97. Jedna wielka tajemnica

928 86 5
                                    

- Chcę wiedzieć, dlaczego akurat nas tak bardzo nienawidzisz.
- Co?

Tiana stała zszokowana. Chyba nie powinna była posyłać w niego zaklęciem. Musiał się walnąć w głowę. Ewentualnie po prostu był walnięty. Tak mniej więcej już od urodzenia.

- No...-rudzielec zaczął niepewnie.-Dlaczego nas tak bardzo nienawidzisz? Mnie, George'a i ogólnie gryfonów z naszego rocznika. Widziałem jak uśmiechałaś się przy przydziale tegorocznych. Zwłaszcza przy Potterze i Longbottomie. Ich lubisz, ale gryfonów z naszego roku nienawidzisz i...
- Naprawdę nie wiesz?-prychnęła, a Fred zdołał usłyszeć nutkę gorzkiej wściekłości w jej głosie.

Brunetka spojrzała na niego, jakby niedowierzała w to, co się właśnie działo. Jednak Weasley patrzył na nią z niekrytym zaciekawieniem.

- Idiota...-mruknęła, odwracając się, żeby wyjść.
- Black!-krzyknął za nią.

Dziewczyna poczuła szarpnięcie za ramię, jednak się wyrwała. Ponownie spojrzała na gryfona, zdając sobie sprawę, że najwyraźniej nie tylko ślizgoni nie potrafią odpuścić w dążeniu do celu.

- Przepraszam.

Jedno słowo. Zawzięcie wymalowane w pistacjowych tęczówkach powoli znikało. Kiedy Fred myślał, że dziewczyna zaraz coś powie, ta ponownie się odwróciła i szturmem ruszyła przed siebie, równocześnie zostawiając go samego sobie.

Gryfon wstał z nieco obolałym od zaklęcia ciałem i usiadł na kanapach znajdujących się w przedziale. Spojrzał w kierunku drzwi, by po chwili westchnąć i odwrócić wzrok do okna. Krajobraz rozmazywał się na tyle szybko, że równie dobrze mógł siedzieć w wielkim świstokliku. Nic by go już nie zdziwiło.

Fred nie miał pojęcia skąd się wzięła jego obsesja na punkcie tej ślizgonki. Nigdy mu nie odpowiadała. Co to, to nie! Była wredna. Zawsze była wredna. Odkąd pamiętał, dokąd dał radę sięgnąć myślą... A jednak, kiedy widział ją w Skrzydle lub gdy pomogła wtedy temu młodemu Thomasowi, widział całkowicie inną osobę. I chyba to go tak bardzo intrygowało.

- Tiana...-mruknął bez większych emocji.-Kim tak naprawdę jesteś, co Black? Bo jak dla mnie... Jedną, wielką zagadką.

Tymczasem ślizgonka siedziała na schodach, po których jakis czas temu weszła do wagonu. Ku jej radości, korytarz w tamtej części wagonu nie był zabudowany. Dzięki temu jej włosy rozwiewały się na wszystkie strony z powodu wiatru. Potrzebowała pomyśleć, ale tak w zasadzie sama nie wiedziała o czym. Czuła się... Tak w sumie to jak?

Wykorzystana? Zdradzona? Oszukana? Okłamana? Tylko to przychodziło jej na myśl, kiedy w odmętach jej umysłu pojawiało się imię Ambinga.

Z kolei o Weasley'u myślała całkowicie inaczej. Czuła irytację i wściekłość. Zawsze wściubiał nos tam, gdzie nie powinien. Odkąd pamiętała, dokąd dała radę sięgnąć myślą... Jednak ten jego spokojny, przepełniony idylią ton, którego nigdy wcześniej nie słyszała, sprawiał, że gryfona nawet dało się znieść. Nawet... Na zaledwie kilka sekund, by po chwili znów coś palnął i przypomniał wszystkim wokół jak wielkim jest idiotą.

- Frederick-powiedziała z wyraźnym obrzydzeniem na twarzy.-Kim tak naprawdę jesteś, co Weasley? Może gdzieś pod tą paskudną, lwią grzywą odnajdzie się choćby ptasi móżdżek?

*'*

- Lobito...

Tiana podbiegła do Remusa, rzucając mu się na szyję. W mugolskim Londynie mogli być kimkolwiek chcieli. Z dala od Kings Cross i czarodziejów mogli robić wszystko, co im się żywnie podobało.

- Papa...-odparła z uśmiechem.-¿Qué tal? ¿Bien?
- Mi hija española-zaśmiał się, przytulając ją najmocniej jak potrafił.-Gotowa?
- Na co? Myślałam, że spotkamy się pod Wools i pójdziemy do domu-zdziwiła się.

Kątem oka obserwowała jak Lucas stał w oknie swojego pokoju. Pomachał jej, a ona z daleka mogła dostrzec jak do niej mruga. Jednak raptem sekundę później puchon odwrócił się gwałtownie, pokazując wyłącznie swoje plecy. Mimo tego Tiana wyczuła, że był szczęśliwy. Pewnie z powodu Jake'a...

- Mamy troszeczkę inne plany-zaśmiał się Lupin.-Walizkę masz pomniejszoną?
- Tak, ale...
- No to lecimy-oznajmił, łapiąc ją za ramię.

Tiana poczuła szarpnięcie w żołądku. Obserwowała jak świat wiruje dookoła niej, a kolory zlewają się ze sobą w jedną wielką plamę, której nawet nie potrafiła rozpoznać. Upadła z powodu tak gwałtownej deportacji. Tylko przez chwilę zastanawiało ją czy nie będą mieli problemów z tego powodu, bo wielu mugoli mogło ich przyuważyć. Tylko przez chwilę, bo raptem kilka sekund później odebrało jej mowę ze względu na widok, jaki ukazał się jej oczom.
_________________________________________________

Na górze macie cudowną pracę Gryffindor__Witch. Osobiście jestem w niej zakochana i od jakiegoś czasu wpatruję się w nią jakby było to dzieło samego Monet'a lub Matisse'a❤️ Jeszcze raz dziękuję, bo ten fanart cieszy moje serce odkąd zobaczyłam go po raz pierwszy, a teraz postanowiłam się podzielić nim z moimi czytelnikami!

PANNA BLACK I era Golden TrioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz