cover by tommee profitt feat. fleurie - wake me up
Steve począł podejrzewać, że nad "Shield" ciążyła klątwa mówiąca o tym, iż wraz z zapadnięciem zmroku na wierzch miały prawo wyjść wszelkie nieszczęścia, snując się za wychowankami, zakradając pod nogawki i obłapiając we śnie. Nawiedzały najgorszymi marami, przyprawiającymi o konwulsje, zduszone krzyki, a w końcu płacz, gdy pechowiec nareszcie się wybudzał. Wszyscy mieli tutaj koszmary - gorsze, czy lepsze - były niczym czarny kłąb dymu, dusząc dookoła, wyciskając łzy z oczu, dlatego niektórzy rezygnowali ze spoczynku i, o ile z takimi blondyn miał już do czynienia, to nie był gotowy na przerażony skowyt nad swoją głową o drugiej w nocy.
Miał bardzo płytki sen, dowodziły tego bezsenne nocy, gdy słyszał szlochy za ścianą, raz po raz wyrywając się z objęć Morfeusza. Ranem na nogach był w jedną sekundę po rozbrzmieniu dzwonka, uprzejmie ściągając kołdrę z Clinta, aby poranny chłód zrobił swoje i ocucił chłopaka. On sypiał jak kamień, Rogers był pewien, że nie wybudziłoby go nawet jego wołanie o pomoc z łazienki, gdyby poślizgnął się na mokrych kafelkach i przydzwonił głową zdrowo o kant umywalki, co nakazywało mu podwajać swoją ostrożność w takich momentach.
I tym razem nastolatek natychmiast otworzył oczy, przyzwyczajając je do ciemności, kiedy niemiłe jęknięcie dosięgnęło jego uszu. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy aby nie był to sen, z którego sam się wybudził, lecz odgłos powtórzył się, a wraz z nim niespokojne skrzypnięcie łóżka nad nim.
– Clint? – zaczął, jednak nawoływanie było bezowocne w tej chwili.
Podniósł się z materaca, czekając jeszcze parę sekund, póki ciszy nie rozerwało nerwowe bełkotanie zza zamkniętych ust, a łóżko piętrowe nie poczęło całe dygotać. Steve wdrapał się jak najprędzej po drabince, stawiając nogi na drugim szczebelku, by mieć widok na swojego przyjaciela zaplątanego w pościel oraz wiercącego się panicznie.
– Clint – syknął, nie chcąc budzić blondyna gwałtownie ze snu.
Chwycił jego ramię, delikatnie potrząsając nim paru krotnie.
– No dawaj, to tylko sen – mruknął pod nosem, po czym klepnął go lekko w policzek.
To musiało podziałać świetnie, aż za dobrze, jak na gust Steve'a, bo Barton zerwał się do siadu i w geście samoobrony automatycznie odepchnął go od siebie. Runął na ziemie z głośnym hukiem, co później zastanawiało go, jakim cudem hałas nie zwabił nocnej warty opiekunów. Jednak w tamtym momencie najmniej się tym martwił, ponieważ tyłem głowy uderzył o szafę stojącą pod ścianą, tracąc na chwilę umiejętność poprawnego widzenia. Gdy wzrok wreszcie mu się wyostrzył, dostrzegł współlokatora klękającego przy nim, mówiącego bezskładnie załamanym głosem.
– O boże, tak cię przepraszam – powtarzał, ciągle unosząc dłonie, by dotknąć chłopaka, lecz za każdym razem cofał je, jakby bał się wyrządzić mu większą krzywdę. – Powiedz, że nic ci nie jest, Steve.
Rogers z trudem zaczął dodawać dwa do dwóch, dochodząc do wniosku, że jeszcze nigdy nie widział Clinta w takim stanie - był bliski płaczu oraz drżał na całym ciele jak mały, wystraszony chłopiec. Postarał się jak najprędzej oczyścić przymglony umysł, nie mogąc tracić czasu na z wolna opuszczający go dyskomfort.
– Wszystko dobrze – zapewnił go i dla uwierzytelnienia zeznań usiadł prosto, przeganiając ostatnie zawroty głowy. – Nic mi nie jest, to ty tutaj miałeś zły sen.
Barton pokiwał nerwowo głową, wczepiając palce we własne włosy. Błądził po ciemnym pomieszczeniu spojrzeniem, póki z jego ust nie wydostał się kolejny szloch, co tym razem poważnie zaniepokoiło Steve'a. Do tej pory sądził, że po przerwaniu koszmaru nastolatek stopniowo wyciszy się i wróci spać.
CZYTASZ
damned for all time | avengers
Fanfiction"- Każdy z nas wie, dlaczego tutaj jest. Jednak mam wrażenie, że nawet Fury nie ma pojęcia, jak stąd wyjść. - Pewnie drzwiami." Steve trafia pod skrzydła projektu Shield - ośrodka, gdzie każdy zagubiony dzieciak, według kolorowej ulotki, może się t...