Rozdział 40 | Jest z Rosji

555 85 68
                                    

reamonn - supergirl 

Steve wziął głębszy wdech, próbując zaradzić na supeł, wiążący się w jego wnętrzu. Doświadczał tego uczucia od równych dwóch tygodni, a wszystko za sprawą ich planów tyczących się wycieczki do kina. 

Rozmawiali o tym coraz częściej. Wpierw trochę, jakby wcale nie dowierzali, że dojdzie to do skutku, ale wreszcie nadszedł dzień sprzedaży biletów i pod wpływem impulsu, jednogłośnie zdecydowali o ich zakupie. Jedną nogą byli już na sali, jednak wstąpienie tam drugą było o wiele bardziej skomplikowane. Starali się obmyśleć jak najbardziej skuteczny plan, który nie przysporzy im problemów. Musieli zastanowić się, co zrobić, aby wymknąć się niezauważonym i wrócić przed obchodem personelu w czasie ciszy nocnej. Łut szczęścia sprawiłby, że nikt nie zajrzałby do pokoju żadnego z nich, ale niestety "Shield" znało avengers zbyt dobrze. Jeśli odkryliby brak choćby jednego z drużyny Coulsona, postawiliby cały budynek na nogi, wiedząc, że reszta również była zamieszana w coś bardzo niedobrego. 

Możliwe, że Rogers wziął na zbyt poważnie strategiczne obmyślanie, ale naprawdę zależało mu na oszczędzeniu kłopotów każdemu. Mieli ich wystarczająco. Nawet nie chciał myśleć o naganie za taki występek. Dożywotni dyżur w kuchni? A może Fury poszedłby o krok dalej i specjalnie dla nich stworzyłby dyżury w czyszczeniu toalet? Wzdrygnął się, po czym ze zrezygnowaniem opuścił głowę na poduszkę, twarzą zwróconą do miękkiego puchu. Westchnął ciężko, przytulając do siebie pościel i spróbował zadowolić się zesłaną na niego ciszą. 

Każdy znalazł swoje zajęcie na dzisiejsze popołudnie, tylko Steve został z niczym oraz brakiem chęci do jakiegokolwiek działania, padając na łóżku. W zamian katował się zbyt intensywnym przemyślaniem, wmawiając sobie, że wcale nie było to tak bezproduktywne, jak w rzeczywistości. Nawet podobał mu się pomysł kilku godzin wyłącznie dla siebie – od dołączenie do "Shield" miał ku temu niewiele okazji – lecz z drugiej strony zdążył już zatęsknić za przyjaciółmi, ze smutkiem uznając, że nie było sensu szukania ich i przeszkadzania w czymkolwiek, co już od dawna robili bez niego w składzie. 

Doszedł do wniosku, że świetnym zwieńczeniem tego czwartku byłaby drzemka. Ktoś na pewno obudziłby go przed kolacją, a do właściwej pory snu zdąży znów opaść z sił. Umościł się wygodniej na materacu, obrzucając niedbale kocem wcześniej pieczołowicie złożonym w kostkę i zamknął oczy. Chciał, aby głowa już mu nie ciążyła, on przestał się przejmować i obudził się trochę spokojniejszy oraz żwawszy. 

Aczkolwiek wypoczynek nie był mu pisany. Jego umysł był już lekko zamglony, gdy ktoś z impetem otworzył drzwi pokoju jego i Clinta. Gdyby nie był sobą, warknąłby nieuprzejmie albo nawet kazał się intruzowi wynosić, lecz zamiast tego, kontynuował leżenie w bezruchu, mając nadzieję zniechęcić tym niechcianego gościa. 

Thor jednak nie odczytał prawidłowo tej sugestii. Kiedy zbliżył się do łóżka, potrząsnął blondynem nad wyraz mocno, wciskając go głębień w sprężyny pod nim. 

— Steve, przyjacielu — mówił z przejęciem, przyglądając mu się dokładnie i obserwując, czy chłopak się wybudzał. — Musisz wstać. 

— Thor — jęknął na niego — Pali się?

— Clint ma kłopoty. 

To była jedna z, tak naprawdę wielu, fraz, jakie otwierały mu natychmiast oczy i cuciły niczym kubeł zimnej wody. Na trzy słowa Odinsona wyobraził sobie kilka scenariuszy wraz z kolejną skoczkową próbą Bartona z parasolem w ręce. 

— I Natasha — dodał starszy. — Źle to wygląda, jak dla mnie. 

— O czym ty mówisz? — Zmarszczył brwi, siadając wreszcie na łóżku. 

damned for all time | avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz