On

302 21 0
                                    

(no czemu ta autorka nic nie napisała na początku?! ~Korekta)

Stres zjadał mnie od środka. Mam zaraz poznać jakiegoś przygłupa,a nie mam nic po za moją białą szmatą. Może powinnaś pójść do sklepu? Odezwał się jakiś głos w mojej głowie. Miał zdecydowanie rację. Mam dość pokaźną kolekcje mory, z którą nie miałam pojęcia co zrobić. Może kupę sobie coś do grania lub jakąś sukienkę. Tą myśl przytłoczyła jedna sprawa, nienawidzę ludzi. Westchnęłam ciężko i padłam na łóżko.

Wpatrywałam się w zielone oczy chłopaka. Oboje byliśmy wyraźnie zszokowani sobą. Razor tylko stał z boku lekko zakłopotany.

- Jedzenie? - zaproponował z nadzieją że zajmiemy się czymś naturalniejszym od gorączkowego pojedynku na mruganie.

- Dobry pomysł, przyniosę jabłka - Stwierdził chłopak.

- Nie ma takiej potrzeby, przygotowałam już jedzenie-Nienaturalny uśmiech zawitał na mojej twarzy.
Ruszyłam w stronę przygotowanego posiłku. Niby nie miałam styczności z kulturą ludzi, ale jak się ich porywało to wyciągało się co nie co.

W czasie spaceru chłopcy o czymś gorączkowo dyskutowali. Na początku miałam to głęboko w poważnie, ale z czasem coraz bardziej irytowało mnie wymienianie mojego imienia.

- Chłopcze jak masz na imię? - Spytałam nie odwracając się do niego choć by o milimetr.

- Bennett jestem, a pani to zdaje się jest Lupical - pokiwałam głową na znak poprawnej odpowiedzi.

- Razor opowiadał mi że wychowały go wilki - Wyglądało na to że chce rozeznać się jaki mam do niego stosunek.

- Kazałam mu to powiedzieć jakby ktoś dochodził się dlaczego nie umie mówić - Stwierdziłam oschle.

- To jak pani z nim rozmawiała? - To pytanie było durniejsze niż myślałam.

- Zwierzęta posługują się własnym językiem - Odparłam lekko zła za tak głupie pytanie.

- Jaką ma pani wizję? - Zatrzymałam się, mój gniew przekroczył wszelkie granice.

- Do wiesz się w swoim czasie - Ruszyłam dalej w kierunku posiłku.
Cisza towarzyszyła nam przez resztę podróży.

Siedziałam na gałęzi drzewa kiedy chłopcy zajadali się obiadem. Patrzyłam smutno w głąb lasu. Nie byłam pewna co chciałam ujrzeć. Może sens życia? Może ukochanego? Po tej myśli głos w mojej głowie zaczął się śmiać. Moja paranoja chyba dostała level'u up do irytacji. "On cię nigdy nie kochał, byłaś tylko potrzebna mu do zabicia Archon'ów". Nie wierzyłam w to. Archon'y zabiły go bo nie mam żadnej wizji i nie umiałam mu pomóc. "Masz wizję, tylko jej nie odkryłaś". Głos był poważny i spokojny. Z zamyślenia wyciągnął mnie Bennett.

- Razor poszedł zbierać Jagody! - Krzyknął z dołu.

- Fajnie, ale po co mnie informujesz? - Spytałam najbardziej oschle jak potrafiłam.

- To może pani mi powie dlaczego ukrywa się przed światem? - Spojrzałam w dół wściekła.
 Na za dużo sobie pozwolił. Zeskoczyłam z drzewa i w mgnieniu oka złapałam go za ubranie.

- Nie masz prawa tak się do mnie odzywać, nie ukrywam się przed nikim - Chłopów nie wydawał się przerażony, wręcz przeciwnie był zadowolony.

- Jest pani Archon'em, widzę to po tatuażach i skrzydłach - Powiedział spokojnie.
- Może pani wizją jest Anemo? - Zapytał spokojnie.
Puściłam go i odsunęłam się.

- Nie mam pojęcia - Zastanawiało mnie czemu mu to powiedziałam.

- Nie ma problemu, a pamięta pani jakiegoś z Archon'ów? - Mówił tak spokojnie że chciałam się przytulić, już wiedziałam dlaczego Razor go tak lubi.
 Chwilę później dotarło do mnie że nie wiem kim są Archon'y.

Wymazana {Oc x Zhongli}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz