Rozdział -- | Wszystkiego najlepszego dla nas

755 115 56
                                    

ramones - blitzkrieg bop

Może to się wydawać komuś niemożliwe, absurdalne i najchętniej, by zaśmiał się w twarz człowiekowi, który powiedziałby, że avengers nie byli zawsze, ale ten ktoś miałby świętą rację, bo chociaż sławetna drużyna Phila Coulsona przeszła do historii w "Shield" to kiedyś sześcioosobowy skład nie miał o sobie pojęcia. No, może prócz pewnego wyjątku, będącym rudowłosą dziewczynką z miejsca w Rosji zapomnianym przez samo państwo i chłopcem z manią kradnięcia - nikt jednak nie winił go za nią, aby przeżyć, robiło się przecież już gorsze rzeczy, jak, na przykład, zabijanie, bądź zjadanie zwłok współtowarzyszy gdzieś na końcu świata. To przez pewien czas była jego ulubiona wymówka.

Nawet ich terapeuta nie mógł przewidzieć, że połączy ich niesamowicie silna więź, przyjaźń niemająca prawa wyjść im na dobre, bo jak Natasha miałaby zaufać złodziejowi i jak Clint miał znaleźć trochę czułości w zamkniętej traumami paranoiczce? Prawdopodobnie dlatego ta relacja była właśnie tak wielkim fenomenem, a całej sagi Harry'ego Pottera nie starczyłoby, aby opisać ich wspólne perypetie. 

Snuto teorie, że wszystko się udało, gdyż Barton wylewał siódme poty, aby zasłużyć sobie na niewielki skrawek w skutym lodem sercu dziewczyny i owszem, zapytana w końcu przyznałaby temu stwierdzeniu rację, jednak było coś jeszcze, coś o czym nikt inny nie wiedział, jakby byli na misji rangi S w Budapeszcie. 

Natasha nie rozumiała, czemu chłopakowi tak zależało na przyjaźnieniu się z nią. Dzieci do zabaw nie brakowało w "Shield", parę razy nawet widziała, jak biegał z nimi po podwórku, wtapiając się idealnie w tłum nibyprzeciętnych trzynastolatków, wbijając rekordowe gole do, jeszcze wtedy istniejącej, bramki, a mimo tego, zawsze odnajdywał ją na stołówce, gdzie samotnie jadła pod ścianą i siadał obok niej, nie mówiąc nic, więc w takiej ciszy spędzali cały swój posiłek. 

Zaczęło się od nieśmiałych pytań w stronę Coulsona. "Czemu mnie nie zostawi w spokoju?", "Ten Barton... Mówi coś o mnie?", ale mężczyzna tylko kręcił głową z politowaniem. 

- Sądzę, że zwyczajnie cię lubi - wyjaśnił wreszcie prostolinijnie podczas ich kolejnego spotkania.

Zapoczątkowało to nowy rozdział w życiu małej Rosjanki, która ostatni raz lubiąc kogoś, została tym zraniona, będąc wyrwana z rąk bliskich przyjaciół i nie mając już nigdy więcej szansy, by ich spotkać. Clint też kiedyś zniknie, była tego bardziej niż pewna, nie chciała się znów nabrać na obietnice, jednak pochmurna mina blondyna z każdym jej kolejnym zignorowaniem go przestała się jej podobać, a wręcz kuła wyrzutami sumienia.

- Hej - po raz pierwszy odpowiedziała na jego zaczepkę podczas obiadu po trzymiesięcznych próbach nawiązania kontaktu i nawet nie wyobrażała sobie, że jedno słowo z jej ust mogło wywołać u kogoś taką euforię.  

To było jak klątwa i błogosławieństwo naraz, bowiem od tego momentu Barton nie opuszczał jej ani na krok. Nie miała pojęcia, jak to robił, ale w końcu ona sama nie chciała, aby chłopak był gdziekolwiek indziej zamiast przy niej. 

- Wiesz - zaczął pewnego wieczoru, gdy układali pasjansa na łóżku w jego pokoju - Jutro mam urodziny. 

- Wiem - nie podnosząc na niego wzroku, odłożyła asa pik na bok. 

- Coulson powiedział, żebym nie spóźnił się na obiad. Myślisz, że zrobią mi niespodziankę z tortem jak innym? - spytał, wpatrując się w czubek jej głowy, gdy ona siedziała pochylona. 

- Na pewno - wzruszyła ramionami, wreszcie prostując się i spotykając spojrzenie przyjaciela. - Co? - zdezorientowanie odbiło się na moment na jej twarzy. 

- Kiedy ty masz urodziny?

- Nie mówmy o tym - poprosiła, wracając do odsłaniania kolejnych kart. 

- Chcesz je świętować ze mną? - przygryzł nerwowo wargę, szybko dodając - Jeśli nie lubisz swoich, możesz mieć nowe, razem ze mną, to będzie fajne, bo solenizant może prawie wszystko tego dnia, a wtedy my dwoje będziemy mogli prawie wszystko - wyjaśnił jej pokracznie.

- Clint - przerwała mu łagodnie - Nie musisz. 

- Ale chcę - odpowiedział od razu i przytulił sztywniejącą od szoku przyjaciółkę. Karty rozsypały się tak jak bariera w duszy Natashy, która nawet nie odwzajemniając uścisku, napawała się każdą milisekundą, wpatrując się w jeden punkt na ścianie. 

Nie brała jego słów, aż tak na poważnie, więc pozwoliła sobie o nich zapomnieć następnego dnia, będąc przy zapalaniu czternastu świeczek na torcie Bartona, podglądając, co zostanie wręczone mu w prezencie. Clint, podobnie jak ona, nie miał bliskich, którzy odwiedzaliby go tutaj, dlatego tym bardziej nikt nie wysyłał mu prezentów w tak ważną dla niego datę. "Shield" nie miało również pieniędzy, aby spełniać zachcianki każdego osieroconego, niechcianego lub zwyczajnie zawiedzionego przez rodzinę wychowanka, jednak uważała, że Coulson postarał się tak, czy siak, wyłapując z rozmów z chłopakiem opowieści o największej tabliczce czekolady, jaką w życiu widział i jaką obiecał sobie, gdy już będzie zarabiać jako dorosły, sprawić oraz zjeść z pełną satysfakcją. Właśnie ona była opakowana w prezentowy papier, czekając na bezlitosne pożarcie rozradowanego chłopca.

Jednak przy samym otwieraniu, zachwyt pojawił się na jego twarzy tylko na moment. Później w konsternacji rozpakowywał ją dalej, pośpiesznie i nerwowo, jakby od tego zależała cała reszta jego życia. 

- Clint, co ty... - zamarła z całą resztą, kiedy bezceremonialnie uderzył prezentem o kolano. 

Po pomieszczeniu rozległ się odgłos pęknięcia. Natasha nie wiedziała czy faktycznie była to czekolada, czy to zaciśnięta obręcz na jej sercu poddała się naporowi organu wypełnionego emocjami. 

Chłopak otworzył kartonowe opakowanie i wyciągnął dwie, idealne połówki, jedną podsuwając w stronę osłupiałej dziewczyny.

- Wszystkiego najlepszego dla nas - uśmiechnął się do niej. 

w a ż n e, proszę, przeczytaj notkę

pewnie paru z Was sie zastanawia, o co chodzi. Gdzie n o r m a l n y rozdział, czemu nagle o nich, czemu tak krótkooo, co to ma być

O sssso chodzi¿

A otóż, chodzi o to, moi mili, że moja przyjaciółka ma urodziny i to jest dla niej. Nie byle jaka, bo znacie ją. To ta sama, która pomaga mi wciąż w tym bałaganie, która ze mną siedzi i gdyby na temat wykreowanych przeze mnie postaci (like, to jest serio fajne: "A WYOBRAŹ SOBIE, ŻE TONY <wstaw tu coś fajnego>")

To, co chcę powiedzieć, to że gdyby nie ona, ta książka by nie istniała. Albo istniałaby, ale umarłaby na 3 rozdziale, bo moim życiowym celem wtedy było napisać o wejściu Tony'ego w fabułę, ale ona zawsze dawała mi zastrzyk energii, a niekiedy kopa w tyłek

Myślę, że zarówno ja, jak i Wy, moja garstko czytelników, których kocham po równo moim serduszkiem, zawdzięczamy jej wiele. Więc czy mogę mieć do Was maleńską prośbę?

Naróbcie hałasu w komentarzach dla niej, żebym pod koniec dnia mogła jej to pokazać


jestem za dobra dla ludzi



damned for all time | avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz