Rozdział 15 | Balans w chaosie

726 121 46
                                    

hozier - nina cried power

Nie spędzali ze sobą każdego wolnego czasu. Nie byli nierozłączni, oczywiste, że potrafili żyć na własną rękę, niekiedy nie widując się niemal cały dzień, ale istniał jeden wyjątek, niepisemna zasada, której nikt nie śmiałby pogwałcić. Zawsze jedli posiłki razem. To jedna z niewielu świętości panujących dla nich w tym miejscu, nie dało się jej obejść bez powodu, wybaczalna była wysoka gorączka - tylko ta powyżej trzydziestu siedmiu i pół stopnia, bycie martwym albo przebywanie na skrzydle szpitalnym i to ostatnie było powodem, dla którego Bruce nie towarzyszył im przy śniadaniu, a każdy pomyślał, jaka była to szkoda, gdyż na stole postawiono jego ulubiony dżem wiśniowy do tostów. 

- Myślicie, że też dostał grzanki z tym cudeńkiem? - zapytał z utęsknieniem Clint tonem jakby nie widzieli swojego przyjaciela miesiące. 

- Tam zawsze jest ta obrzydliwa owsianka - mruknął w odpowiedzi brunet z nienawiścią do tego mdłego dania. 

Jednakże sami nie mieli za wielkiego apetytu, popijając herbatę czy kawę zbożową - broń boże, nikt by nie dał tym dzieciakom choćby najmniejszej dawki kofeiny. Humorów też nie mieli najlepszych, na przemian obwiniając się w myślach lub ponownie analizując, jak mogli wcześniej zapobiec katastrofie. Naczelnym optymistą drużyny pozostawał Steve, powtarzając, że Banner już dzisiaj, przed wieczorem, dołączy do nich - tak przynajmniej obiecał im Phil Coulson. Poza tym, według jego zeznań, okularnik miał czuć się lepiej oraz spokojniej z wiedzą, iż nikomu nie zaszkodził przez swój wybuch złości. 

- Mam tylko nadzieję, że nie będzie przybity jak ostatnio - odetchnęła Natasha, bawiąc się już pustym kubkiem. 

- Musi na nim ciążyć niesamowite poczucie winy, że może być odpowiedzialny za krzywdy wielu niewinnych ludzi, wcale tego nie chcąc - wysnuł ze swojej głowy blondyn o długich włosach w zamyśleniu, jakie jest to uczucie.

- Ty to czasem potrafisz pocieszyć, księżniczko - Barton uniósł na niego spojrzenie. 

- Zawsze możemy go trochę rozbawić - stwierdził nagle Rogers, ożywiając się lekko, opierając łokcie o blat i potrącając konstrukcję Tony'ego z sztućców, za co otrzymał tylko krótkie, karcące spojrzenie. 

- Aż mnie zaintrygowałeś przez ten błysk w oku - stwierdziła dziewczyna. - Na co wpadłeś?

- To niby nic wielkiego - podrapał się w tył głowy, kontynuując z poczuciem niezręczności - Ale kiedy mój przyjaciel złamał rękę i wychodził ze szpitala, przygotowałem jego ulubiony tort. 

W milczeniu wpatrywali się w niego, jeszcze nie spotykając na swojej drodze kogoś, kto rozdawał swoje słodkie wypieki bliskim. 

- Więc jesteś tym typem przyjaciela - podsumował jego współlokator z naciskiem na ostatnie słowa. - Stary, czemu nie mówiłeś wcześniej? Złamałbym tę rękę albo i dwie.

- Wystarczyłoby poprosić - zapewnił go szybko, wybijając mu pomysł z tej blond głowy. 

- Chcecie zrobić mu tort niespodziankę? - spytała z niedowierzaniem, ale jej negatywne podejście natychmiast przytłumił zapał bruneta. 

- Zróbmy mu tort niespodziankę - niemal zawołał, a osoby przy stolikach obok go usłyszały, odwracając się na moment ciekawsko w ich stronę. - Przecież on tak uwielbia słodycze. Zawsze czeka na swoje urodziny, aż przyjadą jego rodzice z ciastem dla niego. 

Chłopak oświadczył najczystszą prawdę, jaka istniała. Chociaż państwo Bannerowie przyjeżdżali bardzo rzadko ze względu na dzielącą ich odległość, nigdy nie opuszczali tak ważnej daty, przyjeżdżając z tortem i odpowiednią ilością świeczek. Bruce udawał, że nie zależało mu na tym, ale po prostu nie potrafił ukryć swojej słabości do wszystkiego, co słodkie. Wszystkie obawy Tony'ego, że przyjaciel ponownie będzie dochodził do siebie przez parę dni, rozmyślając o cały wypadku, zniknęły. Jeszcze nigdy tak bardzo nie palił się do kuchni, aby cokolwiek ugotować i jeszcze nigdy nie pokładł tak wiele nadziei w jakimś biszkopcie z dodatkami. 

damned for all time | avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz