Lucas wstał rano w bardzo dobrym humorze.
Wszystko gwałtownie się zmieniło, kiedy nie zobaczył w Wielkiej Sali ani Venus, ani Tiany.
Pół soboty spędził na szukaniu przyjaciółek. Próbował się nawet wkraść do pokoju wspólnego ślizgonów (Hernic Derrick go przyłapał i prawie odjął za to punkty), a kiedy to nie wyszło poszedł w kierunku wieży krukonów (zagadka kołatki była dla niego zdecydowanie zbyt skomplikowana, więc nawet nie próbował).
W końcu, po obiedzie, na którym dziewczyny też nie zamierzały się pojawić, stwierdził że ma dość. Wyszedł na błonia, siadając na trawie i patrząc jak drużyna krukonów lata nad boiskiem. Powoli robiło się ciemno i wszyscy wracali do zamku. Lucas nie miał na to ochoty.
Miał urodziny i nikt nie złożył mu życzeń.
Rozumiał Tianę, ona pewnie nie wiedziała kiedy je miał, ale Venus w zeszłym roku wysłała list do rodziców i poprosiła o trochę słodyczy dla niego z tej okazji. W tym roku zniknęła, a on nie miał pojęcia gdzie. Nawet w Wool's dostawał jakieś skarpetki czy koszulkę z tej okazji. Teraz nawet nie usłyszał życzeń.
- Czyżby nasz ukochany puchon siedział smutny?-rozległo się nagle nad jego głową.
- I to tak w urodziny?-spytał następny głos, choć dla niego brzmiało to identycznie.
- Skąd wiecie kiedy je mam?-blondyn spojrzał na dwie rude głowy.
- Mamy swoje sposoby, co braciszku?-odezwała się ten po prawej, wieszając się na ramieniu drugiego.
- Wiele różnych sposobów-dodał ten drugi, kiwając głową.
- Wkradliście się do gabinetu Dumbledore'a czy jak?-prychnął, wracając do patrzenia na boisko.
- A gdzie te twoje wredne przyjaciółeczki?-zapytał któryś z nich.Widząc, że puchon nie zamierza odpowiedzieć, bliźniacy stwierdzili, że odpowiedź była oczywista. Usiedli po dwóch stronach Lucasa, który zmierzył ich nieufnym spojrzeniem. Bliźniak po lewej opatulił go ramieniem.
- Zapomniały, co?-spytał.-Przykro.
- Co!? Nie! Wcale nie zapomniały!-oburzył się blondyn.-One tylko...
- Słuchaj-odezwał się gryfon po prawej.-Zasługujesz na lepszych znajomych, McKinnon.
- Takich, którzy będą pamiętać o twoich urodzinach...
- Złożą ci życzenia...
- Swoją drogą...
- Wszystkiego najlepszego-powiedzieli równocześnie.
- No i nie będą zaślepieni czystością krwi.Lucas, choć rozczarowany dniem swoich urodzin, nie zamierzał grać tak jak zagrają Weasley'owie. Zepchnął z ramienia dłoń jednego z bliźniaków i wstał z trawy, patrząc na nich wściekle.
- I wy zgłaszacie się na ochotników?
- Oczywiście!-krzyknęli od razu, a Lucas prychnął wściekle.
- One wcale nie są zaślepione!-oburzył się.
- Mały...
- Naiwny...
- Puchonek-zakończyli wspólnie.
- Przecież Black mieszka z Malfoy'ami i pochodzi z rodziny czystokrwistych arystokratów.
- Cregence też jest z takiej rodziny, co nie?-spytał drugi, gdy obydwoje wstali z trawy.-Ani jednej...
- Ani drugiej...
- Nikt dzisiaj nie widział-stwierdzili, widząc jak blondyn uśmiecha się nagle.
- W takim razie radzę się odwrócić-usłyszeli.Venus wraz z Tianą stały za nimi, trzymając różdżki w dłoniach. Co najdziwniejsze, gryfoni mieli wrażenie, że znali te dwa patyki.
- To są...
- Nasze...
- Różdżki!-krzyknęli.Twarze rudzielców zrobiły się bardziej czerwone, niż ich włosy. Próbowali odebrać swoje własności od dziewczyn, jednak one uniosły ręce w górę, nie pozwalając im do nich dosięgnąć. Czasami cieszyło je, że są wyższe od nich. Mogły popatrzeć na tych idiotów z góry.
- Może pożyczcie miotły od waszej drużyny?-podsunęła Tiana z szelmowskim uśmiechem.-Chyba, że nigdy nie widzieliście żadnej na oczy-dodała, robiąc smutną minkę.
Weasley'owie oczywiście szybko połapali się o co chodzi. Popatrzyli na nią z jeszcze większą wściekłością, niż wcześniej. Venus zaśmiała się perliście. Lucas w końcu tego dnia szczerze się uśmiechnął. Zarówno on, jak i Venus znali historię z pierwszej lekcji latania.
- Ty...-syknął jeden z nich i już chciał się na nią rzucić, kiedy jego brat zatrzymał go siłą.
- Fred, bracie, ja rozumiem, że to Black, ale pomimo tego, dziewczyn nie bijemy.
- Oh, jaka szarmancja-prychnęła Venus.-Spadajcie stąd, bo inaczej wypróbuję na was wasze własne różdżki.
- Oddajcie je, albo zabierzemy je siłą i nie będzie już szarmancji-powiedział wściekły rudzielec, który przed chwilą uspokajał swojego brata.
- Co tu się dzieje?-rozległo się nagle.Zarówno Tiana, jak i Venus schowały dłonie za plecami i odwróciły się w kierunku głosu jak poparzone. Stał tam Snape, który mierzył całą piątkę niezadowolonym spojrzeniem. Zresztą kiedy on był zadowolony?
- Te dwie zabrały nam nasze różdżki!-powiedział jeden z bliźniaków.
- Z tego co widzę, wystają wam z kieszeni-mruknął nauczyciel.Rudzielcy spojrzeli w dół i rzeczywiście. W kieszeniach ich spodni znajdowały się ich różdżki. Snape spojrzał na ich zdumione miny i wywrócił oczami. Lucas uśmiechnął się pod nosem, wiedząc, że to on je tam włożył. Zabrał je szybko z rąk ślizgonki i krukonki, wykorzystując sytuację chwilowego zamieszania.
- Ale...
- Ale...
- Żadnego „ale", Weasley. Jesteście na tyle nieuważni, że nie powinienem was w ogóle wpuszczać do mojej klasy. Szybciej Black zdobędzie następne punkty z eliksirów, niż wy zrobicie coś dobrze na moich zajęciach-prychnął.-Minus dziesięć punktów od każdego z waszej dwójki i szlaban z panem Filchem jutro rano.
- Za co!?-krzyknął jeden z nich.
- Za próbę oczerniania ślizgona przed jego opiekunem-syknął nauczyciel.-Do zamku! Cała piątka!
- Profesorze Snape?-Tiana odezwała się, udając niepewność. Nauczyciel zmrużył oczy, odwracając się w jej kierunku.-Ja, Venus i Lucas mamy pozwolenie na nocne prace w szklarni od pani Sprout-powiedziała.-Czy możemy już iść? Nasze mandragory potrzebują dodatkowej opieki. Oczywiście jeśli nie będzie to problem?-spytała, robiąc oczka małego dziecka, które prosi o cukierka.Severus Snape w tamtym momencie postanowił, że nie będzie czepiał się tej ślizgonki aż do końca jej nauki w Hogwarcie lub może nawet dłużej. Robił to przeciwko samemu sobie. W końcu była córką wilkołaka i jego prześladowcy ze szkolnych lat. W tamtym momencie zrozumiał, że może i w pewnym stopniu była do nich podobna, ale wychowała się z Malfoy'ami. Wiedziała jak manipulować, jak zmusić kogoś zwykłą perswazją do tego, czego chciała. No i już nie raz udowodniła, że była sprytna i inteligentna. Była ślizgonką, a on właśnie w tamtym momencie zaczął to zauważać. Severus Snape złagodniał wobec osoby, której chciał nienawidzić.
Weasley'owie byli wściekli. Nie mieli pojęcia jak różdżki pojawiły się w ich kieszeniach, ale byli przekonani że te dwie za tym stały. Do tego Black... Ta dwunastolatka wprawiała ich w chęć mordu. W tamtym momencie zawarli milczący pakt, że zrobią wszystko, żeby wyciągnąć z niej informacje o Huncwotach. Wszystko, żeby uprzykrzyć jej życie.
- Możecie iść-oznajmił Snape.-I dwadzieścia punktów dla Slytherinu za poprawne wysławianie się do nauczyciela. Nie wrzeszczenie mu prosto w twarz-syknął, patrząc na dwójkę gryfonów, których prowadził do zamku.
Tiana uśmiechnęła się cwanie. Bliźniacy patrzyli na nią przez całą drogę do zamku, czując czystą nienawiść. Ona za to czuła dumę. Pozbyła się ich i zdobyła punkty praktycznie za nic.
- No... To było niezłe-stwierdził ponuro McKinnon, a nastolatki wymieniły spojrzenia.
- Chyba nie myślałeś, że zapomniałyśmy, co?-spytała Venus.
- Co?
- Nie było nas przez cały dzień, bo musiałyśmy wszystko przygotować-dodała Tiana, przytulając puchona.-Wszystkiego najlepszego z okazji trzynastych urodzin, Pajacu.
- Sto lat, Luke!-krzyknęła krukonka, dołączając do przytulasa.Pamiętały.
I tylko to się dla niego liczyło.
- No?-spytała Venus.-Chodźmy już!
- Gdzie?-zdziwił się blondyn.
- Jak to gdzie?-spytała brunetka.-Do szklarni!
CZYTASZ
PANNA BLACK I era Golden Trio
FanfictionTiana Adara Black. Córka mordercy, bratanica szajbuski, pupilka Snape'a... Nie, to ostatnie należy wykreślić z listy. Nauczyciel eliksirów zdecydowanie za nią nie przepadał. Tak samo jak dwójka rudzielców z jej roku. W każdym razie, z mugolskiego...