał pytanie, spoglądając na mnie zza kartki papieru

— Oczywiście, już daje — sięgnęłam prawą ręką do kieszeni, z zamiarem wyciagnięcia go ze spodni

Nie ma. Sprawdziłam jeszcze raz. No nie ma. A może pomyliłam kieszenie? Włożyłam rękę do drugiej kieszeni... też nie ma. Zaczęłam lekko panikować, i tak w kółko sprawdzać kieszenie, kiedy nagle przypomniało mi się, że po nagle zerwanym połączeniu, wypadł mi z ręki, a ja, mając w głowie inny priorytet, po prostu go zostawiłam...

— N-nie mam go — zakomunikowałam trochę się jąkając — Musiał mi gdzieś wypaść — powiedziałam zrezygnowana. Jakbym nie wyczerpała limitu dziwnych zdarzeń na dziś...

Młoda Detektyw i Ranpo [ZAKOŃCZONE, TRWA KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz