Stosik

79 8 1
                                    

Ten rozdział miał być inny, ale jestem geniuszem i nie z tego.

###

Człowiek nie jest w stanie pojąć wiedzy danej Archonowi. Wiem to i żyje z tym. Niestety to mi przychodzi wybrać człowieka który zostanie obarczony moimi obowiązkami i wiedzą. Żeby wybrać taką osobę muszę kierować się sercem i rozumem na raz, niestety one nie współgrają. Irys jest jedną z niewielu, może jedynką z osób które mogą mi w tym doradzić. Może powinnam posłuchać serca i oddać to rodzinie. Może raczej powinnam posłuchać umysłu i wybrać kogoś kto da radę bez większego problemu. 

Szliśmy z Zhonglim po lesie. Była to dziwna sceneria, ale pomagała mi się skupić. Przeciągnęłam się i usiadłam na ziemi. Mężczyzna usiadł obok mnie i otworzył książkę. Poprosiłam go by towarzyszył mi w spacerze. Trawa w lesie pachniała naturą i zwierzętami. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w odgłosy natury. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam rozmyślać nad sensem istnienia. Udało mi się w zapachu flory i fauny wyczuć dziwny i nieznany zapach. To nie był człowiek, ani żaden Archon. Może ja się mylę, zapewne tak. Zhongli szturchnął mnie lekko, spojrzałam na niego

-Czego chcesz?-Chłopak siedział na tyle daleko od mnie że nie zdążyłby schować ręki

-Wielu ciekawych i dziwnych rzeczy, a co?-Tego się nie spodziewałam, aż tak

-Nie, nic. Wydawało mi się że mnie szturchnąłeś-Położyłam się i ponownie zamknęłam oczy

-Ty też czujesz zapach krwi?-Głos przyjaciela był dziwnie blisko mnie

-O to ten zapach-Otworzyłam oczy i podniosłam głowę uderzając chłopaka w twarz- Przepraszam!- Zaczął pocierać sobie nos

-Nie.. nic się nie stało-Przysunęłam się do niego i położyłam mu rękę na nosie

-Wybacz mi...-Było mi głupio, trochę

-Spokojnie, przecież żyje-Uśmiechnął się, a ja zabrałam rękę 

-Ale ja przep...-Nie udało mi się skończyć zdania.

Zhongli złączył nasze usta w pocałunku. Nie wiedziałam jak zareagować. W moim sercu pojawiły się dwa uczucia, nieuzasadniona euforia i furia. W uszach usłyszałam jakbym przeklinała samą siebie za swoją głupotę i krzyki radości. Zaczęłam powoli oddawać pocałunek. Sama nie wiedziałam czy robię to bo go kocham czy nie chce go zranić. Przymknęłam oczy i poczułam jak mężczyzna wplata mi swoją rękę we włosy. W sercu zniknęła furia, a zastąpiła ją zwykła satysfakcja. Serce powoli uspokajało się. 

Usłyszałam jakiś szmer w krzakach na co odskoczyłam od mężczyzny. Zaczerwieniłam się okropnie, ponieważ poczułam ludzki wzrok na sobie. Zhongli spojrzał za mnie i cały pobladł. Odwrócił się i zamarłam. W naszym kierunku czołgał się człowiek. Był pozbawiony szczęki i nóg. Z pleców wystawało mu wielkie czarne ostrze. Osoba po chwili przestała wykonywać jakiekolwiek czynności życiowe. Przemogłam się i podbiegłam do już martwego męczennika. Zebrało mi się na wymioty i złapałam Zhongliego za ubranie

-Nikt normalny nie zrobiłby czegoś takiego...-Zhongli był przerażony tą sytuacją

-Musimy znaleźć tego okropnego człowieka i zabić go-Ruszyłam śladem krwi

-Wiesz jest mała szansa że to nie jest człowiek-Mężczyzna był lekko spanikowany

-To może być nawet i smok, zabije i oddam cześć tej smutnej duszy-Ślad krwi prowadził ba łąkę

-Jeśli to toś co myślę że jest to radzę nam się z tond zawijać-Wyszłam na polane i zatkało mnie po raz kolejny.

Na trawie leżał stos ciał zamordowanych w okrutny i niewyobrażalny sposób. Na drugiej stronie polany jacyś ludzie walczyli ze sobą. Udało mi się dostrzec wizje, anemo, pyro i cyro. W tej sytuacji dziwne było że osoba z którą walczyli walczyła czymś dziwnym. Wyglądało jak cień. Zhongli trzymał mnie kurczowo za nadgarstek. W jednym monecie jedną z osób walczących przebił cień, a druga odskoczyła do tyłu. Osobie przebitej cień wyrwał wszystkie kończyny i puścił. Wizja anemo pozwoliła człowiekowi odsunąć się na bezpieczną odległości gdy wróg użył wizji cyro. Wyrwałam się chłopakowi i ruszyłam biegiem w kierunku walki. Kilkanaście metrów od posiadacza anemo potknęłam się i upadłam na kolana. Spojrzałam w górę i zobaczyłam jak anemo zostaje ścięta głowa. Ciało osunęło się i upadło na trawę. Mężczyzna schował swój cień i zdjął pancerz zrobiony z tego czegoś. Miał białe jak śnieg włosy i czerwone oczy które emanowały światłem szaleństwa. Miał na sobie elegancki garnitur i kapelusz. Jego cera była blada i wyglądał na chorego. Podszedł do ciała posiadacza pyro i wyjął z niego mały przedmiot przypominający pionek. Wyglądało to dość podobnie do mojego... Czyli ci ludzie byli Archonami... Nie, to tylko ta dwójka. Z Archonem z wizją przypominającą anemo wyją pionek i oba rozpłynęły się w powietrzu

-Lubię mieć widownie, ale czy warto było tak blisko podchodzić do pokazu kapitulacji Archona huraganu i magmy? Raczej nie-Głos mężczyzny był spokojny

-Zabiłeś ich, jak można być takim okrutnym?!-Łzy napłynęły mi do oczu i poczułam wielką złość

-Wiesz, każdy ma pasje i zainteresowania-Podszedł do mnie bliżej- Może zademonstruje ci jak niszczy się syf tego pomylonego świata?-Zaczął śmieć się w dziwny i psychodeliczny sposób.

Podniosłam się z kolan i wymierzyłam w niego claymorem. Złość jaka we mnie wezbrała odebrała mi jakikolwiek rozsądek. Zanim jednak zdążyłam wykonać jakiś ruch mężczyzna stał za mną i dalej śmiał się. Z jego wizji wydobył się cień który wsunął się do jego dłoni. Ten pojawił się przed mną i rzucił tym czymś. Cień ułożył się w nóż , ale nie ugodził mnie tylko odbił się od tarczy wytworzonej przez Zhongliego. Niestety broń ugodziła go w ramię

-Jak radośnie, pies tu przyszedł- Uśmiech na jego twarzy był raczej wymuszony

-Odsuń się od niej!-Przyjaciel trzymał się za ramię, a jego tarcza pękła

-No dobrze, tylko daj mi się troszkę pobawić-Po tych słowach w moim kierunku poleciały 4 kolejne noże.

Zasłoniłam się skrzydłem w które trafiły 3 noże, a ostatni ugodził mnie w klatkę piersiową. Złapałam się za klingę noże i zwymiotowałam krwią. Zhongli wytworzył kolejną osłonę dzięki której następne kilka noży nie zabiło mnie. Mężczyzna nie wyglądał na dumnego z tego

-Słuchaj mnie ty mała szmato, jedyne dlaczego żyjesz to że nie mam pojęcia kim jesteś i chce wiedzieć-Podszedł do Zhongliego i zaczął się śmiać 

-Wynoś się z tond, nikt ci nic tu nie zrobił-Facet zdzielił przyjaciela 

-Słuchaj mnie ty nieprzydatny śmieciu, twoja przyjaciółka nie skończy dobrze, a ciebie zostawię na deser. Najpierw ścierwa potem Archony-Po tych słowach kopnął go i odszedł 

-A ty mała szmato, spotkamy się jeszcze. Nawet można powiedzieć że to nastąpi niedługo-Uśmiechnął się i zniknął.

Wyplułam masę krwi i położyłam się na boku. Zaczęło mi być zimno. Usłyszałam czyjeś krzyki, ale nie chciałam już otwierać oczu.

***

Otworzyłam oczy i spojrzałam na sufit w swoim pokoju. Po krótkiej chwili dotarł do mnie okropny ból. Przetarłam oczy i podniosłam się. Nikogo nie było w pomieszczeniu. Powoli przypominałam sobie co się wydarzyło jakiś czas temu. Znowu zebrało mi się na wymioty gdy przypomniałam sobie o tych wszystkich ciałach. Oparłam się o ramę łóżka i westchnęłam. Czułam swój znów czyiś wzrok na sobie, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nikogo w nim nie było. Położyłam się i zasnęłam mając wrażenie że ktoś na mnie patrzy.

###

Niekiedy przychodzi taka sytuacja w życiu że musisz dodać antagonistę do książki bo czemu by kurwa nie. Charakter antagonisty jest wzorowany na moim koledze (To jest tak specjalnie) gdy się wkurwia.

Wymazana {Oc x Zhongli}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz