Rozdział 39 | Odpowiedzialność jest przereklamowana

590 95 43
                                    

yungblud - parents

Bruce śledził wzrokiem teskt bez entuzjazmu, czytając o niezbyt interesującym go ekosystemie Ameryki Południowej. Ziewnął i przewrócił stronę w podręczniku ułożonym na poduszce. Sam podparł głowę na swoich rękach, po czym wrócił do czytania w skupieniu. Skupieniu na tyle dużym, na jakie pozwalał mu Thor – siedzący przy biurku, pastwiący się nad czymś. Kręcił krzesłem, obijając podłokietniki o blat, wybijając równo stały rytm. Było to do zignorowania, póki nie przybrało na sile. 

— Pomóc ci w czymś? — spytał w końcu Banner. 

Odinson miał znaczące trudności z zadaniami domowymi. Szybko się wypalał z zapału nauczenia i opanowania materiału, potrzebując poprosić kogoś o wytłumaczenie. Paru złośliwców na pewno nazwałoby go idiotą, ale Bruce wolał wołać tak na ludzi, którzy nie podjęli nawet trudu, kiedy Thor starał się na miarę swoich możliwości. Zwykle wyniki nie były zachwycające, lecz przyjaciel nigdy go za to nie oceniał – doskonale wiedział, ile poświęcił, aby dostać tę trójkę ze sprawdzianu. 

Poza tym lubił mu pomagać. Właściwie to pomagał większości. Avengers pukało do drzwi ich pokoju z książką w ręku i z wycieńczeniem w oczach, głowiąc się nad problemem, który Banner rozstrzygnąłby w parę minut. Zazwyczaj tyle potrzebował, żeby również rozjaśnić spowite mrokiem umysły. Jedynie jego współlokator wymagał większej ilości czasu. 

Powtarzał sobie, że było to całkiem w porządku. Mógł przy nim ćwiczyć swoją cierpliwość, a będąc szczerym, każdy w końcu by ją stracił, gdyby musiał tłumaczyć coś na pozór oczywistego po raz kolejny. Jednak Thor słuchał go z takim skupieniem oraz skruchą, jakby każda poświęcona mu sekunda była tego niewarta, że Bruce był gotów prawić mu godzinami o czymkolwiek, jeśli blondyn dzięki temu mógłby zyskać tę trójczynę, z jakiej byłby dumny kolejny tydzień. 

— Nie, daję radę — odmówił jednak chłopak, machnąwszy tylko na bruneta ręką. 

Nastolatek aż poprawił okulary ze zdziwienia, acz nie zamierzał nalegać. Wydawało mu się to niegrzeczne, jakby próbował mu udowodnić, że bez niego nie da sobie rady. Wrócił więc do swoich zajęć, przytakując blondynowi cichym mruknięciem. 

— Albo jednak. — Nie minęło pięć minut, jak Thor poddańczo okręcił się na krześle w jego stronę. 

Siedział bezradnie, wydawać by się mogło, wsparty ostatkami sił. Westchnął ciężko i przeciągle, nie dodając nic więcej, pozostawiając Bannerowi tylko domysły, czy walczył z matematyką, czy też fizyką. 

— Nad czym się mordujesz? — zapytał, zaznaczając zakładką odpowiednią stronę w podręczniku. 

Przymknął książkę i odłożył ją na pościel, siadając na materacu. 

— Nad listem. 

— Listem? — powtórzył zdziwiony, nie przypominając sobie, aby mieli zadane cokolwiek w tym stylu. — Przegapiłem ostatnio coś na zajęciach u Hill?

— Uh, nie — zmieszał się. — To nie praca domowa — wyjaśnił. 

— Więc? — dopytał krótko już całkowicie zdezorientowany.

— Chciałbym napisać do rodziców — przyznał mu — I do brata. 

Zastukał nerwowo długopisem o własne palce, przyglądając mu się zawzięcie, jak gdyby próbował unieść przedmiot siłą umysłu, byle nie obserwować reakcji na twarzy Bruce'a. A ten musiał przyznać, że w pierwszej sekundzie odbiło się na niej okropne zdziwienie. List był ostatnią formą kontaktu, o jaką podejrzewałby Odinsona – prędzej wolałby raczej zadzwonić albo poprosić Tony'ego o udostępnienie internetu. 

damned for all time | avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz