Rozdział 22 | Dom to nie budynek

696 109 42
                                    

onerepublic - let's hurt tonight

Serca avengers były pokruszone wystarczająco mocno. Odłamki błąkały się po ciele, kłując w najmniej spodziewanym momencie, wbijając się, doprowadzając do krwotoków myśli ciemnych, przypominających szlam wylewających się na brzegi przepełnionej rzeki. Zawsze znalazł się dzień, który wstrząsał nimi jeszcze bardziej, zmiatając ich delikatną zawartość w pył, jaki podrażniał oczy i zatykał drogi oddechowy, przyduszając swoją egzystencją. 

Jednak ból nie był im obcy i byli w stanie wytrzymać więcej, niż spodziewano by się po kilkunastoletnich dzieciach. Może dlatego, że za murami "Shield" coś cierpliwie na ich powrót czekało, dopingując z całego serca, a może dlatego, że mieli siebie nawzajem, raz po raz składając do jednego kawałka. Byli jak puzzle - te zapomniane, wciśnięte pod łóżko, jakich nikomu nie chciało się układać, nawet im samym, ale powolnie dokładali po elemencie, zaczynając wreszcie dostrzegać swoje prawdziwe kształty. 

Naprawdę uwielbiali oglądać francuskie filmy i balet, chcieliby nauczyć się jeździć na deskorolce oraz strzelać z łuku, ale byli zbyt przerażeni chwyceniem broni w rękę, pragnęli uczyć się na najlepszych uniwersytetach, potrzebowali kochać i być kochanym. 

Thorowi brakowało kogoś, kto potrzymałby go za rękę, nim przekroczy granicę, zza której powrotu nie będzie. 

Zagubił się potwornie między tym, co realne, a fałszywe. Patrzył ludziom w oczy, nie wiedząc, czy byli z nim szczerzy, czy chcieli go jedynie oszukać. To kazało mu nienawidzić rodziców, którzy przecież oddaliby mu wszystko, czego jemu brakowało; zniszczyło jego relację z bratem - jedyną osobą, jakiej uwagi pragnął. Brak zrozumienia z jego strony wylał na swojego tajemniczego przyjaciela. Nikomu się nie przyznał, ile już znał Heimdalla, ale wszyscy wiedzieli, że musiał to być szmat czasu, bo zdawał ufać mu się bezgranicznie, nawet, gdy ten namawiał go do wyjścia na dach w czasu szalonej ulewy. Odinson odczuwał nieodpartą potrzebę chronienia swego, dłuższy okres, jedynego kompana, dlatego informacji o nim nie powierzał byle komu. 

Można było się spodziewać, aby to Coulson był w posiadaniu ich największej ilości, lecz owe założenie okazywało się złudne. Bruce niemal każdej nocy zostawał kubłem na wszystkie brudy i chusteczką do otarcia łez, ale nie śmiał narzekać - Thor równie dzielnie znosił wszelkie jego niepewności i lęki nie pozwalające mu ruszyć naprzód. Brunet próbował dostrzec w ciemności mimikę przyjaciela w czasie swych opowieści, acz jedynie coś błyskało z jasnych oczu, trochę ostrzegawczo, trochę wabiąco niczym latarnia morska. 

Jednak było coś więcej ponad nocne zwierzania. Avengers niekiedy obserwowali, jak blondyn wyłączał się z rozmowy, wpatrywał się w nieodgadniony kierunek i skupiał się nad czymś. Zakopywał się we własnym świecie, którego rozdmuchać nie były w stanie pigułki z jego szafki nocnej, a oni wciąż desperacko odkopywali go na nowo, pozwalając nabrać w płuca świeżego powietrza. Tylko ile razy zatoczą to koło, nim się rozpadnie?

– Thor, zastanów się – okularnik błądził spojrzeniem za przyjacielem, który przemierzał ich niewielki pokój w niespokojnym chodzie – To niedorzeczne. 

– Tak mi powiedział – blondyn upierał się przy swoim. – Heimdall powiedział, że nie mogę dłużej czekać, inaczej moja szansa na odnalezienie domu przepadnie na zawsze. 

– To niebezpieczne – Bruce podszedł do niego. – Jak chcesz sobie poradzić sam poza ośrodkiem?

– Nic mi nie będzie. Nie pamiętasz? Jestem przecież...

– Thor... – wciął się w połowę jego wypowiedzi, przełykając głośno ślinę. 

Tak jak kobiety nie wypadało pytać o wiek, tak w "Shield" istniało pytanie tabu, którego zadanie równało się z obrażeniem drugiej osoby, a nawet zranieniem jej uczuć, ale w gruncie rzeczy, powinna być to podstawowa rzecz, o jakiej mówić należało w murach ośrodkach w trosce o samych siebie.

damned for all time | avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz