Zmęczenie

56 2 0
                                    

3 miesiące później

Thomas rzadko bywa w domu. Prawie wogóle się nie widujemy. Wstrzymaliśmy trasę żeby nie potwierdzać ciąży. Jest dużo komplikacji. A ślub już a tydzień. Mam wszystko przygotowane. I wkurwia mnie ta jebana „kwarantanna". Poza tym chłopcy ciagle nagrywają w studiu, Thomas gra moje solówki. A wszyscy utrzymujemy pozór, jakoby noc się nie zmieniło. Dzisiaj źle się czułam, więc ten idiota przysłał Lily, ale bez Andy'iego. Nie to ze mi to przeszkadzało, ale czy on nie mógł by ze mną zostać choć raz?

- Masz herbatę- Lily wręczyła mi ciepły kubek

- Wolałbym wino- Powiedziałam sarkastycznie

- Mam cię dość, czy twój chłopak choć raz nie mógł by się tobą zająć?- Zaśmiała się oczekując ze dołącze, nie zrobiłam tego- Vic żartowałam

- Wiem- Zaśmiałam się nieszczerze, miałam tego dość

Lily przychodziła co drugi dzień, a Thomas jakby bal się ze mną przebywać. Wszyscy się bali, chyba tego że poronię. Jest duże prawdopodobieństwo, ale to nie oni? Nie on? Powinni być wtedy przy mnie.

- Męczą cię biedną- Zaśmiałam się

- Nie jest tak źle- Siedziałyśmy chwile w ciszy- Vic, kochanie ja muszę się zbierać i iść do Andy'iego, wrócić z nim?

- Nie- Zaśmiałam się sztucznie- Nie wracaj przez kilka dni

- Tez cię kocham- Doszła do drzwi

- Nie, naprawdę daj chłopcom powód żeby chociaż prze chwile ze mną siedzieli

- Dobrze- Powiedziała współczująco, po czym wyszła

I znów zostałam sama. Szlam do łazienki robiąc to co zawsze. Nikt nie oglądał już mojej nagiej skóry. A ja umiałam dobrze się zamaskować...

Następnego dnia

Znowu wyszli. Powiedziałam ze zle się czuje, zadzwonili do Lily, odmówiła a oni wyszli. Chciałam płakać i krzyczeć, ale nie umiałam. Czułam ze chcą zostać, ale się bali. Sprawiałam ze boją się wracać do własnego domu.... Gdyby nie to, gdyby nie dziecko i Thomas już bym się zabiła. Ciąża miała nas zbliżyć... a tylko oddalała. Nadal mam nadzieje ze to się naprawi. Pewnie tak będzie. Trafiałam do szpitala tydzień temu, a potem zaczęli mnie unikać. Często mieliśmy ciche tygodnie, ale ja ich teraz potrzebowałam. Trzymałam żyletkę w ręce, robiąc kolejną i kolejna ranę. Nawet jeżeli zemdleje, to zdążę obudzić się przed ich powrotem. Nie liczyłam ile tego zrobiłam. Przestałam kiedy czułam ze robi mi się słabo. Nie mam siły, nie mam siły wstać i iść. Jedyne co chce robić to leżeć, lub wziąć gorącą kąpiel, albo chociaż z nimi porozmawiać.

Nie chciałam się tak czuć, nie kiedy ślub był tak blisko. Ale nie umiałam tego naprawić. Gdyby nie to, gdyby nie dziecko byłabym teraz naćpana. Usłyszałam dzwonek telefonu.

- Halo?- Powiedziałam próbując, szybko się uspokoić

- Vic, możesz wyjść?- Damiano mówił

- Tak, kiedy?- Próbowałam wstać

-... Za polo godziny?- Chłopak najpewniej konsultował coś z resztą

- Dajcie mi 45 minut, muszę jakoś wyglądać- Udałam śmiech- A gdzie mam wyjść?

- Nie wiem, coś zjeść- Chłopak nad czymś myślał- Przyjadę po ciebie, paa

Pożegnałam się cicho, ale Damiano już się rozłączył. Podniosłam się z podłogi. Ubrałam lekko prześwitującą koszule, była w takim kolorze ze nie jest nic widać. Nie zakładałam stanika, założyłam długie czarne materiałowe dziwny, i lekko się pomalowałam, po czym Zbiegłam do kuchni. Zaczęłam szperać po szafce. Mam! Wyjęłam psychotropy. Wzięłam trzy tabletki. Nie wiem czy to nie za dużo, ale chciałam chociaż udawać szcześliwą. Od dwóch tygodni razem nie wychodziliśmy, i chciałam żeby było idealnie. Czekałam aż zaczną działać. Nic się nie działo, za to chłopak właśnie na mnie trąbił. Przybrałem fałszywy uśmiech i wybiegłam z domu. Chłopak czekał na mnie, a ja jak głupia wpadłam mu w ramiona.

- I tak mam zamiar, zabić was za zabranie moich solówek- Zaśmialiśmy się, to dobrze

- To nie tak, my się po prostu martwimy...- Powiedział smętnie

- Skoro wreszcie zaprosiliście mnie na spotkanie, to nie chce żeby było przykre- Zaśmialiśmy się- Więc koniec o mnie

Miałam ochotę wykrzyczeć mu, jak bardzo mnie ranią. Jak bardzo jest mi po prostu złe, i ich potrzebuje. Ale siedziałam cicho. Całą drogę rozmawialiśmy o jakichś bzdetach, byle by tylko nie wchodzić na kruche tematy.

- KFC? Tylko na tyle was stać?- Zaśmiałam się

- Tylko tutaj po jedzeniu jestem najedzony- Chłopak zatrzasnął drzwi, a ja zobaczyłam chłopców.

Leo zawzięcie kłócił się o coś z Thomasem, a Ethan szukał nas wzrokiem po parkingu. Gdy nas zobaczył podbiegł do mnie i przytulił mocno.

- Wreszcie- Westchnął- Trwa dyskusja która rockowa ballada jest lepsza „November rain" czy „Nothing else matters"- Zastanowiłam się

- Trudny wybór- Potaknęłam do Damiano

- Cześć misiu- Thomas pocałował mnie przelotnie w usta, wracając do dyskusji

- Musisz wymyślić jakieś inne zdrobnienie- Zaśmialiśmy się we Trójkę, bo kłótnia nie ustawała

Leo był po stronie- Metallici, a Thomas- Guns and Roses.

- Ja jestem za November rain- Powiedziałam biorąc do ust frytkę 

- Nie... Metallica jest lepsza- Damiano powiedział

- Nie możemy ustać ze obie są dobre- Posłaliśmy zabijające spojrzenie Ethanowi

- Są, ale pomyśl która cię bardziej wzruszyła?- Damiano spytał

Resztę dnia, spędziliśmy dość miło. A antydepresanty wreszcie zaczęły działać. Na krótko ale jednak. Nie znam się na tym, wogóle. Terapeutka mi to przepisała i tego się trzymam. Nie zawsze... ale często. Gdy doszedł wieczór, Leo zbierał się do domu. Zostaliśmy we czwórkę, po czym chłopcy postanowili wrócić już do domu. Zostałam sama z Thomasem.

- Miałeś racje- Powiedziałam przez śmiech- November rain zawsze wzrusza

Zaśmialiśmy się. Szliśmy do motocykla Thomasa.

- Wiem- Powiedział całując mnie w policzek

Podał mi kask. Włożyłam go na głowę i wsiadłam na miejsce kierowcy.

- Co ty przepraszam robisz?- Thomas zakpił

- Jade do domu- Zaśmiałam się a chłopak wsiadł za mną- Nie żabki nas tylko, proszę?

Zaśmiałam się i odjechaliśmy. Poprawiło mi to trochę humor, cieszyłam się ze oni już się na mnie nie gniewają. Jechałam dość... szybko, więc po 15 minutach już byliśmy w domu.

- To cud że przeżyliśmy- Chłopak się zaśmiał, obejmując mnie ramieniem- Kto dał ci prawo jazdy?

Weszliśmy do pokoju. Damiano już spał, a Ethan oglądał jakiś serial w swoim pokoju.

- Kocham cię- Powiedziałam kładąc się do łóżka z chłopkiem- Zostaniesz ze mną jutro?

-... tak- Pocałowałam delikatnie jego usta dotykając ich opuszkami palców

Czułam ze zasypiam, a moje zmęczenie zmieni się w upragniony spokój. Thomas tu był, a ja zasypiałam w jego objęciach, mieliśmy dziecko, a ślub zbliżał się wielkimi krokami. Mimo wszystko nie umiałam być szczęśliwa. To minie... jutro, jak wstanę to będzie dobrze...

- Hej, dzisiaj już bardziej w moim stylu🖤-

Druga strona sławy- Vic X ThomasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz