Rozdział 6 | Od biedy ujdziesz

842 135 30
                                    

will killen - in my arms

Z wiecznie radosnego, pokrzepiającego nastroju Odinsona pozostał blady uśmiech, posłany im, gdy zaproponowali mu, aby odpoczął. Z jeszcze wilgotnymi włosami, lecz w suchych, nowych ubraniach, wślizgnął się do swojego łóżka, zwracając twarzą do ściany. Zostawili go w pokoju samego, pozwalając mu pogrążyć się w odprężającym śnie, obdarowując go jeszcze troskliwymi spojrzeniami, gdy wychodzili. Jak na dobrych przyjaciół przystało, zajęli się wszystkich innym, rozwieszając mokre rzeczy na dole w pralni - a Steve nareszcie zapamiętał drogę. Niemal ze sobą nie rozmawiali, gdy pojawiła się propozycja, aby zrobić sobie coś ciepłego do picia i, wreszcie, również usiąść. 

Tak zaopatrzeni w kubki parującej herbaty i ciepłe koce ze swoich łóżek, polegli na podłodze u Tony'ego, nadal nie siląc się, aby rozpocząć rozmowę. Woleli rozglądać się po pokoju, uprzejmie udając, że jest tu całkowicie czysto, a wszystkie znajdujące się tutaj przedmioty nie wykraczały poza regulamin ośrodka.

Jednakże bardziej ich interesowało, co powie Thor, gdy już się obudzi. Jeszcze nie zdarzyło się, aby wymyślił coś tak absurdalnego i niebezpiecznego. Obawiali się, że urojenie blondyna poszły o krok za daleko i w końcu będą zmuszeni przestać go kryć, oddając pod opiekę Coulsona oraz jego magicznych pigułek. Ten właśnie fakt odbierał im mowę.

Dopiero, gdy przez szparę w uchylonych drzwiach zamigotały rude loki, a w końcu i cała twarz Natashy, każdy z nich odruchowo wziął łyk swojego napoju, zapewne chcąc wypaść jak najbardziej naturalnie. Steve nawet uśmiechnął się do niej przyjaźnie na powitanie.

- Wiedzą, że byliście na dachu, nie chcę być w waszej skórze - zachowała kompletną powagę, mówiąc to, jakby ważyły się losy całych Stanów Zjednoczonych, a nie grupki chłopców z "Shield".

- Idą tu? - Starka nie przejęła jej informacja, jedynie uniósł jedną brew, oczekując odrobinę więcej szczegółów.

- Hill. W ognistej postaci - w końcu przekroczyła próg i zamknęła za sobą drzwi, zniżając swój głos. - Ale gadali w cała trójkę, ona, Nick i Coulson.

- Powinniśmy ustalić jakąś wersję wydarzeń - zasugerował Rogers, rozumiejąc, że ich priorytetem nadal było, aby nie wydał się powód, dla którego odwiedzili dach.

Jednakże nie zostało czasu na naradę, na korytarzu rozległ się dźwięk apokalipsy - szpilek szanownej wicedyrektorki. Jak zwykle szła w zawrotnym tempie, gotowa zmieść wszystko na swojej drodze. Jedynie dziewczyna zdołała skryć się w łazience lokatora, nim drzwi zostały otworzone jednym zamaszystym ruchem.

- Stark, Odinson, Banner, Rogers - wymieniła nazwiska skazańców, tnąc powietrze swoim ostrym tonem głosu.

Blondyn musiał przyznać, że w tamtym momencie poczuł się, jakby wszystkie kolory spłynęły z jego twarzy. Nigdy nie sprawiał problemu. Nigdy. Był przecież wzorem do naśladowania i teraz miał nagle trafić do gabinetu dyrektora, aby otrzymać swoją pierwszą naganę w życiu. Tak przejął się mentalnym zaakcpetowaniem sytuacji, że nie zorientował się, kiedy Tony po prostu wstał i całkowicie wyluzowany uniósł obie dłonie na wysokość swojej twarzy.

- Przyznaję się - westchnął cierpiętniczo. - Chciałem umieścić własną satelitę na dachu, chłopaków wziąłem do pomocy - wyjaśnił kobiecie od niechcenia całą zaistniałą sytuację.

- Ze mną, Stark - nakazała, robiąc mu miejsce w przejściu, a on niezwykle potulnie podporządkował się jej rozkazom, smętnie włócząc się za nią.

Zostawili oniemiałego Rogersa, mniej zaskoczonego Bannera i Romanoff, która tak samo szybko pojawiła się z powrotem w pokoju  z kpiącym uśmieszkiem na ustach, opierając się o ścianę ze skrzyżowanymi ramionami. Bruce powolnym ruchem przeczesał wilgotne, ciemne loki, nie robiąc sobie nic z zaistniałem sytuacji, dmuchając na gorącą taflę herbaty i znów przejeżdzając dłonią po włosach.

damned for all time | avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz