Spojrzałam do góry, w stary sufit. Lubie odwiedzać ten stary dom, pozwala mi na choć trochę świeżego oddechu i odpoczynku od szarej rzeczywistości. Spojrzałam na zegarek, znajdujący się na mojej prawej ręce. Było już głęboko po 21, powinnam wracać. Wzięłam głęboki wdech, ze świstem wypuścił powietrze. Wstałam z zakurzonego krzesła, widać, że ledwo stojącego. Skrzypnęło przy tym ruchu, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Skierowałam się w stronę schodów, po czym zeszłam na dół. Wychodząc z budynku zastanawiałam się co jutro będę robić. Nie wiem... pewne jest jedynie to, że na pewno tu wrócę. Liście i gałązki cicho szeleściły pod moimi sportowymi butami. Wiatr przyjemnie kołysał korony drzew. Droga do domu nie była krótka, właśnie dlatego tak bardzo kochałam to miejsce. Było odizolowane od jakiejkolwiek cywilizacji. Najbliższa miejscowość znajdowała się 30 minut drogi stąd, na pieszo.
Mieszkałam w małej wsi zwanej Koyor (czyt. Kojor, nazwa wymyślona). Mieszkało w niej może 200 osób. Każdy, każdego znał doskonale, wiedział kiedy kłamie, a kiedy mówi prawdę. Dlatego nie potrzebowaliśmy policji, która nawet nie pilnowała ulic, bo mało kto tędy przejeżdżał. Szkoła znajdowała się w pobliskim mieście, ale prawie nikogo nie było stać na prywatną uczelnię (bo tylko taka była), więc uczyli nas rodzice. To właśnie dzięki nim nauczyłam się czytać i pisać.
Wreszcie dotarłam pod niedawno odnowioną furtkę, mojego domu. Nie był duży, ale wystarczający aby pomieścić w nim wszystko co nam potrzebne. Światła były zgaszone, rodzice przywykli do tego, że wracam przeważnie po 21, z resztą nie było się o co martwić. To miejsce było bardzo spokojne, zero złodziei. Szczerze polubiłam takie życie, ale chciałabym do codziennej szarości dodać trochę koloru.
Gdy wchodziłam do przedpokoju, nie zapalałam światła, aby nikogo nie obudzić. Cicho ściągnęłam buty, i nie biorąc pod uwagę zakładania klapiących kapci, weszłam po schodach na górę, kierując się prosto, skręcając w prawo w pierwsze drzwi, weszłam do mojego pokoju. Zapaliłam lampkę nocną, po czym klepnęłam się na łóżko, nie było ono luksusowe, ale nie narzekam. Nie chciało mi się już nic więcej robić. Więc tylko przebrałam się w piżamę i oddałam się w objęcia snu, który dostarczał mi właśnie "kolorów" życia.
Tak à propos, nazywam się Morjmi Taeko (pierwsze to nazwisko, bo tak podaje się w Japonii). Taeko , czyli inaczej uroczy, dziecko lub wiele, przysługa, dziecko. Nigdy nie podobało mi się to imię, a zwłaszcza ze względu na to drugie znaczenie. Teraz mam 15 lat, bardzo lubię oglądać anime, oraz czytać książki, zwłaszcza thrillery i różnego rodzaju zagadki, niestety nie mam dobrej dedukcji jak detektyw L z "Death Note". Mimo, że mieszkam jak wy to powiecie "na zadupiu", to posiadam w domu jeden komputer stacjonarny, używamy go z rodziną na zmianę. Mój ulubiony kolor to różowy, a szczęśliwa liczba to dwa. Mam białe włosy sięgające do ramion, i brązowe oczy. Bardzo długo zbierałam kieszonkowe na nową szkołę, tak pierwszą w moim życiu, ale nie mam długich zaległości. Jako liceum wybrałam sobie szkołę policyjno-detektywistyczną w Yokohamie, i właśnie za 2 dni tam jadę. Ponieważ uczelnia nie jest bardzo droga, stać mnie było jeszcze, na wynajem jednoosobowego pokoju. Posiłki będę jadła w szkole, więc nie ma z niczym problemu.
________________
Witam was moi drodzy, więcej rozdziałów tej książki zacznę publikować gdy napiszę ich około 10, A mam już 5. Staram się pisać minimalnie dwie strony A4 dosyć małym druczkiem, więc każdy rozdział będzie miał ponad 1200 slów, nie licząc prologu. Polecajcie te książkę znajomym, bo uwierzcie, będzie się działo.
CZYTASZ
Młoda Detektyw i Ranpo [ZAKOŃCZONE, TRWA KOREKTA]
Fanfiction- Czy ty chociaż raz pomyślałaś o kimś innym - spytał ponownie, powoli się uspokajając - Przepraszam - dalej ze spuszczoną głową odpowiedziałam. Nie było mnie na nic innego stać Nawet nie musiałam dokańczać tego co mówiłam wcześniej. On od samego p...