Rozdział 2 | Szpieg wśród nas

999 146 13
                                    

it looks sad - creature

Jeśli można było coś powiedzieć o Natashy, to że nie lubiła nowych, a raczej - nie ufała im. Możliwe, że to był jedyny konkretny fakt o niej znany jej przyjaciołom, gdyż wszystkiego, co swoje, chroniła bardziej niż Cerber bram Tartaru. Gdy ktoś stwierdzał, że dziewczyna zdawała mu się nieufna lub zamknięta w sobie, a Phil Coulson, chwała lekarska "Shield", był w pobliżu, wybuchał śmiechem. Miał do tego czyste prawo, zważywszy, że znał ją od dobrych paru lat, a mając zaledwie jedenaście, trafiła pod jego opiekę. Nie odezwała się słowem przez niemal rok. Z początku sądzono, iż angielski nie jest jej znany - została przewieziona z Rosji, z upadającego domu dziecka, gdzie działy się rzeczy, o których bez wzdrygnięcia się mogli opowiadać pewnie tylko rodacy. Szybko jednak dowiedziono, że rozumiała każde słowo, a przynajmniej większość dzięki wychowaniu się wśród dzieci z różnych środowisk, i zwyczajnie ich przechytrzyła, dając sobie czas, by poznać ludzi, trzymający nad nią pieczę.

Dlatego, gdy ktoś uznawał ją za podejrzliwą, mężczyzna przypominał sobie to, jak nie chciała jeść w obawie przed trutkami, czy kiedy kuliła się, widząc rękę uniesioną w jej stronę. Z biegiem czasu wiedział, że wyrośnie na kogoś pokroju dociekliwego detektywa, który będzie potrzebował wieków, by móc komuś zaufać minimalnie. Dlaczego?

Minęło pięć lat, a Phil znał jedynie jej datę urodzenia i same imiona rodziców. Niestety nie byli ultraważną organizacją, na rzecz której rząd przetrzepałby całe rosyjskie mocarstwo w poszukiwaniu śladów historii rudej dziewczynki. Zaakceptowano, że Natasha pragnęła stworzyć siebie na nowo.

Terepeuta pogodził się z tym z trudem. W końcu sądził, że każdy orzech jest do zgryzienia.

- Clint mnie wkurza, a Stark nie przestał być dupkiem - podsumowała swoją zwięzłą wypowiedź, gdy przebywali w jego gabinecie, a on uprzejmie zapytał, co u niej nowego.

Przejechał ręką po powstających na jego głowie pokaźnych zakolach i jak zwykle zjechał nią wzdłuż twarz, by w końcu dotrzeć do krawatu i poprawić go. Prawdopodobnie jeszcze nikt nie widział go w czymś innym niż w czarnym garniturze, co wiele osób bawiło. Wiekiem doganiał Nicka, a niektórzy nawet sądzili, że był starszy, a jednak to czarnoskóry mężczyzna, dumny dyrektor, wciskał się w golfy, jeansy i czarne swetry.

- Więc czemu nadal trzymasz z Bartonem? - podłożył dłoń pod brodę, wiedząc, że chłopak nie irytował ją tak, jak o tym zapewniała. Na dobrą sprawę, mały złodziejaszek irytowałby każdego chociaż trochę.

- Bo ma jaja, żeby skakać z okna z parasolem w dłoni - kiwnęła głową, wskazując coś za Philem.

Odwrócił się gwałtownie i z szerokiego okna wpuszczającego całe dzienne światło do pokoju wyjrzał na trawiasty plac, po czym przebiegł wzrokiem po bocznych fundamentach budynku, ze zgrozą dostrzegając Clinta siedzącego na parapecie okna na drugim piętrze i mierzącego się do skoku.

Potrzebował sekundy, aby wybiec z gabinetu i wszystko, co po nim zostało, to lekki powiew na skórze Natashy. Upewniwszy się, że nie zawrócił, podniosła się ze swojego fotela, mijając kanapę, do której nigdy nie miała zaufania, a którą upodobał sobie on, i bezszelestnie podeszła do biurka. Przebiegła palcami po stosie papierowych teczek pacjentów Coulsona, szybkim ruchem wyciągając tę najmniej zniszczoną. Z zadowoleniem uznała, że znalazła to, czego szukała, a przy okazji potwierdziła swoją teorię - Steve Rogers również będzie pod opieką lekarską jej, i nie tylko, terapeuty. Zaczęła czytać pobieżnie notatki, kartkując, na razie, bardzo krótki dokument o nim.

Ponieważ wszyscy wiedzieli o niepisemnej zasadzie tego ośrodka.

Szukasz informacji, idź do Romanoff.

Swoją drogą, nazwisko strasznie ją irytowało, ale według prawa musiała jakieś posiadać. Jak na złość.

Zamknąwszy akta, wsunęła je w odpowiednie miejsce, po czym zwyczajnie wyszła z pokoju, kierując się na schody drogą, której nie wybrałby Phil. Właściwie poszła kompletnie okrężną trasą, by w końcu stanąć za rogiem i przysłuchiwać się jak Clint obrywa za swój wyczyn.

- Co w ciebie wstąpiło? - zapytał z niedowierzaniem Coulson, trzymając go od tyłu za kołnierz koszuli, jakby miał wylecieć każdym innym oknem, gdy przemierzali hol.

- Chciałem spróbować, Tony powiedział, że z parasolem nic mi się nie stanie - zapewnił niewinnie.

- Widzę cię dzisiaj na zmianie w kuchni - oznajmił mu surowo - A z nim jeszcze pogadam - dodał na odchodne, wracając w pośpiechu do, niestety, pustego już gabinetu.

Dziewczyna odczekała jeszcze moment, zanim wyłoniła się zza ściany. Barton, widocznie niepocieszony karą, podszedł do niej, rozmasowując kark.

- Mam nadzieję, że masz to, czego chciałaś, bo nienawidzę zmywać naczyń - prychnął, ubolewając nad tą jawną niesprawiedliwością.

- Nie lubisz nic, co łączy się ze słowami "czysty" i "zadbany" - przewróciła niedbale oczami. - Mam.

To jakby odjęło mu zły humor, bo zerknął na nią z zainteresowaniem, a kiedy nie kwapiła się, by podzielić się z nim nowinami, zapytał:

- No i co?

- Jest od Coulsona - powiedziała mu tylko tyle, resztę zachowując wyłącznie dla siebie.

Clint już próbował szukać w jej pokoju notesu, w którym wszystko zapisuje, lecz bezskutecznie. Z resztą, został na tym przyłapany, więc nawet jeśli jakieś notatki istniały, to już pewnie nigdy ich nie znajdzie. Jednak jeśli dobrze znał Natashę, podejrzewał, że zapisywanie informacji było "zbyt niebezpieczne", co oznaczało mniej więcej tyle, iż wszystko miała w głowie. Ewentualnie pisała po rosyjsku. Nikt by się tych cholernych bukw nie doczytał.

Używała poznanych faktów do różnych czynności, najczęściej wymiany za chodliwy, acz zakazany towar albo za przysługi. Niekiedy uciekała się nawet do szantażu i parę takich udanych akcji sprawiło, że naprawdę nikt nie chciał jej podpadać.

- Czyli nowy w paczce - uśmiechnął się pod nosem, na co niemiło fuknęła nadal nieoswojona z myślą, że zapewne miał rację i w jakiś sposób będzie musiała spróbować zaufać kolejnej osobie, co przychodziło jej z trudem. - Powiedz mi chociaż, czy jest z nim źle - poprosił jeszcze.

- Nie sądzę - pokręciła głową - Nie wydaje się poważnym przypadkiem, ale czy ja ci wyglądam na lekarza?

Wzruszył ramionami, składając sławetną parasolkę i podpierając się nią.

- Mówimy reszcie, co nie? - spytał tak poderzliwie, jakby przewidywał każdy jej ruch.

Faktycznie się wahała. Mogłaby zataić tę informację do momentu, aż Rogers nie znajdzie swoich znajomych i nie będzie miał ochoty kumplować się z ich, pożal się boże, drużyną. Jednak gdy to wyjdzie na jaw, wyjdzie na wstrętną manipulatorkę i nawet jeśli była przebiegła, dbała o opinię, więc nie mogła zostać okrzyknięta kłamliwą jędzą.

- Przy kolacji - mruknęła zrezygnowana - Gdy będziemy wszyscy.

Dojrzał cień zmartwienia na ślicznej twarzy swojej przyjaciółki i też nieznacznie posmutniał, wiedząc, że zmagała się z demonami przeszłości, a wystarczyła do tego tak błaha sprawa, a przeżywała to sama i po cichu, aby nikt nie zauważył jej słabości.

- Wygląda na spoko gościa - klepnął ją w ramię, próbując pocieszyć - Taki to by nawet muchy nie skrzywdził.

Pomimo, że chciała mu uwierzyć, nie potrafiła. Musiała się przekonać na własnej skórze.

damned for all time | avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz