Rozdział 31 | Kamienny posąg

794 118 229
                                    

cover by low - last night i dreamt that somebody loved me

"Shield" na nowo poczęło wypełniać się, każdego dnia tętniąc coraz bardziej życiem. Śmiechy nastolatków znów rozlegały się na korytarzach, nosząc echem do najgłębszych zakamarków. Wszystko wracało do swojego nieodpowiedniego porządku. 

Natasha z Clintem czekali na każdego, wykradając ich daty powrotu, siedząc wtedy na schodkach przed wejściem, wypatrując w oddali znajomego samochodu, aż z czasem było ich już czterech czekających. 

– Nie pobyli zbyt długo – zauważył Thor, marszcząc brwi. – Coś się stało, że wracają tak wcześnie?

– Nic im nie jest – zapewniła Nat, wgapiając się w drogę odgrodzoną żelazną bramą. 

– Ale? 

Dziewczyna odwróciła głowę w stronę Bruce'a, który doskonale przeczuwał, że musiał istnieć ważny powód, aby Rogers ze Starkiem spędzili w domu blondyna trochę ponad tydzień, kiedy zwykle w grę wchodziły przynajmniej dwa. Czytał między wierszami prawie tak dobrze jak ona, z tą różnicą, że rzadko interweniował. 

– Tony ma gościa – mruknęła i nikt nie potrzebował już wyjaśnień. 

Na całym globie istniała jedna osoba, potrafiąca po prostu wejść do "Shield" z imieniem chłopaka na ustach, nie przejmująca się, czy właśnie wtedy był na lekcjach, jadł obiad albo grał z przyjaciółmi. To był ten konkretny człowiek, przez którego brunet umiał milczeć dniami, nie mogąc nic przełknąć na stołówce i myląc się przy najprostszych obliczeniach na matematyce. Wszyscy to dostrzegali, ale uprzejmie milczeli, wykazując się większą cierpliwością do zżeranego ze stresu Tony'ego przed wizytą ojca. Jeśli odwiedziny były zapowiedziane, już wtedy zachowywał się, jakby Howard strofował go, na wszystko zwracając uwagę. Uciekał z niego cały sarkazm oraz złośliwości, których inaczej nigdy mu nie brakowało. Próbował bardziej przykładać się do nauki, mimo świetnych wyników, ale z nerwów tylko mazał po książce sfrustrowany. 

Natasha miała jedynie nadzieję, że dowiedział się o ich spotkaniu stosunkowo późno, mogąc czerpać z wyjazdu do Rogersów jak najdłużej. 

– Czy możemy tym razem przebić mu opony w samochodzie? – poprosił Clint. 

– Żeby nie miał stąd jak odjechać? – uniosła brew. 

– To chociaż dosypmy mu sól do kawy. 

– Zobaczymy – odetchnęła głęboko. 

Między ich czwórką zapadła ciężka atmosfera. Zasada jeden za wszystkich, wszyscy za jednego kosztowała ich przeżywanie razy sześć - uwielbiali sześć razy w roku obchodzić urodziny, czy raczej pięć odkąd Clint i Natasha mieli je wspólnie, sześć razy doświadczali najszczęśliwszych momentów, ale też sześć razy doznawali najgorszych katastrof, sześć razy było im tak diabelnie smutno, że potrzebowali siebie nawzajem. 

– To chyba oni – z zamyśleń wyrwał ją przyjaciel, wskazujący coś przed sobą. 

Faktycznie, do ośrodka w miarowym tempie zbliżał się pojazd, który mieli już szansę widzieć przy okazji odwiedzin rodziców blondyna. 

– Okej, ja rzucam się na Steve'a i niech ktoś przydusi Tony'ego – zadecydował Barton, zacierając ręce.

***

Stwierdzenie, że avengers się za sobą stęsknili, to mało powiedziane. Niecierpliwie czekali na moment, kiedy znów będą mogli usiąść pod drzewem w ogrodzie pielęgnowanym przez Stana. Każdego dnie ocieplało się coraz bardziej, najgorsze szarugi mijały. Kwiaty na nowo rozkwitały, kontrastując z soczystą zielenią trawy, na której spoczywali, grzejąc się w przyjemnych promieniach słońca. Było w tym coś ironicznego, pomimo tęsknienia za domem rodzinnym, Bruce, Thor albo Steve, nie wyobrażali sobie tutaj nie wrócić, jakby od przekroczenia progu ośrodka należeli do dwóch miejsc na ziemi. Mogło się to wydawać problematyczne i właśnie takie było, dlatego myśli o tym spychali na najdalszy plan, wierząc, że jeszcze wszystko się ułoży samo. 

damned for all time | avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz