Rozdział 8 | Burza w probówce

853 123 9
                                    

gnarls barkley - crazy

Bruce czasem czuł się zmęczony życiem, ale tylko czasem i nigdy nie powiedział o tym Coulsonowi. Męczyły go jego loki, które ranem nigdy nie chciały się ułożyć i wreszcie, nieważne, co by nie zrobił, wyglądał, jakby w ogóle nie widział grzebienia, chociaż inni zapewniali go, że prezentował sobą artystyczny nieład. Nie chciał "artystycznego". Chciał, żeby wszystko było w jak najlepszym ładzie. Nudziło go też powtarzanie po raz setny, jakie dzisiaj mieli z Thorem zajęcia, gdyż ten magicznym, jak dla niego, sposobem nigdy nie miał planu. Mieszkanie z Odinsonem samo w sobie potrafiło być wyczerpujące albo z powodu jego absorbujących cech, albo kiedy stawał się niczym bezradne dziecko. Pomimo tego dbali o siebie nawzajem i dzisiaj też nie chciał go w niczym zawieść.

- Idziesz z Tonym do biblioteki? - zapytał blondyna przyglądającemu się sobie w lustrze w łazience. 

- Nie - odparł smutno. - Obiecał innym razem, dzisiaj musi odrobić karę - i chociaż nie rozumiał, co złego zrobił tamtego wieczoru, a raczej, że jego cel uświęcał środki, czuł się okropnie winny zaistniałej sytuacji.

Gdyby Banner tego dnia nie był tak zmęczony, wytłumaczyłby, że nie powinien się tym przejmować, a ich przyjaciel nie miał mu tego za złe. Zamiast tego posłał mu jedynie łagodne spojrzenie, przechodząc obok drzwi łazienki i po prostu wyszedł z paroma książkami pod pachą oraz grubym zeszytem, ponieważ wiedział, że tylko łatwiej zirytuje się czymkolwiek, co może mu się przytrafić i aby przeżyć to bez szwanku, postanowił skryć się właśnie w bibliotece, skoro ta będzie pusta. Prócz Tony'ego raczej nikt jej nie odwiedzał dłużej niż na dziesięć minut.

Idąc dalej, irytowały go spojrzenia innych, miał wrażenie, że wystarczyło na niego zerknąć, by wiedzieć o nim wszystko. Nienawidził tłocznych korytarzy, wiecznie obleganej świetlicy i głośnej stołówki. Młodsze dzieciaki kręciły się wciąż między swoimi pokojami, ustalając godzinę ich cotygodniowego meczu w piłkę nożną, były, według niego, zbyt nadpobudliwe i generowały niekiedy za wiele hałasu. Dlaczego każdy szesnastolatek nie mógł być jak Stark? Wiecznie zaszytym u siebie stworzeniem trybu nocnego, które w żaden sposób nie demoluje nikomu dnia swoim jestestwem. Chociaż, kiedy pomyślał o tym dłużej, wiedział, że Tony nigdy nie byłby taki, gdyby nie jego przeszłość i natychmiast cofnął życzenie w swojej głowie. Szesnastolatkowiw nie powinni przechodzić takich rzeczy. Niech już będą denerwujący, może trochę skrzywieni psychicznie, ale szczęśliwsi.

Zamyślił się nad tym do tego stopnia, że bez poświęcenia czemukolwiek swojej uwagi minął gabinet Nicka Furry'ego i pewnie szedłby dalej z głową w chmurach, gdyby nie ten głos. Jej głos. 

- Bruce - zawołała rozbawiona zapewne jego roztargnieniem, doganiając go parę kroków. 

Odwrócił się, napotykając paraliżujące spojrzenie jasnych oczu, które lśniły milionem iskierek. Brakowało mu ich w tym miejscu. Oczu pełnych życia, nadziei i niewinnego szczęścia jakim emanowała Betty Ross - szatynka zawsze z idealnie przyciętą grzywką i błyszczącymi kolczykami w uszach, które niekiedy odsłaniała, zakładając pasma włosów za uszy. Uśmiechała się do niego zawadiacko, chowając splecione dłonie za sobą.

- Dawno się nie widzieliśmy - powiedziała w końcu zdecydowanie zadowolona ich kolejnym spotkaniem. 

- Dawno - przyznał jej rację, chwilę zbierając myśli. 

Właściwie pogodził się z widywaniem Betty raz na bardzo długi czas i że ograniczało się to do rozmowy na korytarzu. Jej ojciec, będąc inspektorem, spędzał sen z powiek Furry'ego i Hill niezapowiedzianymi wizytami i buszowaniem w papierach, doszukując się jakiejkolwiek niezgodności. Banner miał z nim raz przyjemność. Grymas, jaki został mu posłany, zapamiętał do dzisiaj. Na samo wspomnienie czuł się jak człowiek gorszego sortu niewarty, by chociaż odezwać się do jego córki. 

damned for all time | avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz