Rozdział 36 | Wejście, wyjście

701 113 104
                                    

tiffany - i think we're alone now

Wydawało się, że sprawy w "Shield" wracały do normy. Avengers na nowo zaczęli obrywać słabymi ocenami, odkąd nauczycielom skończyła się litość ze względu na ostatnie wydarzenia, dlatego musieli wrócić do wspólnych spotkań naukowych. Zwykle jednak kończyło się to rzuceniem podręczników gdzieś w kąt i zajęcie się czymś ciekawszym. W takiej chwili ciekawsze było nawet rozplątywanie kołtuna na głowie Thora. 

Niby siedzieli pod drzewem, wyglądając na zaczytanych. Niespodziewanie warunki do nauki okazały się idealne i nie istniał żaden pretekst do przerwania jej. Bruce półgłosem wyjaśniał tajniki nierówności trygonometrycznych Odinsonowi - chociaż robił to bardziej dla własnego powtórzenie wiadomości. Blondynowi i tak zapewne pozwoli ściągnąć. Natomiast reszta, uczęszczająca do drugiej klasy, czytała w ciszy rozdziały zapowiedziane na kartkówce z historii. Wiatr szarpał niekiedy stronami albo słońce przygrzewało zbyt mocno, więc musieli ścisnąć się w cieniu listnej korony, ale naprawdę nie istniał żaden pretekst, który pozwoliłby im przerwać. Niektórzy widzieli w tym nawet plusy. Inni niekoniecznie. 

– Coś jest nie tak – nie wytrzymał Barton, odkładając książkę na trawę. 

– Clint. – Steve nawet nie podniósł wzorku znad czytanego tekstu, aby surowym tonem upomnieć go. 

– Mówię serio – obruszył się. – Jest... – zaczął intensywnie się namyślać – Za spokojnie. 

– Wymyślasz, przyjacielu – Thor, mimo że sam go wyśmiał, jako pierwszy dał chwycić się na haczyk i rozproszyć. 

– Nikt nie krzyczy ani nie umiera, ani nie łamie regulaminu – wymienił na palcach jedyne według niego sensacje wydarzające się w "Shield". – Nawet pchlarz nie przylazł dzisiaj. Gdzie ten sierściuch w ogóle?

Avengers rozejrzeli się dookoła siebie w poszukiwaniu rudej, puszystej kulki  mruczącego szczęścia na czyiś kolanach. Pepper nie zjawiała się zawsze - wyglądało na to, że ograniczała kontakty z ludźmi - ale nie gardziła wylegiwaniem się w słońcu w ich towarzystwie, czasami żebrząc o jakiś smakołyk albo o pieszczoty. 

– Jedynym, kto tu może mieć pchły, jesteś ty – prychnął na niego Tony, w końcu sam odrywając się od czytania. – Pewnie siedzi u Stana albo demoluje kwietniki. 

– Pytam, bo dawno jej chyba nie widziałeś – zasugerował niewinnie blondyn. 

W rzeczy samej, od wizyty ojca nie miał nawet okazji jej pogłaskać. Był pewien, że Lee dobrze się nią zajmował, przynosząc resztki ze stołówki i dolewając wody do miseczki, jak kiedyś go o to poprosił. Jednak wraz z przypomnieniem mu zatęsknił za futrzastym przyjacielem, z którym lubił się na tyle, aby specjalnie schodzić do ogrodu wieczorami i wygłaszać wszelkie swoje skargi, otrzymując w zamian ciche miauknięcia. 

– Clint – powtórzył ostrzegawczo Rogers, od razu dostrzegając jego jawną manipulację. 

Barton uniósł dłonie przed siebie, opuszczając ponownie wzrok na książkę. Niestety plan nastolatka podziałał, bo po chwili to Stark zamknął z hukiem podręcznik. 

– Poszukam jej – stwierdził. 

– Tony – westchnął Steve – Mamy jutro kartkówkę, pamiętasz?

– Tak, tak, wiem. – Machnął lekceważąco ręką, ale to w żaden sposób blondyna nie przekonała. – Spójrz, jestem trzy strony dalej od ciebie. – Wskazał palcem. – Zanim je nadrobisz, ja już wrócę. 

Co zaskakujące, Tony naprawdę czekał na zgodę z jego strony. Może nie podporządkowałby się sprzeciwowi, ale widocznie zależało mu na tym, aby Rogers skinął głową. 

damned for all time | avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz