Zło

243 16 5
                                    

Chodziłam po pokoju, to był zdecydowanie sen. Byłam pół przezroczysta i miałam swoją prawą rękę. Patrzyłam na kwiaty które więdły na regale. Nic specjalnego się nie działo, podobało mi się to. Zwykle miewałam koszmary albo pustkę. Ten sen był inny, wydawał się prawdziwy. Może to tylko moje zwidy. Moje dębowe drzwi lekko poskrzypywały, najwidoczniej ich nie zamknęłam. Zdarza się i tak. Popatrzyłam na kartę z schematem protezy. Była w miarę dobrze narysowana zwarzywszy na to że jestem bardziej prawo ręczna niż lewo ręczna. Odgarnęłam papier i ujrzałam wyrwany skrawek z księgi. Odwróciłam go na drugą stronę i ujrzałam tekst. Trochę dziwne to było bo dałabym sobie lewą dłoń obciąć za to że nic wcześniej nie było. Przyjrzałam się literą, były zbyt zamazane. Nie dawałam rady przeczytać nic po za dwoma słowami. Były one wyraźnie podkreślone. Przyjrzałam się nim i ujrzałam: starsza siostra. Ciekawe, jak się obudzę będę musiała się Venti'ego spytać o co z tym chodzi. Popatrzyłam za siebie i ujrzałam kogoś jeszcze, człowieka w masce. Nic nie mówił tylko rozglądał się po moim domu. To tylko wytwór mojej wyobraźni, niby jak człowiek znalazł by moją kryjówkę. Po chwili dołączyło do niego z 6 lub 7 osób. Również nosiły maski. Szperali po wszystkich kątach nie odzywając się do siebie ani słowem.

- Ej, podejdźcie do mnie - Powiedział jeden z nich, patrzył się na moje szklane kulę z zainteresowaniem.

- Sprawdźcie jaką to ma moc i spadajmy bo jest tu trochę dziwne - Odrzekła jakaś kobieta, po czym wyrzuciła coś czerwonego z plecaka.
 Ktoś podszedł do kuli i przyłożył do nic dziwny zegarek.

- Cholera, ktoś wiedział co robi - Odrzekł patrząc się na zegarek - To jest prawe czystą wizją, dobra pakujcie to i wychodzimy.
Wstał i odszedł od Irysów. Gromada ludzi weszła i spakowała do toreb wszystko a zamiast nich zostawili czerwone klocki. Rozejrzałam się po domu i zobaczyłam że wszędzie jest pełno tych kwadratów. Ludzie wyszli z mojego domu, a je razem za nimi. Czy ten sen miał mi ukazać że ludzie są źli? Zastanawiałam się, najprawdopodobniej tak. Wyszłam i zobaczyłam drugie tyle klocków przyczepionych do drzewa. Lodzie odsuwali się od niego. Szłam za nimi bo interesowało mnie o co może z tym chodzić. Nagle jakaś wysoka kobieta, o dziwo bez maski podeszła do ludzi z torbami

- Co macie? - Zapytała lodowatym głosem.

- Jeszcze nie wiemy co to ale to prawie sama wizja - Odrzekł któryś z nich.
Kobieta wyszczerzyła się.

- Pozbądźcie się tego drzewa i chodźmy, jeszcze stwórca się zjawi - Zaczęła odchodzić.
- Co tak stoicie, zaraz to rozpracuje - Po tych słowach mężczyzna w masce dał znać ręką na start. Jakiś inny typ rzucił zapałkę i zobaczyłam wybuch.

***

Obudził mnie wielki huk. Otworzyłam gwałtownie oczy i rozejrzałam się zdezorientowana. Wszyscy patrzyli w jednym kierunku przerażeni i zaskoczeni. Popatrzyłam w tym samym kierunku. Zobaczyłam wielki pożar i dym unoszący się z jednego punktu. Zerwałam się jak poparzona, łzy zebrały się w moich oczach. Popatrzyłam na chłopców załamana.

- Mój dom... - Wtedy zaczęłam płakać na całego. Ruszyłam biegiem w stronę ruin mojego domu. Zwierzęta uciekały w odwrotnym kierunku. Venti krzyczał coś do mnie, ale niestety byłam ogłuszana rozpaczą. Całe moje życie wyleciało w powietrze z tym drzewem, wszystkie wspomnienia zostawiłam w tamtym miejscu. Jestem bezdomna i beznadziejna, mój syn biegnie pewnie tak samo załamany. Czyżby moje życie się rozpadło? Na pewno, to była jedyna materialna i namacalna rzecz w moim życiu które nie miało prawa być oszustwem. W końcu dobiegłam do wielkiej dziury. Zatrzymałam się na skraju dziury, zaczęłam wrzeszczeć z bezsilności i żalu. Darłam się jak najgłośniej mogłam byle tyko wyrzucić z siebie frustracje. Poczułam czyiś wzrok na sobie, Razor uklęknął obok mnie. Po jego policzkach skapywały słone łzy. Patrzył się bez słowa w ruiny domu. Venti położył swoją dłoń na moim barku.

Wymazana {Oc x Zhongli}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz