i can't handle change – roar
Gdyby się zastanowić, wszystko tego dnia próbowało uprzedzić Phila, a ten nie poświęcił choćby kilku chwil na refleksję nad danymi mu znakami. Najpierw jego ekspres do kawy odmówił dalszego posłuszeństwa – mężczyzna odkładał odkamienianie go tak długo, że urządzenie w końcu musiało postawić sprawę jasno: brak odkamieniacza, brak kawy. Bynajmniej nie przejął się tym bardzo, wciąż mógł przyrządzić sobie napój na miejscu w "Shield". Może poczciwy dyrektor nie inwestował w najdroższe ziarna arabiki, ale te oferowane pracownikom w pokoju socjalnym nadal klasą przewyższały zwykłą lurę z automatu.
Ptasie odchody rozbryzgały się centralnie na środku przedniej szyby jego samochodu w drodze do pracy. Nim pomyślał, uruchomił wycieraczki, rozmazując jedynie białą plamę równomiernie po szklanej powierzchni i resztę czasu spędzonego w korku przeznaczył na domywanie smug z pomocą spryskiwaczy z płynem. Jeśli już o zatorach ulicznych mowa, wydarzył się wypadek, przez co sznur samochodów ciągnął się w nieskończoność.
Na sam koniec złapała go ulewa, więc truchtem z auta udał się do tylnego, najbliższego wejścia do ośrodka, w którym pracował.
Dawno nie miał tak pechowego poranka, a wciąż nie połączył kropek, co mogło to zwiastować. Nie żeby Phil w zabobony wierzył, lecz w pewnym przypadku skłaniał się bardziej ku irracjonalnym wyjaśnieniom.
Otóż, gdy nareszcie zasiadł w swoim skórzanym fotelu, kładąc przed sobą teczkę z raportami z minionej nocy, wzdychając ciężko, usłyszał pukanie do drzwi swego gabinetu.
Skrzywił się. Nie mógł być to żaden podopieczny, ci mieli w tej chwili zajęcia. Żaden przypadkowy, zabłąkany rodzic również by tutaj nie dotarł, przynajmniej nie bez umówienia się na wizytę z tygodniowym wyprzedzeniem. Co prawda, niejaki Howard Stark zachowywał się, jakby go ta zasada nie dotyczyła, aczkolwiek nie sądził, by mężczyzna prędko postawił nogę w "Shield" po ostatniej utarczce z Furym.
Zatem pukanie do drzwi mogło oznaczać jedno: kłopoty.
Wstał zza biurka, poprawiając marynarkę, dopinając jej guzik i zaprosił niespodziewanego gościa do środka.
Wreszcie, poznając twarz przybyłego, doszedł do wniosku, że mógł się tego spodziewać.
Od samego początku.
— Zróbmy to szybko — stwierdził ten, zamykając za sobą po wślizgnięciu się przez próg do wnętrza.
***
— Będę musiał pracować. — Żale swe od piętnastu minut wylewał Clint. Znów. Któryś dzień z rzędu.
Być może wyrażał się emocjonalnie za ich dwóch – siebie i Natashę, bo ta milczała jak zaklęta o wszystkim, co ostatnim czasem najbardziej ją martwiło.
— Jestem pewien, że niezależność finansowa przypadnie ci do gustu. — Thor, jak zwykle, szukał plusów we wszystkim. — Będziesz mógł kupować sobie to, co chcesz.
— Będę musiał wydawać pieniądze na jedzenie, prąd i wodę, Thor — uprzytomnił go.
— Może będziesz zarabiał wystarczająco. — Wzruszył ramionami.
— Raczej nie na kasie w sklepie — zauważył naburmuszony.
Kto w ogóle to wymyślił? Kto zapewnił byłemu kleptomanowi pracę w sklepie? Głowił się nad tym, ale wreszcie doszedł do wniosku, że albo ktoś bardzo chciał mu zaszkodzić, albo zachęcić do dalszej pracy nad samym sobą dzięki zachowaniu odpowiedzialności i nie zaniechaniu wszelkich postępów osiągniętych podczas terapii. Znając "Shield" i ich zbyt optymistyczne spojrzenie w przyszłość, zapewne ta druga opcja była właściwą.
CZYTASZ
damned for all time | avengers
Fanfiction"- Każdy z nas wie, dlaczego tutaj jest. Jednak mam wrażenie, że nawet Fury nie ma pojęcia, jak stąd wyjść. - Pewnie drzwiami." Steve trafia pod skrzydła projektu Shield - ośrodka, gdzie każdy zagubiony dzieciak, według kolorowej ulotki, może się t...