Rozdział 45

150 15 11
                                    

Obudziło mnie głośne i nagłe otworzenie drzwi. Nie wiem, ile tu siedziałam, ale było to na tyle długo, że rana na twarzy zdążyła się zasklepić, a do rąk wróciło czucie. Byłam potwornie głodna jak i spragniona. Od ostatniego razu nie dostałam nic do zjedzenia, a teraz zaspałymi oczami spojrzałam w kierunku drzwi. Wszedł nimi mój oprawca. Przychodził tu czasami. Patrząc na moją twarz, śmiał się psychopatycznie. Związał moje ręce ponownie, ale tym razem w lekkie kajdany.

— Królewna sucz się obudziła? Czyżbym przerwał jej w ubogim odpoczynku? Ha-Ha-Ha. — jego potworny uśmiech przysparzał o ciarki, ale od siedzenia tu, nie czułam już różnicy pomiędzy zimnem, a ciepłem.— Mam dla ciebie niespodziankę. — spojrzałam na jego osobę  dziwny sposób, krzywiąc nos. — Na pewno się ucieszysz, w końcu spotkania z przyjaciółmi powinny być szczęśliwe. Chociaż nie wiem, cz nie zwymiotują na widok tego szpetnego ryjca.

Spuściłam głowę patrząc na swoje ręce. Moje użalanie się nad sobą zdążyło dawno temu przejść, na wkurwienie. Zacisnęłam mocniej szczękę jak i pięści. Miałam wielką ochotę mu przywalić, najlepiej tak, by już nigdy więcej nie wstał. Nie obchodziło mnie aktualnie zabójstwo. Za każdym razem, gdy tu wracał, groził na wszelaki sposób moim przyjaciołom. Opowiadał, jak ich zabije, lub gwałci przed śmiercią. Tego było za wiele. Moja psychika powoli zaczynała tracić fundamenty. No bo ile można wytrzymywać, gdy ktoś mówi beztrosko o zabójstwie twoich znajomych, gdy ty siedzisz w cuchnącej szczurami piwnicy, przypięta do ściany, bez żadnego źródła światła.

Drzwi ponownie się uchyliły i weszła przez nie ta sama kobieta co zawsze z nim była. Nigdy się nie odzywała, a on zawsze na nią krzyczał.

— Spójrz na mnie. — powiedział cicho, kierując swe słowa do mnie. — SPÓJRZ NA MNIE. — powtórzył o wiele głośniej.

Ale ja byłam za bardzo zdenerwowana, by myśleć racjonalnie i się go posłuchać. Dalej uparcie zaciskając szczękę patrzyłam na pięści.

— Suko. SPÓJRZ. NA. MNIE. — podszedł do mnie. Usłyszałam tylko kroki. A potem okropny ból rąk.

Krzyknęłam na całe gardło, a w przypływie adrenaliny wstałam i wykorzystując nasza bliskość ścisnęłam jego szyję łańcuchem. Zaciskałam ręce coraz mocniej i mocniej. Moje oczy zaszły mgłą, a po chwili upadłam. Chyba nie poczułam, jak kobieta coś mi w szyję wstrzykuje...

-*-

Ocknęłam się dopiero w jakimś pomieszczeniu. Z pewnością nie było to miejsce, gdzie byłam wcześniej.
Oślepiające światło, białe ściany oraz biała podłoga. Nie przypominam sobie takiego miejsca.

Po chwili, gdy mój wzrok się wyostrzył, spostrzegłam, że znajduje się na środku pomieszczenia. Byłam przykuta do czegoś na wzór stolika z trzema dużymi przyciskami. Ten od mojej lewej, był koloru czerwonego, z podpisem "Nie", ten od prawej, był niebieski, a napis, który nad nim widniał, głosił "Nie wiem". I został ten pośrodku. Był koloru zielonego, z podpisem "Tak".

Przede mną znajdowało się dużo zasłoniętych, roletami przeciwwłamaniowymi pomieszczeń. Chciałam wstać, ale okazało się, że byłam przywiązana do krzesła, które było solidnie przymocowane do podłoża. Dopiero teraz, gdy byłam oświetlona, mogłam ocenić swoje rany. Ręce były całe poprzecinane. Nadgarstki opuchnięte, a palce przekrwione. Po krwi nie został żaden ślad. Czyżby mnie umyli? To co jeszcze rzuciło mi się w oczy, to to, że ręce jak i nogi były porównywalne kolorem do białej powierzchni ściany.

— No w końcu. — odezwał się głos zza moich pleców. — A więc możemy zaczynać. — obszedł mnie do około, po czym przykładając sceniczny mikrofon do ust zaczął mówić. — Pewnie nie wiesz o co chodzi. Ale już śpieszę z wytłumaczeniem ci tego. — powiedział, po czym wyciągnął pilota z kieszeni i nacisnął jeden z guzików.

Młoda Detektyw i Ranpo [ZAKOŃCZONE, TRWA KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz