Rozdział -- | Halloween

1K 110 232
                                    

gerard way - baby you're a haunted house

Budynek "Shield" dumnie nosił się na codzień z aparycją zamczyska wyciągniętego z naprawdę starego horroru, ale to dopiero trzydziestego pierwszego października klimat przekraczał jakąkolwiek skalę. Na schodach, tuż przed drzwiami wejściowymi, stały wydrążone dynie z bardziej lub mniej pokracznymi minami, które w założeniu miały straszyć przechodniów, jarząc się od środka ciepłym płomieniem. Korytarze pogrążone w ciemnościach, zgasiwszy wcześniej blade jarzeniówki, kryły uwieszone na ścianach duchy z papieru, ogromne, sztuczne pająki i trochę ich sieci w kątach. Brakowało jedynie podejrzanych skrzypnięć i męczeńskich jęknięć, aby przestraszyć się, idąc po ciemku. 

Jednak w tym samym czasie świetlica tętniła życiem. Na telewizorze uwieszonym pod sufitem wyświetlało się właśnie "Nightmare before Christmas", a parę ciekawskich oczu zawiesiło tam swoje spojrzenie. Na stole stała ogromna miska słodyczy i ciocia May, jak na dobrego strażnika przystało, pilnowała, aby nikt nie zjadł za dużo i aby każdy mógł się poczęstować. Tuż obok cukierków leżały rozsypane farbki oraz kredki do twarzy, którymi operowała, ubarwiając twarze podopiecznych, starając się sprostać ich wygórowanym oczekiwaniom, aczkolwiek nie była w tym bałaganie sama. 

- Okej, ja to powiem - zaczął Clint, gdy w piątkę przekroczyli próg w poszukiwaniu ostatniej zguby - Steve jest za dobry dla tego świata, będę go chronić własnym ciałem, jeśli zajdzie potrzeba. 

Nikt nie lubił przyznawać Bartonowi racji, więc w milczeniu przyglądali się z daleka blondynowi, który pokrywał właśnie białym pigmentem twarz młodszego wychowanka ośrodka, robiąc to z niezwykłą precyzją, by po chwili chwycić za pędzelek i nakreślić odpowiednie wzory na policzkach chłopca. Kolejka do naczelnego artysty rosła, może nawet przekraczała tę do May, co mogło znaczyć, że naprawdę odnalazł się w charakteryzacji niestabilnych psychicznie w różnego rodzaju upiory. 

- Za mało krwi - dłonie Tony'ego spoczęły z zaskoczenia na barkach Rogersa, zmuszając go do wzdrygnięcia się, a potem odwrócenia, posyłając spojrzenie całej reszcie. 

- Dobrze się bez nas bawisz - dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, opierając o blat. 

- May poprosiła mnie o pomoc - wzruszył ramionami w geście przeprosin - Zresztą, zawsze chciałem tego spróbować. 

- Wczułeś się aż za bardzo - Bruce z podziwem poprawił okulary, oglądając efekty jego pracy. 

- Niedługo kończę - zapewnił ich - Coś się stało?

- Stało? - oburzył się Clint. - Oczywiście, że tak. Mamy halloween!

Steve przekręcił nieznacznie głowę, nadal nie rozumiejąc skąd ten entuzjazm. 

- Zawsze spędzamy je razem na różnych grach - dodał wreszcie Thor. - Ostatnio graliśmy w karty do rana. Wygrałem. 

- Tak mu się wydaje - mruknął brunet, przysłaniając dłonią usta. - Tym razem chcemy coś razem obejrzeć - po czym tajemniczo przyłożył palec do swoich wygiętych w uśmiechu warg. 

- Ostatnie kościotrupy i do was dołączam - obiecał im, trochę przyspieszając swoje ruchy, nie chcąc by musieli na niego czekać. 

Jednakże im dłużej przyglądali się jego wprawionym dłoniom i z jaką łatwością powtarzał stworzone przez siebie wzory - mieli już w sali parę wampirów, czy potworów Frankensteina - tym bardziej nabierali ochoty, aby zamienić się miejscami. 

- Zróbmy sobie taką prawdziwą imprezę halloweenową - oznajmił wreszcie sprytnie Tony - Powinniśmy się przebrać, zobaczyć horror i ukraść wszystkie słodycze. 

damned for all time | avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz