Rozdział 38 | Irytująco smutny

617 105 37
                                    

sufjan stevens - mystery of love 

Steve zdawał się przygnębiony.

Zarówno jego współlokator, jego chłopak – tak, dorósł do myśli, aby nazywać w ten sposób Tony'ego – jak i reszta przyjaciół nie miała pojęcia, co kryło się za kiepskim samopoczuciem blondyna. Od razu mogli wykluczyć leki, prędzej upewnili się, czy na pewno je zażywał, ale Clint z ręką na sercu zapewnił, że tak.

Także zachowanie Rogersa stało się ich zagadką na kolejne parę dni. Steve musiał myśleć, iż nikt niczego nie podejrzewał, bo sam chyba przeceniał swoje umiejętności aktorskie. Uśmiechał się już bez tego olśniewającego blasku, maleńkie zmarszczki nie pokazywały się w kącikach oczu, a on sam wyglądał na wiecznie zgarbionego, jakby chorego. Podpytywali go od niechcenia, co u niego, nie próbując naciskać, lecz zbywał ich jakąś dobrą wymówką. Avengers było świadome, że jeśli potrzebowałby pomocy, zgłosiłby się do nich i nie wiedzieli, co bolało bardziej – że nie zwrócił się o pomoc, czy że jasny promyk drużyny Coulsona przygasł niczym słońce za chmurami w czasie jesiennej pluchy, która swoją drogą nieubłaganie zbliżała się wielkimi krokami.

Kiedy okazało się, iż nawet Natasha nie była w stanie rozwiązać tej tajemnicy bardziej lub mniej legalnymi metodami, zdecydowali wspólnie na wytoczenie ciężkiego działa, jakim ironicznie był najmłodszy z nich.

Tony naturalnie troskał się o blondyna nie mniej od reszty, a może nawet bardziej. Wciąż nie mógł powiedzieć, że znał go najlepiej na świecie. Nie, przed nimi jeszcze wiele drogi, ale nawet będąc ślepym dostrzegłby gorszy humor Steve'a. Jedno musiał przyznać – stresowała go rozmowa ze świadomością, iż Rogers prawdopodobnie jej nie chciał. Inaczej nie musieliby się głowić całą grupą, co mu dolegało, prawda? A sprawa wyglądała następująco: Tony za bardzo lubił przekraczać granicę. Najlepiej wiedział o tym Bruce, acz przyzwyczajony do tego, niekiedy nie zwracał już uwagi na grubiańskie zachowanie. Jednak Steve mógłby odebrać nacisk oraz prowokacyjne zaczepki ze strony bruneta zgoła inaczej, dobudowując parę cegiełek do muru, który tworzył się między nimi oczami Starka.

Dlatego obiecał sobie rozegrać to gładko. Na tyle, na ile potrafił.

Steve parę dni później zapukał do jego drzwi o wieczornej porze, uśmiechając się przepraszająco, co oznaczało tylko jedno – przeklęty duet Romanoff i Barton znów coś knuli. Weszło im w nawyk dotrzymywanie sobie wtedy towarzystwa, chociaż z czasem poczęli szukać jak najmniejszego pretekstu, byle spędzić ze sobą parę chwil.

Blondyn był już przebrany w piżamę. Szara koszulka z białą gwiazda w paru miejscach wciąż była wilgotna po niedokładnym wytarciu się ręcznikiem,  opuściwszy prysznic. Wziął ze sobą nawet swój koc, a pod pachę wcisnął czytaną aktualnie książkę.

Od słowa do słowa rozmowa ucichła, czego wcześniej nie doświadczali. Leżeli na jednym łóżku. Steve chyba z grzeczności ułożył się na boku w stronę Tony'ego, ale całą uwagę poświęcił swojej książce. Stark jeszcze przez chwilę nerwowo przeglądał social media, ale nie mogąc się skupić na niczym, odłożył telefon i wpatrzył się w chłopaka.

— Co? — Steve wreszcie zdał sobie sprawę z bycia obserwowanym.

Uniósł wzrok znad czytanego tekstu, spotykając ciemne oczy Starka wraz z jego zmarszczonymi brwiami.

— O co chodzi? — spytał go wprost.

Zaskoczony blondyn przymknął książkę, kciukiem zaznaczając stronę, na której skończył.

— Co masz na myśli? — Miał czelność zgrywać głupiego.

— Ciebie. — Przekręcił się na brzuch i podparł na przedramionach, ten jeden raz górując nad Stevem w momencie rozmowy. — To strasznie widać, wiesz?

damned for all time | avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz