Rozdział 5 | Bóg piorunów

929 144 22
                                    

imagine dragons - thunder

Tony lubił i nie lubił przebywać z ludźmi. Dlatego nie posiadał żadnego lokatora, płacąc za swój pobyt tutaj podwójnie oraz przychodził do Bruce'a, gdy czuł się samotny, czyli całkiem często - w szczególności ostatnio. Niezaprzeczalnie byli przyjaciółmi połączonymi przez pasję i pewnie tylko ta jedna rzecz wspólnie ich charakteryzowała. Młodszy chłopak był impulsywny, mówił dużo - głównie niemiłych rzeczy - z każdym potrafił się pokłócić i stawiać opór, nawet jeśli miało to być tylko ku jego rozrywce. Wierzono, że znajomość z Bannerem trochę przytępi jego temperament i może coś w tym było. Zmieniał się nie do poznania, przechodząc przez próg pokoju 25, czyli  tego całkiem bliskiego jego. Zazwyczaj przesiadywali cały czas w ciszy, robiąc pracę domową i chociaż drugie biurko najczęściej było wolne - Thor nigdy nie był fanatykiem nauki - to siedział na dywanie, wsparty o łóżko i wszystko robił na kolanie. Gdy nie mieli już nic zadane, zajmowali się swoimi rzeczami - badaniami biologicznymi jak w przypadku dziewiętnastolatka albo rysunkami technicznymi jak Stark. Rzadko rozmawiali i jeśli już, nie było szansy, aby ktoś mógłby się wtrącić. W oczach innych byli kompletnymi kujonami mówiącymi w jakimś innym języku, acz szanowali to w nich.

Jeśli ktoś w to nie wierzył, mógłby właśnie teraz zastać ich w opisanej sytuacji, która powtarzała się niezmiennie niczym rytuał. Jednak tym razem Tony się nudził, co nie było u niego raczej spotykane. Nie umiał najzwyczajniej się skupić na książce przyjaciela będącą podręcznikiem do fizyki dla klasy trzeciej, należy bowiem wiedzieć, że łykał wszystko jak pelikan i ta informacja już nigdy nie opuszczała jego głowy, więc sięgał po wiele tekstów naukowych. Jednak zagadnienia kwantów nie były wystarczająco absorbujące, coś ciągle rozpraszało jego uwagę i już był gotów oskarżyć nową terapię farmakologiczną Coulsona, kiedy wyjrzał przez szklane drzwi prowadzące na niewielki balkon, na którym miałyby problem zmieścić się dwie osoby. Przyglądał się jak ciężkie krople wody rozbijały się o posadzkę w czasie okropnej ulewy panującej na zewnątrz. Nie było słychać grzmotów, lecz to tylko kwestia czasu, gdy pierwszy piorun pojawi się na niebie. Za ścianą wody nie umiał dostrzec wiele, jednak na chwilę, mógłby przysiąc, że zamajaczyła mu przed oczami ludzka sylwetka na dachu budynku.

Ośrodek "Shield" mógłby przypominać zamczysko, gdyby do budowy na planie podkowy i spadzistych wykończeń z bordowych dachówek dodać trochę strzelistych wież. Nikt nie wpadł na ten pomysł, ale zapewne też nie sądzono, aby ktoś wymyślił, by po tym dachu chodzić. Definitywnie nie było to bezpieczne zajęcie nawet w czasie pięknej, słonecznej pogody, zważywszy, że była to wysokość czwartego piętra, a na dole czekała żwirowa droga lub, w najlepszym przypadku, ukochane krzewy starego ogrodnika.

Jednakże nie było już wątpliwości - Tony widział dobrze. Ktoś stał na dachu, tuż przy kominie, trzymając się go kurczowo i patrząc prosto w niebo. Poderwał się z ziemi, podchodząc do okna, próbując dojrzeć więcej.

- Bruce - chciał szturchnąć chłopaka, ale nie dosięgnął ze swojego miejsca przy parapecie.

- Za moment - odparł monotonnym tonem, nie odrywając wzroku od kartki.

- Nie, Bruce, to ważne - tym razem postawił krok ku niemu i potrząsnął go za ramię.

- Nie przeszkadzaj mi - prychnął zirytowany, ale wszystkie negatywne emocje zniknęły jak ręką odjął, gdy podążył za palcem bruneta wskazującym mu postać przy kominie.

- Powiedz mi, że to nie Thor - poprosił go, mimo rozpoznania bluzy i spiętych blond włosów.

- To jest Thor - powiedział bardzo wolno i wyraźnie.

- Cholera! - uniósł się nagle Stark. - Musimy go stamtąd zabrać, zanim ktokolwiek zauważy - oświadczył mu z zaskakującym, jak na niego, przejęciem. Obydwoje jednak rozumieli, co mogło czekać Odinsona, jeśli ktoś z personelu by się dowiedział i żaden z nich nie miał ochoty oglądać go w stanie kompletnego otępienia przez podane leki. W "Shield" większość dzieciaków nazywała takich chodzącymi trupami. Niekiedy pracownicy bywali zmuszeni do zastosowania bezwględnych środków, aby opanować podopiecznego, dlatego wszystkie większe wybryki młodzież solidarnie starała się tuszować, aby nie dodawać do swojego jadłospisu jeszcze jednej, tymczasowej, tabletki - tej, która na pewien czas sukcesywnie robiła wodę z mózgu, sprawiając, że miało się siły tylko na spanie i ewentualny posiłek.

damned for all time | avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz