Rozdział 20 | Rollercoaster

725 95 46
                                    

vance joy - riptide

Gdyby od razu wiedzieli, kim był tajemniczy mężczyzna, którego chcieli podsłuchać dnia odwiedzin małego Petera, nigdy nie próbowaliby tak haniebnego czynu. Zamiast tego rzuciliby się przed nim na kolana i ucałowali jego buty, skromnie podsuwając pomysły, że w "Shield" przydałaby się nowa klimatyzacja, ale telewizorem plazmowym również by nie pogardzili. T'Challa dopiero co zyskiwał rozgłos wśród amerykańskiej ludności, przybywając ze swojego państewka gdzieś w Afryce i naprawdę nikt nie dbał o to, czy robił cokolwiek dla nich z dobrego serca, czy z powodów politycznych. Dla każdego dzieciaka liczył się fakt, że mieli pojechać do wesołego miasteczka. Prawdziwego wesołego miasteczka z diabelskim młynem i rollercoasterami, gdzie będą mogli napchać się watą cukrową po uszy oraz może ustrzelić jakąś nagrodę. 

Pewnie pomysłu nienawidził najbardziej Coulson, który poważnie nagimnastykował się, aby wszystko miało prawo się udać, nie kończąc się jedną, wielką katastrofą. Za ogarnięcie całości logistycznie mógłby żądać sobie spadku po władcy Wakandy, ale jak na sflaczałego kapcia pracującego z dziećmi przystało wystarczyły mu ich uśmiechy na twarzach, kiedy odhaczane po kolei z listy wsiadały do autokaru. 

Bywali już w muzeach, na wycieczkach do zoo, ale park rozrywki był dla nich przełomowym wydarzeniem. Być może nie zdawali sobie sprawy, jakie rewolucje zaszły w organach "Shield", nim cały wyjazd doszedł do skutku, a jednym z priorytetów została czarna lista, gdzie pojawiło się nazwisko Bruce'a. Tak avengers niepochlebnie nazwali spis wychowanków, którzy nie mogli opuścić wraz z resztą budynku i najbardziej awanturował się o to Tony. Odpuścił dopiero, gdy jego starszy przyjaciel sam przyznał, że, tak naprawdę, nawet nie chciałby w tym uczestniczyć. Wiedział, dlaczego została podjęta taka, a nie inna decyzja - ze względu na swoje i innych bezpieczeństwo - lecz nie czuł żalu. Szczerze mówiąc, perspektywa niemal opustoszałego ośrodka napawała go satysfakcją, zamierzał skorzystać z tego czasu jak najlepiej, próbując przeprowadzić nieznaczną regenerację swoich zszarpanych nerwów. W gruncie rzeczy sam nie mógł doczekać się na wyjazd, nawet jeśli nie mógł w nim uczestniczyć, pozostając pod opieką paru osób w "Shield".

Dlatego musieli w końcu pożegnać się z nim płaczliwie, obiecując przywieźć mu coś z wycieczki. Teraz, będąc już w autokarze, przewracali w dłoniach specjalne karnety upoważniające ich do korzystania z atrakcji bez opłat, zastanawiając się, jak wielki splendor spłynął na nich. Jednym uchem słuchali, co kochana ciocia May powtarzała na temat zasad, których mieli się ściśle trzymać już na miejscu. Znaczące spojrzenia między Natashą, a Clintem sugerowały jednak zgoła coś innego. 

- Okej, co wam chodzi po głowach? - Steve, skoro już dawno został okrzyknięty matką ich drużyny, odważnie wyszedł z pytaniem do tej dwójki. 

- Nic wielkiego, panie kapitanie - odparł blondyn z tajemniczym uśmiechem - Na razie wiem tylko, że chcę zaliczyć wszystkie gry strzeleckie jakie będą dostępne. 

- No nie, znowu - jęknął Tony, uderzając tyłem głowy o oparcie, przypominając sobie, jakie niegdyś Clint miał zamiłowanie do celowania we wszystko. 

- Barton jest w to podejrzanie dobry - dodał dla wyjaśnienia Thor siedzący przy oknie. - Jakby operowały nim siły nieczyste. 

- Wal się, księżniczko, to talent - prychnął urażony, siadając prosto w swoim fotelu z ramionami założonymi na piersi. 

Nie byli pewni, kto na to wpadł, ale obdarzanie ich "kredytem zaufania" nie należało do najlepszych pomysłów i problemy na tle psychicznym były tutaj naprawdę niewielkim zmartwieniem. Poproszono ich jedynie, aby nie rozdzielali się od przydzielonych grup - Phil oczywiście zadbał, aby avengers mogli bawić się razem i aby pilnowali siebie nawzajem. W razie jakichkolwiek trudności mogli zgłosić się do pracowników wesołego miasteczka, ci, po szybkim szkoleniu, wiedzieli, jak kontaktować się z obecnymi tam przedstawicielami "Shield", którzy zamierzali spędzić ten czas w udostępnionej kawiarni, wiedząc, że oznaczone obciachowymi czapkami z logiem ośrodka dzieciaki nie opuszczą same tego miejsca. Tym sposobem sami mogli skorzystać z jakże słonecznego dnia na wyjeździe. 

damned for all time | avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz