Rozdział 51 | Najlepszy przyjaciel

323 36 15
                                    

glass animals – heat waves

— Hej, a jak w ogóle trzyma się Nat? I ten, um, ten drugi?

— Clint. — Steve przypomniał mu z grzeczności udając, że to normalne, aby Bucky zapamiętał tylko imię rudowłosej, w którą wpatrywał się całe swoje odwiedziny w "Shield". 

— No tak, Clint. —Puknął się w czoła na tę oczywistość. 

Powrót do domu miał swoje plusy i Steve potrafił je docenić. Jego pokój, co był tylko jego i nie musiał dbać o niego z myślą o następnym właścicielu. Gdyby naszedłby go kaprys, mógłby przemalować błękitne ściany, kupić nowe krzesło na kółkach i nie przejmować się, jeśli potrzebowałby prywatności, przekręcając kluczyk w zamku. Koniec końców nikt, prócz niego, nie potrzebował tego pokoju. A gdyby z niego wyszedł, nie dzieliłby swojej przestrzeni z przytłaczającą liczbą innych nastolatków. Nie, jego dom był uderzająco pusty i cichy pierwsze kilka dnia, co na pewno było przyjemnym wrażeniem, lecz z początku również niepokojącym, jakby coś złego miało miejsce. Jednak nie odważyłby się powiedzieć, że za tym nie tęsknił – za swoim domem, pokojem i rodzicami wypełniającymi tę próżnię troską i radością z powodu jego powrotu. Znów spędzał z nimi czas przy rodzinnym stole, w trakcie wieczornych wiadomości i w wolne weekendy, kiedy żadne z nich nie było zajęte własnymi obowiązkami. Poza tym, zawsze mógł zajść do domu obok lub nawet wyjrzeć przez płot, aby zobaczyć swego najlepszego przyjaciela. 

Był szczęśliwy z tym stanem rzeczy. Naprawdę był, a jednak wraz z pytaniem, na które w ten sposób odpowiadał, wracał wstydliwy smutek. Nie powinna przytłaczać go przeszłość, która zmieniła go na lepsze, a jednak ściskał go żal o zaliczony postęp, jakby wraz z nim utracił pewną cząstkę siebie, był innym człowiekiem i nie odpowiadał już sobie samemu. 

A może tylko myśl o zakończeniu pewnego rozdziału w jego życiu, czyniła go tak strapionym swoją nową rzeczywistością, z jakiej powinien być dumny. 

— Ostatnio dzwonili, udało im się zapanować nad pracą i mieszkaniem. — Uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie, jak próbowali wyjaśnić mu przez telefon, co poczynili w domu. — Zapraszali mnie. Może chcesz pójść ze mną?

— Jeśli będę mile widziany. — Bucky od niechcenia wzruszył ramionami, jakby niewiele go to obchodziło. 

— Jeśli przyniesiesz słynną zapiekankę swojej mamy — podsunął mu pomysł.

Szatyn kiwnął głową na znak, że poczynił mentalną notatkę. Wzroku nie odrywał od kostki rubika, która wpadła w jego ręce zaraz po przejściu przez próg pokoju Steve'a. Znęcał się nad nią, nie siląc się na logikę, aby rozwiązać łamigłówkę. Był to jeden z tych leniwych dni, kiedy chłopcy nie mieli na nic ochoty. Na wyjście do centrum, na grę w piłkę przed domem albo chociaż skorzystanie z konsoli, co wymagało najmniej wysiłku. Acz nawet ten bezproduktywny czas lubili spędzać razem, w ciszy, licząc muchy na suficie i aranżując krótkie, niezbyt wyczerpujące rozmowy. Częstotliwość ich spotkań zdecydowanie wzrosła po powrocie Steve'a, świadcząc, z jakim utęsknieniem przyjaciel go oczekiwał.  Matka Bucky'ego mówiła, że jej syn wyglądał niczym bez ręki, kiedy nie miał w pobliżu siebie młodego Rogersa.

Jamesowi najbardziej chyba brakowało łóżka chłopaka, na którym rozłożył się w całej okazałości, prawowitego właściciela spychając na dywan. Steve jednak nie wyrażał żadnego sprzeciwu, siedząc wsparty o mebel.

— No, a reszta? — dopytał Bucky tym samym bezinteresownym tonem. — Gadasz z nimi?

Barnes wiedział, że tak. Mówił mu o Thorze oraz klubie sportowym oraz wspominał, co działo się teraz u Bruce'a, ale o jednej osobie wciąż milczał i przyjaciel dawno musiał go przejrzeć na wylot.

damned for all time | avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz