Rozdział 25 | Karma

636 101 60
                                    

all time low - therapy 

Możliwe, że następnego dnia byli podejrzliwie mili w stosunku do Bartona. Nawet Bruce i Thor wydawali się gotów opatulić go w koc i przynieść mu ulubionej herbaty, gdyby poprosił, co oznaczało jedno - ktoś z wtajemniczonych wygadał się na temat ostatniej nocy - lecz jak zwykle, nie miał o to wielkiego żalu. Wśród avengers nie zalegało wiele tajemnic, tylko dzięki temu mogli zapewnić sobie odpowiednie wsparcie, więc jeśli ktoś niemal nie wypłakał sobie oczu, reszta o tym wiedziała niemal natychmiast. Nie potrzebowali natomiast powodu zaistniałej sytuacji, aby współczuć. Pod tym względem cechowali się imponującą wyrozumiałością. 

Tony nawet obiecał mu pomóc z tematem z biologii, który przerósł nastolatka i dodał, że nie nakrzyczy na niego tym razem, czego okropnie żałował już po piętnastu minutach wspólnej nauki. Po kolejnych paru byli kompletnie wykończeni sobą nawzajem. Brunet wspierał głowę o ścianę, leżąc na łóżku, a Clint bezczelnie przygniatał go, kładąc się w poprzek niego i trzymając nad głową książkę. 

– To nie ma sensu – stwierdził. 

– Ty nie masz sensu – odparował Tony. – To biologia, tam wszystko ma sens. I mógłbyś ze mnie zejść? Jesteś ciężki, jeśli nikt cię jeszcze nie uświadomił. 

– Jak kładę się na Steve'a to nie narzeka – zauważył. 

Clint miał coś z bliskością innych ludzi. Na początku każdy myślał, że to jego sposób na drobne kradzieże - w czasie przytulania nikt się nie orientował z bycia obrabowywanym. Jednak nawet powstrzymując takie zamiary, lubił naruszać cudzą przestrzeń osobistą. Z Thorem często się siłował, chociaż nie miał wielkich szans, Bannerowi dokuczał, czochrając jego włosy, a odkąd lepiej poznał Rogersa, wskakiwał mu na ramiona, wpychał mu się do łóżka na wieczór, aby o czymś porozmawiać i czuł się przy nim niezwykle swobodnie, paradując niekiedy w samych bokserkach po pokoju. Z drugiej strony medalu Steve potrzebował czasu, aby przywyknąć, w szczególności do ostatniego. Wiadomym było, że to z Nat miał najintymniejsze relacje, nikt nie wiedział jak głębokie, lecz z Tonym czuł się równie w porządku. 

Możliwie dlatego, że obydwoje będąc na imprezie, gdyby tylko mieli taką szansę, byliby tym typem, który całowałby się z każdym albo ze sobą nawzajem, nie widząc w tym problemu. 

– Ta, bo Steve jest wielkości szafy – przypomniał mu. 

– Nie przesadzałbym, może komody – parsknął. – Thor to definitywnie szafa. 

– Ty natomiast jesteś szczotką od kibla – po chwili dodał: – Wszyscy się ciebie brzydzą, ale gdy przychodzi do starcia gówna, to jesteś potrzebny. 

– Też cię kocham – sięgnął dłonią ku niemu, aby uszczypnąć go w policzek. – Przynajmniej prawie wiem, jak działa kodowanie genetyczne. Dzięki. 

– Nie ma sprawy – powstrzymał uśmiech. 

Może dalej wymienialiby się złośliwymi uwagami oraz przekomarzali, nie ruszając się o nawet milimetr, ale ich wątpliwie przyjacielskie przepychanki przerwał Bruce, nawet nie zdziwiony tym, jak ich zastał. 

– Phil cię szuka, Tony – westchnął. – Podobno miałeś przyjść. 

Brunet zaklął, spoglądając na niewielki zegar usytuowany na jego stoliku nocnym. 

– Kurwa – spróbował się wydostać spod ciała blondyna. – Barton. 

– Jak raz nie przyjdziesz, nic się nie stanie – mruknął, ale sturlał się z niego. 

– Mówiłem to sobie od paru tygodni i teraz mi grozi, że następnym razem zaciągnie mnie siłą – naciągnął rękami wygniecioną koszulkę, aby ją trochę naprostować. 

damned for all time | avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz